JASTRZĄB: Oblęgorek

Kiedy słyszę: „nie zastanawiam się, jak będzie mi się żyło za dziesięć, piętnaście lat”, to prócz szewskiej pasji, ogarnia mnie zniechęcenie na myśl o przyszłości człeczego rodzaju. „Istota myśląca”, która nie przejmuje się tym, co ją czeka, która nie przewiduje, że może się jej pogorszyć stan zdrowia, to istota krótkowzroczna i pozbawiona wyobraźni, żyjąca po omacku, z dnia na dzień, trawiona złudzeniami chwil, które nie trwają wiecznie: wnet będzie samotna i bezradna na własne życzenie.
Nikomu nie życzę znalezienia się w beznadziejnej sytuacji, ale takie zdarzają się i zazwyczaj nadchodzą niespodziewanie, bez ostrzeżenia; jednego dnia jest się sprawnym, pełnym planów i nic nie dolega. Następnego zaś mamy wylew, z trudem porozumiewamy się z otoczeniem, a wczorajsze plany są od razu przedawnione i nierealne, zanim zdążyły wejść w życie.
*
Człowiek zostaje sam z powodu nagłego udaru, wylewu, demencji. Bezradny, nie wie, jak pokonać administracyjne przeszkody, by spełnić opresyjne warunki znalezienia się w domu opieki. Nie mówi, a jeśli już, to niewiele. Nie wie, co mu jest i gdzie się znajduje; pytania o jego tożsamość są bezprzedmiotowe.
Pory dnia stanowią dla niego skomplikowaną zagadkę. Tak jak godziny trawione na milczeniu, na zdumionej obserwacji zreumatyzowanych rąk. Rąk pokrytych grubą warstwą zrogowaciałej skóry.
Na jego twarzy pojawia się niekiedy osłupienie, zdziwienie, zaskoczenie. Jakby dręczyła i zdawała się pochłaniać go bezustanna ciekawość tego, jak wygląda i co się z nim dzieje. Lecz są to tylko pozory. W istocie jego twarz jest martwa. Nieruchoma. Kontakt z nim ograniczony jest do przymusowego uzależnienia od krótkich chwil powrotu do rozumu. Od przebłysków przelotnej orientacji w rzeczywistości. Co sprawia wrażenie, jakby był w stanie rozszarpanej pamięci.
Pamięta wtedy fragmenty wydarzeń: mało istotne detale i jakieś wspomnieniowe odpryski. Wyrastają przed nim szczegóły z pamiętanego dzieciństwa. Natomiast nie może sobie przypomnieć, czy już jadł obiad, co na nim było, a już całkowicie nie bardzo wie, czy mu smakowało.
Ożywia się tylko wtedy, gdy wracają mu zmysły. Jednak powrót zmysłów zdarza mu się nieczęsto. Tak rzadko, że prawie wcale. Z początku walczy, stara się nie martwić rodziny, udawać przed nią, że nic mu nie jest, że to, co go dopadło, jest chwilową niedyspozycją, przejściową słabością.
Nie chce nikogo absorbować swoją osobą, nie pragnie pomocy, wydaje się mu, że sam sobie poradzi. Lecz po pewnym czasie orientuje się, że sam nie da sobie rady, że do kieszeni trzeba mu schować dumę i poczucie godności, że trzeba mu zwrócić się z prośbą o pomoc.
Lecz zwrócić się gdzie i do kogo? Jak dotychczas nie istnieje schronisko dla literatów, coś w rodzaju Skolimowa dla ludzi teatru, a dzięki obecnej znieczulicy, nie będzie go długo. Nie powstanie, bo wolimy lać sobie na serca sztuczny miód pocieszenia; zamiast dążyć do ulżenia im doli, zamiast zająć się tym, co woła o pomstę do nieba.
A co woła? Retoryczne echo pytania o lepszy los zasłużonych kulturze pisarzy. Autorów kiedyś pełnych wigoru, literatów niepośledniego formatu, a teraz wypalonych i z trudem pamiętających tytuły własnych utworów. Napiętnowanych wyniosłym lekceważeniem, uhonorowanych drwiną i brakiem zainteresowania, wstydliwie i skrzętnie poukrywanych w niepamięci, poddawanych biologicznym prawom niedołęstwa.
*
Dobry gospodarz dba, pielęgnuje, troszczy się o powierzone dobro. Nie powie: „radźta se sami”. Dobry gospodarz wie, że istnieją przypadki losowe, nagły krach zdrowotny nieoczekiwane załamanie nerwów, nasilenie depresji. Wie, że w takich chwilach trzeba pomóc, szarpnąć się na altruizm i wyciągnąć do bliźniego rękę bez figi z makiem. Dobry gospodarz to wspólne dobro. A skoro dobro, to zbudujmy sobie dom. Więc może, zamiast walczyć ze sobą, powołajmy Wspólny Dom Weterana. Ognisko domowe nie tylko dla poetów i prozaików, ale i dla dziennikarzy, malarzy, kompozytorów, scenarzystów, ludzi estrady czy kabaretów; dla wszystkich twórców i animatorów artystycznych wydarzeń, którym zawdzięczamy chwile wzruszeń.
Nie wiem, jak tego dokonać. Wierzę jednak w ofiarność naszego społeczeństwa; Sienkiewicz otrzymał od narodu dar w postaci Oblęgorka, dlaczego więc my nie możemy podarować sobie miejsca na spokojną jesień życia? Dla takich ludzi powinien być ten dom.
MAREK JASTRZĄB