Czas na poezję: TADEUSZ ZAWADOWSKI

Fot. z archiwum Autora.


nie mów mi o jutrze

nie mów mi o jutrze. to taka umowna data
wymyślona na potrzeby chwili. wciąż trwa dzisiaj. jeszcze
ciągle mogę nie oglądać telewizji i liczyć spadające
z drzew liście. mam czas do zimy czyli kilka miesięcy.
później mogą odłączyć prąd. elektroencefalogram pokaże prostą
po której należy przebiec na drugą stronę.

a co jeśli jutra nie będzie i pozostanę z wielkim znakiem zapytania
z wiecznie otwartymi z przerażenia ustami? teraz mów do mnie jeszcze
oczyma dotykiem dłoni muśnięciem włosów po policzku. słowa tetmajera
mieszają się z kroplami potu na czole. coraz bliżej
do zimy. liście przykryje biała niepamięć w którą
skryją się razem z moją mrówką. noszę ją w sercu
jak talizman chroniący mnie przed sobą.

o północy zatrzymał się zegar i nie wiem po której jestem stronie

 

granice miłości

Ewie

kocham cię najwięcej we wszystkich światach. bez względu
w którym będę za chwilę. w każdym aż poza granice
zrozumienia. nie sposób przecież miłości zamknąć
w siatce południków i równoleżników nakładanej
na teleskopowe oczy uczonych. ograniczyć
atmosferą czy litosferą. jednego świata
za mało aby pomieścić coś

co nie ma granic.

 

julia

julia ma osiemdziesiąt siedem lat. ciągle pamięta
potajemne schadzki z romeo i kradzione pocałunki
na parkowej ławce. jej ukochany wyjechał
tak daleko że światy się kończą lśniącym karawanem. czasem
czyta listy od niego ukryte pod marmurową płytą. niekiedy
przychodzi do niej kobieta z dwójką dzieci mówiąc że to jej
prawnuki. podsuwa kolorowe cukierki na lepszą pamięć. julia
chowa je na dnie wazonu z zasuszonymi kwiatami
które dostała od kochanego. nie ma prawnuków ani problemów
z pamięcią. ciągle jest młoda dziewczyną. przed oczyma
ma wciąż roześmiana twarz swojego romeo który powróci

lśniącym karawanem.

 

to co utracone

tak naprawdę pozostaje w nas tylko to co utracone. ślad
po bitwie na kije. urwany guzik od dziecięcej marynarki
szukany godzinami. pierwsza komunia która może równać się
tylko z ostatnią. wszystko pozostałe może się jeszcze przydarzyć.
to co utracone rośnie w nas jak góra. daremnie
szukamy właściwego szlaku aby
dostać się na jej szczyt bowiem wszystkie już dawno

rozmyły się we mgle.

 

nim sen nadejdzie

tylu moich przyjaciół wymaszerowało w sen. jeszcze
dudnią mi w głowie bębny ich butów uderzające o bruk
niedokończonych wojen. pozostały po nich porozrzucane
guziki od mundurów wierszy. odbezpieczone granaty słów
których nie zdążyli wyrzucić na papier lub choćby na wiatr. nocą
zamiast baranów liczę kroki tych którzy przekroczyli linię
frontu. powoli zajmuję ich pozycję. za nimi

już tylko sen.