SZYMCZAK: Sztuka nieskończoności

Nigdy nie zwracaj się do mnie słowami „wrócę przed północą”, bo pomyślę, że znalazłam się w koszmarze, z którego nie ma ucieczki. A jeśli nie wiesz, o czym piszę, przypomnij sobie węża z ogonem w pysku, który pożera się i na nowo odradza. Uroboros to symbol powtarzającego się w nieskończoność procesu, z którego się nie wykręcisz. To właśnie ta nieskończoność przeraża mnie najbardziej.
Spektakl „Wrócę przed północą” autorstwa Petera Colley’a i w reżyserii Marcina Sławińskiego, który miałam przyjemność obejrzeć w Teatrze Kwadrat, wywołał we mnie dreszcz niepokoju. Jeśli bujna wyobraźnia podpowie Ci, mój Czytelniku, wątpliwy urok sytuacji bez wyjścia, czy też zapętlenia w czasie, zrozumiesz, co mam na myśli. Jeśli nie wiesz już, czy śnisz na jawie, czy może istniejesz tylko we śnie, Twoje życie staje się koszmarem. I zastanawiasz się, gdzie jest jego początek, a gdzie koniec. Uroboros…
Ciekawe, czy główna bohaterka, Amy, w którą wcieliła się Anna Karczmarczyk, uwierzyła w szczęśliwe zakończenie serii zdarzeń, które miały miejsce w starym, mrocznym domu.
Ten dom, stanowiący element wiejskiego krajobrazu, wynajął dla niej Greg – mąż, archeolog i przyszły doktor uczelni (gdzie dziekanem jest ojciec Amy) – w jednym. Dziwne, prawda? Czy mężczyzna, żeniący się z córką swojego szefa, jest godny zaufania?
Grzegorz Daukszewicz, grający rolę opiekuńczego i troskliwego małżonka, ma fałsz wypisany na czole. Wraz z przyrodnią siostrą, Laurą, graną przez Aleksandrę Radwan, która ni stąd, ni zowąd pojawia się na wsi, knuje przeciw żonie. Ach, biada ci, Amy, bo nawet twoje leki ktoś zamienił na truciznę. A może tylko na mocniejsze, żeby szybciej działały? Czy Laura jest jednocześnie siostrą i kochanką twojego męża? Oboje cię nienawidzą, czy tylko tak ci się wydaje? Przyznaj, że masz już mętlik w głowie, i nie wiesz, co jest prawdą, a co kłamstwem.
„Tu może być nawet miło” – stwierdza Amy z dużą dozą niepewności, a ja wstrzymuję oddech. Groza, i to całkiem namacalna, wisi już w powietrzu.
Wtedy na scenę wkracza właściciel posesji, George Willowby, któremu postaci użyczył niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju Marek Siudym. Niczym sympatyczny wujcio z sąsiedztwa, jednym słowem łagodzi sytuację, jednym uśmiechem wzbudza sympatię. Nawet, kiedy wyjawia mroczną prawdę o sobie, wciąż jest uroczo zabawny, a widz wybaczyłby mu największą zbrodnię. Chyba na tym polega geniusz aktorstwa. To właśnie George Willowby sprawia, że widownia bawi się w najlepsze, nawet podczas scen mrożących krew w żyłach. I może dlatego ten horror, thriller i kryminał w jednym, zgrabnie zazębia się z komedią.
Nie wypada nie wspomnieć również o scenerii, która urzeka mnie od samego początku. Wnętrze mrocznego domu rozjaśnione mdłym światłem lamp, stary zegar niczym niemy świadek okrutnych wydarzeń oraz pojawiająca się na podłodze plama krwi to tylko niektóre elementy rozbudzające wyobraźnię widza. Na uwagę zasługują efekty pirotechniczne i świetlne. Chyba nie jestem jedyną osobą na widowni, która wzdryga się podczas grzmotów i błyskawic towarzyszących burzy. Trzask okiennic, pojawiające się duchy i przemykające w mroku postaci dopełniają całości widowiska.
Wychodząc z teatru zastanawiam się, czy to aby na pewno koniec perypetii młodego małżeństwa Sandersonów. A może kolejny początek koszmaru Amy? Uroboros…
Ciemna, warszawska noc przywołuje z zakamarków mojej pamięci jeden z ulubionych utworów Maanamu. „Boję się nocy głuchych, ciemnych… Boję się nocy bez tajemnic…” – nucę pod nosem, przemierzając zaułki stolicy.
A Ty, boisz się?
IZABELA SZYMCZAK
Teatr Kwadrat w Warszawie – Peter Colley, „Wrócę przed północą” (przekł. Bogusława Plisz-Góral).
Reżyseria – Marcin Sławiński. Scenografia – Wojciech Stefaniak. Muzyka – Filip Kuncewicz. Kostiumy – Aleksandra Harasimowicz. Występują: Grzegorz Daukszewicz, Anna Karczmarczyk, Aleksandra Radwan, Marek Siudym.
Przedstawienie dozwolone od 16. roku życia. Spektakl trwa: 120 min. (w tym jedna przerwa).