HEBEL: Broniewski – miłość, wódka, polityka

Opublikowana przez Wydawnictwo Iskry książka Mariusza Urbanka “Broniewski. Miłość, wódka, polityka” to bardzo wciągająca pozycja, w trakcie lektury której można zupełnie zapomnieć o świecie rzeczywistym. Nie ukrywam, że z wielką radością przyjąłem biografię autora trenów poświęconych ukochanej córce Ance. Książka została wydana przepięknie – w twardej oprawie (z obwolutą ze skrzydełkami), ze świetnie dobraną kolorystyką z dominującym kolorem czerwieni na okładce.

Przyznaję, że od dawna mam wielki problem z Władysławem Broniewskim. W jego życiorysie znajdziemy piękną legionową kartę, ale jednocześnie dał się wykorzystać stalinowskiej propagandzie. Uważam go za jednego z bardziej utalentowanych naszych poetów, któremu przyszło żyć w bardzo burzliwych czasach. Już we wstępie Mariusz Urbanek pokazuje Broniewskiego, który potrafił sprzeciwić się Bierutowi, jeśli chodzi o napisanie nowego hymnu Polski. Odmawiając, miał wtedy odpowiedzieć: “Bo to tak, jakbym orłowi polskiemu urwał głowę”.

Młodość poety upłynęła pośród wojaczki, pijaństwa i używaniu sobie z kobietami. Za bohaterstwo pod Drohiczynem został odznaczony w 1920 roku orderem Virtuti Militari. Trzeba przyznać, że prowadził barwne życie. Nie był odporny na niewieście wdzięki, w tym także jednej z prostytutek czy innych lekko prowadzących się pań. Mogłoby to oczywiście szokować, gdybyśmy nie znali przeszłości innych artystycznych dusz. Poznawał też takie kobiety, jak np. Iza Szwarc, która była pierwowzorem Heli Bertz z powieści Witkacego “Pożegnanie jesieni”. Na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego słuchał wykładów prof. Tadeusza Kotarbińskiego. Zbliżył się do futurystów, przyjaźnił się z Aleksandrem Watem, zachwycał się rewolucyjną poezją Majakowskiego, którego miał okazję osobiście poznać. Po samobójstwie rosyjskiego poety napisał wiersz: “Niechaj nam słowo jak rad/ tkanki serca przepali/ Chwała temu kto padł. My idźmy dalej”.

Można by jednak za autorem powiedzieć, że Broniewski tak naprawdę był usytuowany pomiędzy skamandrytami a futurystami, w środowisku których poza Brunonem Jasieńskim nie było wielkich talentów. Do futurystów Broniewskiego przyciągało pod względem ideowym, podczas gdy poeci pokroju Lechonia, Iwaszkiewicza czy Wierzyńskiego urzekali go z kolei wielkim talentem. Zgodziłbym się z Mariuszem Urbankiem, że autor “Bagnetu na broń” zaczął wyraźnie skręcać w lewo po zabójstwie prezydenta Narutowicza przez fanatycznego endeka Eligiusza Niewiadomskiego. Po tym wydarzeniu stwierdził, że teoretycznie bliżej mu do komunistów, a praktycznie – Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Powiedziałbym, że nie on jeden boleśnie przeżywał śmierć Narutowicza i był rozczarowany ustrojowym kształtem niepodległego państwa. Żeromski przecież dał tego wyraz w swojej najgłośniejszej powieści – “Przedwiośnie”, a Józef Piłsudski na pewien czas nawet wycofał się z życia politycznego i osiadł w Sulejówku.

W książce Urbanka widzimy Broniewskiego zradykalizowanego, pełniącego funkcję sekretarza “Nowej Kultury”, pisma literackiego związanego z lewicą komunistyczną. Poza doraźnym angażowaniem się w wydawnictwa młodopoetyckie, uczestniczył również we współtworzeniu Teatru Robotniczego w Domu Kolejarza na Dworcu Wschodnim w Warszawie. Później teatr ten został przekształcony w Robotnicze Studio Teatralne, a do zespołu dołączył m.in. wybitny reżyser i inscenizator – Leon Schiller czy Tacjanna Wysocka, tancerka i baletmistrzyni.

Wiemy, że Broniewski zadebiutował tomem wierszy “Wiatraki”. Chwalony był przez krytyków za pierwszorzędny talent, ale jednocześnie oskarżany za deklaracje komunistyczne. Nie wiem, czy należałoby uznać za paradoks, że Broniewski równocześnie został sekretarzem “Wiadomości Literackich”. Było to bowiem literackie pismo prosanacyjne, które czytali prawie wszyscy i przez które przewijali się np. młodzi dopiero co debiutujący poeci. Dodatkowo pisywali w nim wszyscy, którzy w literaturze coś znaczyli, jak np. Antoni Słonimski czy Julian Tuwim. Kontakty Broniewskiego z jednym i z drugim szybko przerodziły się w przyjaźnie, co też przejawiało się we wspólnych wypadach do kultowej Ziemiańskiej na “pół czarnej”.

Broniewski jako piłsudczyk poparł przewrót majowy Piłsudskiego, jak zresztą uczyniło to większość stronnictw politycznych, ale przeżył wielki wstrząs, kiedy dwa lata później na placu Teatralnym w Warszawie policja rozbiła robotniczą manifestację. Szczególnie go zabolało, że jego znajomi z PPS-u pomagali w tym sanacyjnej policji. To po tym zajściu napisał “Balladę o placu Teatralnym”, jak później się okazało – skonfiskowaną przez policję. Nękanie częstymi rewizjami jednak nie przeszkadzało Broniewskiemu we wspólnym biesiadowaniu w Ziemiańskiej z ludźmi Piłsudskiego – gen. Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim czy kpt. Mieczysławem Lepeckim.

Broniewski poślubił Janinę Kunig, dogmatyczną komunistkę, matkę swojej córki Anki. Miał jednak wiele romansów, które w ostateczności okazały się zabójcze dla jego małżeństwa. Zakochał się na przykład w młodszej od niego o piętnaście lat studentce prawa Irenie Hellman, do której nasz poeta potrafił pięknie pisać: “Całuję Cię i klęczę przed Tobą, i żałuję, że nie umiem modlić się do Ciebie”. Jej rodzina próbowała przeszkadzać w spotkaniach z Broniewskim. Co więcej – sam poeta niczym typowy szlachciura nawet pojedynkował się na szable o swoją kochankę z jej bratem Anatolem. Po tej walce, w czasie której zaliczył kilka draśnięć, z całym towarzystwem (m.in. z sekundantami) poszedł zatracić się w alkoholu.

Powiedziałbym, że Broniewski płacił za swoje wybory ideowo-polityczne. Myślę o jego komunizowaniu w Polsce międzywojennej, za co zresztą trafił do aresztu. Później doświadczał nieustannych prześladowań i rewizji. Nie wziął udziału w wojnie domowej w Hiszpanii. Był jednak żywą legendą, autorem kilku tomów poetyckich, pomijając ich ideologiczny wydźwięk, na ogół dobrze przyjmowanych przez krytyków literackich. Jego najważniejszy wiersz “Bagnet na broń” po wybuchu wojny był kolportowany także przez przeciwny komunistycznemu endecki obóz polityczny.

Trzeba przyznać, że Broniewski miał duże poczucie humoru. Potrafił na przykład przedstawić się słowami: “Jestem Broniewski. Polak. Katolik. Alkoholik”. Szczególnie ujmuje mnie fragment, w którym autor opisuje, jak po wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku, jeżdżąc na rowerze szukał swojego oddziału. Miał z tym problem, gdyż wyrażając prokomunistyczne sympatie, ojczyzna nie upominała się o niego jako o obrońcę jej granic. Może dziwić, że – mimo iż przesiedział w sowieckim więzieniu ponad połowę z tysiąca dni i boleśnie dostał w kość – do końca nie wyparł się swoich wcześniejszych ideałów. Bardzo jednak irytowali go wszyscy ślepo wierzący w komunistyczną ideologię i zachwycający się państwem rządzonym przez Stalina. Można by powiedzieć, że przed wojną Broniewski wierzył w lepszy świat, rewolucję, sprawiedliwość i komunizm. Później na własnej skórze zaczął się przekonywać, że jest to ustrój nieludzki, o czym był przeświadczony aż do szpiku kości.

Po wojnie Broniewski wrócił do kraju, za którym tęsknił. Był związany z Marią Zarębińską, po śmierci której w szwajcarskiej klinice po prostu płakał. Ujął mnie fragment, w którym autor cytuje wypowiedź Marii Dąbrowskiej o naszym poecie, który miał “[…] opinię człowieka, choć w pewnym sensie upadłego (alkoholik), ale szlachetnego i odważnego”. Pił coraz więcej… Za usprawiedliwienie podawał np. śmierć swojej ukochanej żony. Trzecia żona Wanda nie była w stanie wyciągnąć go ze śmiertelnego nałogu. Zaprzyjaźnił się z mieszkającym w sąsiedztwie Konstantym Idefonsem Gałczyńskim, z którym oprócz niekwestionowanego talentu połączyło go również uczucie do alkoholu.

Urbanek pokazuje Broniewskiego nie tylko jako poetę pomnikowego, ale też jako zwykłego człowieka. Rozbawił mnie fragment, w którym autor wspomina, że gdy poeta spotykał premiera Józefa Cyrankiewicza, zawsze nucił “Pierwszą Brygadę”. Cyrankiewicz właśnie dlatego miał unikać Broniewskiego, którego nie uczynił redaktorem “Nowin Literackich”, powierzając funkcję naczelnego Jarosławowi Iwaszkiewiczowi.

Pamiętajmy, że w PRL-u wykrzywiono obraz Broniewskiego, poprzez ukazywanie go prawie wyłącznie jako poetę zaangażowanego politycznie. Chyba nie chciano pamiętać, że był przecież autorem również poezji lirycznej – np. szczególnie poruszających trenów na cześć tragicznie zmarłej córki Anki, którą kochał jak nikogo innego na świecie.

To postać, która mogłaby swoim życiorysem obdzielić kilka innych. Jak każdy, dokonywał w życiu wyborów i ponosił ich konsekwencje. W czasach Gomułki, gdy już Broniewski jako polityczny agitator nie był potrzebny komunistycznej władzy, próbowano go zniszczyć, zamykając w psychuszce w Kościanie. Wcześniej jednak wyrwano mu duszę, nie pozwalając pisać o rzeczach niewygodnych (np. o Katyniu), których cenzura z całą pewnością by nie przepuściła.

Po przeczytaniu książki Mariusza Urbanka nie zmieniam swojego zdania o Władysławie Broniewskim. Myślę, że w Polsce międzywojennej stalibyśmy po przeciwnych stronach – on wspierałby słowem zrewoltowanych komunistów, podczas gdy mi bliżej byłoby do obozu Piłsudskiego. Nie ukrywam, że z sympatią zapatrywałbym się również na rozczarowanego kształtem niepodległego państwa Stefana Żeromskiego.

Szkoda, że w PRL-u Broniewski dał się nowej władzy wykorzystać jako narzędzie w uwiarygodnianiu komunistycznego ładu. Pisał o robotnikach, hutnikach i dymiących fabrykach. Dodajmy, że często również wygrywał konkursy poetyckie, w tym na napisanie wiersza ku czci gen. Karola Świerczewskiego – “Waltera”. Gryzło go jednak sumienie po napisaniu “Słowa o Stalinie”, w którym deklarował: “Potrzebny jest Maszynista,/ którym jest On:/ towarzysz, wódz, komunista -/ Stalin – słowo jak dzwon!”. Nie zmienia to jednak faktu, że był bardzo utalentowanym poetą. Nie boję się stwierdzić, że nawet na miarę naszych największych wieszczów narodowych. Zadaję jednak pytanie, czy usprawiedliwia Broniewskiego to, że jego wiersz o Stalinie powstał w “ciągu pijackiego trzydniowego ciągu”?

Książka Urbanka to świetna lektura, którą polecam każdemu, kto interesuje się nie tak odległą historią i literaturą. U mnie będzie ona stała na półce na honorowym miejscu. Czekam na kolejne tak pasjonująco napisane biografie. To jest książka, która powinna być nominowana w konkursie literackim “NIKE”. Absolutnie!

JAROSŁAW HEBEL


Mariusz Urbanek, “Broniewski. Miłość, wódka, polityka”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024.