OKNIŃSKA: Liście

Fot. Pixabay.com

Otworzył szeroko drzwi, wyniósł walizki i postawił przed drzwiami windy.
Przeciąg szarpnął oknem w dużym pokoju. Wiatr wrzucił do środka garść ciężkich, zimnych kropel deszczu. Położył na dywanie liść, którego winna czerwień powoli przeobrażała się w ponury brąz. Potem z impetem zatrzasnął okno, zabierając ze sobą resztki swojego zapachu.

Stałam, czując ucisk w piersiach. Rozejrzałam się wokół, chcąc znaleźć coś, co pomoże oddychać. Ale zewsząd otaczała mnie cicha pustka. Włączyłam radio. Saksofon altowy wypełnił wnętrze pokoju. Drażnił tęsknotą za chwilami, kiedy było dobrze. Zawieruszyliśmy się po drodze. Dostrzegliśmy to zbyt późno, żeby się odnaleźć. Ruszyłam w stronę łazienki. Chciałam zmyć zmęczenie, położyć się i zapomnieć o dniu będącym końcem czegoś bardzo ważnego.

Spod przymkniętych drzwi dziecięcego pokoju wypływała smużka światła. Jadwisia nie spała. Dzielnie dawała ze wszystkim radę. Staraliśmy się przy niej nie kłócić. Rozliczenia wspólnych lat robić poza domem. Jedyna rzecz, co do której byliśmy zgodni, to to, że dziecko nie powinno czuć się winne. Dla niej nic nie miało się zmienić. Poza tym, że mamusia i tatuś mieszkają oddzielnie. Teraz w każdym z mieszkań ma swój pokój i każde z rodziców kocha ją tak, jak przedtem.

Otworzyłam cichutko drzwi. Jadwisia siedziała na łóżku, trzymając w ręku długą gałąź, którą dziś przyniosła ze spaceru. Niewielka lampka nocna, stojąca w kącie pokoju, kładła się ciepłym światłem na gałęzi. Moja córeczka potrząsała nią ze zniecierpliwieniem. Na policzkach widziałam wysychające łzy. Siadłam koło niej, czekając, aż się odezwie. Jeszcze przez chwilę potrząsała gałązką, po czym odłożyła ją na bok i patrząc mi smutno w oczy, powiedziała, że listki nie chcą tańczyć. Zrobiło mi się smutno. Potem zadała pytanie, które jeszcze większym ciężarem siadło mi na piersiach: “Czy tatuś już mnie nie kocha?”.

Kiedy wychodził, spytała go, czy będzie na jej występie. Nie odpowiedział. Nawet na nią nie spojrzał, tylko trzasnął drzwiami. Łezki znów zaczęły płynąć po zaróżowionych policzkach.

Jadwisia od niedawna brała udział w zajęciach baletowych. Następnego dnia miała mieć pierwszy występ.

Odparłam, że kocha, tylko był smutny i nie chciał jej martwić. Dodałam, że to wiatr trzasnął drzwiami.

– Możemy zadzwonić do taty i spytać jeszcze raz – zaproponowałam. – Ale najpierw roztańczymy listki.

Chwyciła gałąź i zaczęła nią mocno potrząsać. Zaciskała paluszki, aż widać było bielejące kostki. Odbijające się cieniem na ścianie listki wydawały się wystraszone. Nerwowo kręciły się w miejscu. Otuliłam drobną rączkę ciepłem własnej dłoni. Zbliżyłam usta do gałązki i delikatnie dmuchnęłam. Listki zaczęły się poruszać. Najpierw powoli, potem coraz szybciej i odważniej. Wydawało się, że wysuwają stopy i kręcą piruety. Twarz Jadwisi się rozluźniała. Puściła moją dłoń, stanęła przed gałązką i patrząc na liście, zaczęła naśladować ich ruchy. Dmuchnęłam, a liść wyrzucił ogonek wysoko w górę. Jadwisia, wysuwając do przodu palce stóp, wyrzuciła nogę mocno przed siebie. Po chwili zrobiła to samo z drugą. Dmuchałam, liście cieniem tańczyły na ścianie. Jadwisia razem z nimi. Każdym ruchem wydawała się zrzucać z siebie płaszcz smutku. Taniec był coraz lżejszy, a piruety coraz bardziej sprężyste. Długie nóżki gładką linią zataczały w powietrzu kółka. Ramiona, miękkim półkolem, kręciły w powietrzu ósemki. Na buzi pojawił się uśmiech. Wybiegła do przedpokoju, wołając:

– Mamo, jeszcze ten!

Wróciła z wyjętym z kieszonki kurtki klonowym spadochronikiem. Podniosłam go wysoko i puściłam. Kręcąc piruety, łagodnie opadał na podłogę. Jadwisia też zaczęła się obracać, coraz szybciej. Gumka do włosów spadła z rozluźnionego kucyka. Rozpuszczone włosy wydawały się tańczyć, smagając co chwilę spoconą twarz. Cichą pustkę mieszkania wypełnił jej śmiech. Tańczyła coraz szybciej, przyjmując nowe pozycje. Jej drobne stopy prawie nie dotykały ziemi.

Nagle zadzwonił telefon. Jadwisia odebrała. Zastygła na moment, a później wykonując w przedpokoju salto i zrzucając ubrania z wieszaka, krzyknęła, że dzwonił tato. Pytał, o której jutro zaczyna się występ. Była szczęśliwa, że jutro będzie. Ucisk na moich piersiach zelżał.

Wiedziałam, że w nocy będę leżeć sama w łóżku. Przepełni mnie tęsknota i żal za czymś bezpowrotnie utraconym. Ale czas to złagodzi. Moje dziecko będzie spokojnie spało, czując, że jest kochane.

AGNIESZKA OKNIŃSKA