Grunt, że ludzie w ogóle czytają – wywiad z pisarką Hanną Bilińską-Stecyszyn
– Witaj, Haaaniuu! Jak się czujesz? Jak sprzedają się Twoje książki? Czy trudno być pisarką we współczesnej Polsce?
– Dzień dobry, Jaaarkuu. Dziękuję za zaproszenie do rozmowy. Obawiam się wprawdzie, że nie jestem tą, która mogłaby spełnić Twoje oczekiwania, ale postaram się… Zatem po kolei. Czuję się “stosownie do wieku” (silverowego). Co do sprzedaży książek – to raczej pytanie do tych, którzy piszą zawodowo. Ja zaś jestem emerytką, czyli “stypendystką ZUS-u”, i pisanie jest moim hobby i “odrdzewianiem” mózgu, a nie sposobem zarobkowania. Cieszy mnie zatem każdy egzemplarz, który trafia do rąk czytelników. Lecz tym, którzy chcą żyć wyłącznie z pisania, pewnie nie jest łatwo (poza wyjątkami, rzecz jasna).
– Przypomnijmy czytelnikom, że współpracowałaś z naszym nieregularnikiem artystyczno-literackim… Nie ukrywałaś swoich sympatii literackich… Zawsze w Twoim sercu gościł Konstanty Ildefons Gałczyński. Dlaczego akurat ten poeta wkradł się do Twojego serca?
– Lubię wiersze wielu poetów, lecz Gałczyński jest dla mnie jedyny. Wiecznie żywy. I aktualny! Jego “Łezka i groteska” od bardzo dawna są mi bliskie, lecz nie pamiętam, co było bezpośrednią iskrą. Może wiersze recytowane na szkolnych akademiach? Przeczytałam całe “Dzieła” i to nie raz, mam dwie półki z książkami Gałczyńskiego i o Gałczyńskim, wiele utworów mogę cytować z pamięci. Nie chcę zanudzać przykładami miłości do twórczości K.I.G., zainteresowanych zapraszam do przeczytania moich zapisków blogowych, a także do artykułów na stronie “Mojej Przestrzeni Kultury”. Zaś co do współpracy z nieregularnikiem, przecież ona trwa nadal, mimo że tylko incydentalnie!
– Czy mogłabyś powiedzieć, jak zostaje się wydawaną i czytaną pisarką? Czy to jest kwestia talentu, samozaparcia, czy może jeszcze jakieś inne czynniki odgrywają rolę w tym, że osiągamy zamierzony sukces?
– Spróbuję odpowiedzieć, choć nie jestem sławna, mam skromne doświadczenie wydawnicze i jeszcze niedawno nazywałam siebie tylko “kobietą piszącą”. Zapewne każdy przypadek przedstawia się nieco inaczej, lecz jedno według mnie jest wspólne: chyba żaden pisarz nie został nim wbrew własnej woli. Więc najpierw są chęci i marzenia. Ja tego pragnęłam od dawna. Zawsze coś pisałam – szkolne wypracowania, dziewczęcy pamiętniczek, tłumy listów do znajomych, od ponad czterdziestu lat dziennik domowy. To były moje “warsztaty literackie”. Marzenie o pisaniu i wydawaniu książek spełniam dopiero na emeryturze, wcześniej – jako zapracowana nauczycielka, żona, matka, gospodyni domowa – nie miałam czasu. Czy mam talent? Raczej nazwałabym to łatwością pisania. Samozaparcie? Owszem, ale w tym, że moje książki mogły się ukazać, bardziej dopomógł mi szczęśliwy przypadek, ba, kilka takich. Mam na myśli spotkanie w życiu wielu dobrych i pomocnych ludzi, dzięki którym mogłam zaistnieć jako pisarka.
– Co Cię najbardziej interesuje i zarazem fascynuje w literaturze? Mówiąc innymi słowami – czego szukasz w literaturze? Wartości, rozrywki, czy może czegoś zupełnie innego?
– Czym byłby świat bez literatury? Mam przekonanie, że zawdzięczam jej więcej niż edukacji szkolnej – przecież charakter człowieka, jego zamiłowania i dążenia kształtują się w dzieciństwie i młodości, a ja od kiedy poznałam litery, uwielbiałam czytać. Całe moje pokolenie było takie “zaczytane”, dyskutowaliśmy o książkach, snobowaliśmy się nawet na czytanie “Ulissesa”, a biblioteka to był nasz raj. Dziś czytam dużo mniej. Raczej literaturę lekką, choć zdarzają się i perły. Fascynuje mnie, jak piszący, zwłaszcza ci z górnej półki, wspaniale operują słowem. Jak potrafią wstrząsnąć emocjami czytelników. Czytam głównie powieści obyczajowe i biografie. Nie lubię horrorów, s.f. i fantasy. Trzymam się ziemi!
– Wiem, że to bardziej pytanie do krytyków literackich, ale… może pokusiłabyś się odpowiedzieć na pytanie… Dlaczego dzisiaj prawie nikt nie pisze tak, jak pisał Balzac czy Gogol? Przecież to jest wielka literatura! Czy dzisiaj tzw. literatura wysoka nie ma szansy, żeby znaleźć odbiorców?
– Tęsknimy za wielką literaturą, to fakt. Jednak nie wiem, czy potrzebne jest etykietkowanie. Podział na literaturę wysoką i masową. Granice między nimi chyba są zatarte. Grunt, że ludzie w ogóle czytają. No i wśród pisarzy co roku jest wielu kandydatów do nagród literackich, to też o czymś świadczy. Czy książki naszej noblistki Olgi Tokarczuk to nie jest literatura wysoka? Albo innej niedawnej noblistki, Francuzki Annie Ernaux? Właśnie zaczęłam czytać jej “Lata”. Czuję, że czeka mnie uczta literacka, że się utożsamię i w upływie tych lat Ernaux odnajdę również swoje. A Wiesław Myśliwski, którego powieści recenzowałam dla MPK? Mistrzostwo! Zatem nie dramatyzujmy – literatura wysoka wciąż powstaje i znajduje odbiorców.
– Dalej będę drążył, bo może jest odrobina nadziei, że literatura ambitna ma jeszcze szansę szerzej zaistnieć? Czy jednak nasz rynek zostanie doszczętnie zalany kryminałami, erotykami i temu podobną – przepraszam za określenie – tanią literacką tandetą?
– Znowu odpowiem trochę przekornie. Do której kategorii zaliczyłbyś Twojego ukochanego pisarza Marka Hłaskę? Z pewnością do literatury ambitnej. Jest renesans jego twórczości, a więc w pewnym sensie znowu szerzej zaistniał. Czy powieści Eleny Ferrante lub Valérie Perrin (z zachwytem przeczytałam niedawno jej bestseller “Życie Violette”) to jedynie czytadła dla mas, czy może jednak sam Balzac by je pochwalił? Kryminałów też ostatnio połknęłam kilka – raczej nie były “tanią literacką tandetą”, aczkolwiek do “Millenium” Stiega Larssona im daleko. Zapewne masz dużo racji z tym zalaniem rynku literaturą niskich lotów – lecz i ona ma swoich fanów. Niestety (a może na szczęście dla autorów i wydawców?) dziś książkę może wydać każdy, byle dysponował odpowiednimi zasobami finansowymi. Cóż, na otarcie łez zawsze możemy wrócić do “Lalki” Prusa…
– Gdybyś miała udzielać porady młodym twórcom, którzy zamierzają podbić nasz krajowy rynek wydawniczy, to co byś powiedziała?
– Żeby dużo, bardzo dużo czytali. Szukali wydawców, jest ich teraz na rynku mnóstwo. Nie zrażali się niepowodzeniami. I przede wszystkim, żeby nie czekali z debiutem aż do emerytury!
– Czy Hanna Bilińska-Stecyszyn żyje tylko literaturą, czy ma jakieś pozaliterackie hobby? Pragnę dodać, że z Twojej strony na Facebooku można się dowiedzieć, że na przykład uwielbiasz spływy kajakowe…
– Potwierdzam. Uwielbiam spływy kajakowe. Do niedawna to były dwutygodniowe “hardkory” w dziczy. Dziś już skromniej, więc zrobiłam sobie przyjemność (mam nadzieję, że również czytelnikom) utrwalenia tej miłości na kartach najnowszej powieści “Wystarczy pokochać”. Poza tym… lubię stać przy garach i jako zodiakalnemu Rakowi najlepiej mi we własnym domu. Kiedyś interesowałam się filmem, kochałam kino, lecz w moim miasteczku kino od dawna nie funkcjonuje…
– Życząc Ci dużo zdrowia i samych sukcesów na polu literackim, pozostajemy również otwarci na Twoje teksty na stronie “Mojej Przestrzeni Kultury”. Bardzo dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję – zwłaszcza za życzenia zdrowia, bo czeka mnie teraz dużo wyjazdów, m.in. na targi literackie i spotkania autorskie. Chcę też dokończyć nową powieść; niby finał już za zakrętem, a wciąż nie mogę postawić ostatniej kropki. Obiecuję, że napiszę coś na stronę “Mojej Przestrzeni Kultury”… tylko kiedy ja na to znajdę czas?
Rozmawiał:
JAROSŁAW HEBEL