Czas na poezję: AGNIESZKA WALCZAK

Fot. Z archiwum Autorki. Na zdjęciu Agnieszka Walczak.

małżeństwo

smakuje wczorajszą kawą
i okruchami z rogalika
przechylam jego filiżankę
aż po gorzką esencję na dnie
– czasem parzy

nazajutrz pachnie śniadaniem
wystawnym metaforami na stole
obok rżniętego szkła obietnicy
– w złotym okręgu zamkniętym

nocą szepcze w materac
drżącym tańcem na patchworku
rąk włosów i języka w pościeli
przeplecionej przysięgą
– w purpurową stułę ubraną

trwa wciąż trwa w codzienności
dojrzalsze smakiem wina
i lubię tę jego gorycz
która tańczy na końcu języka
– rozgrzana ciepłem wspólnoty

 

Twoimi dłońmi

Byłeś w moich dłoniach,
kiedy wędrowałam papilarnie
przez nasze znajome szlaki.
Miękkie i ciepłe,
pod opuszkami palców.
Szukałam niecierpliwie,
oddechu ukrytego wewnątrz.
Zamknąłeś go między ustami,
ale rozchyliłam je z westchnieniem.
Zadrżałam i odkryłam
– co między słowami dałeś.
Zapachniało słonym deszczem,
a może to byłam ja.
Jeszcze i jeszcze,
rozkołysana między dotknięciami.

 

insomnia

przyszła nieproszona wieczorem
ubrana w czerń klawiatury
zapach rozgrzanego kurzu
i dźwięk szeptanych myśli

zakołysała kołdrą
– pod skórą w melodii serca
tak delikatnie objęła powieki
siecią czerwieni pajączka

world wide widmem wysnuła
opowieść do wilgotnej poduszki
z nierównym ściegiem
palców przeplecionych włosami

i tylko zniknąć zapomniała
jakby zamierzała tu zamieszkać
między nocą a dniem
nieopowiedzianymi do końca

 

nastroje i listy

z wiatrem uleciały nastroje
w tiule owinięte słowa
na bladym płatku śniegu
gdzieś między chmurami

niebo przyjęło je czule
mglisty całun rozesłało
kobiercem mlecznej kołdry
w pierzastym puchu łabędzia

może kiedyś powrócą
ubrane w znajomy zapach
i szelest zaczytanego papieru
schowanego w pamięci czasu

 

miejska pocztówka

kwadratowy świetlik zamigotał i zgasł
może zasnął gdzieś w szczelinie
betonowej rabaty leningradu
złuszczona farba zakryła jego skrzydła
białym muślinem firanki
w środku dźwig zamruczał gardłowo
metalowy gryf powrócił do życia
a na podwórzu krzywa kostka zagrała w klasy
kiedy jej kawałek odwrócił się do słońca
drzewa nad cmentarzem zaszeleściły
zamruczała ziemia poruszona swingiem
tramwaj przeciął zieleń niczym stonoga

patrzyłam na nią z okna
w poszukiwaniu skrzydeł
zadrżały kiedy trakcja rozpięła swoją sieć
i blaszany smok zniknął w oddali

miasta też mają swoje dusze