TOMCZYK: Zakochani inaczej

Majstersztyk. Mogłabym napisać tylko to jedno słowo i na nim zakończyć. Albo nieco rozwinąć myśl i dodać, że Szekspir lepiej by tego nie wymyślił. Jednak uważam, że twórcom spektaklu „Żegnaj, Panie Szekspir!”, który miał prapremierę 9 maja 2025 r. w Teatrze Kwadrat, należy się cała garść komplementów.
Zacznę niestandardowo, od scenografii autorstwa Wojciecha Stefaniaka, który zdominował scenę ogromną interaktywną mapą Werony, podświetlaną punktowo w miejscu, gdzie akurat toczy się akcja. Poza mapą na scenie pojawia się niewiele rekwizytów, jednak doskonale się one uzupełniają, choć pochodzą z różnych epok. Zaskakuje kuchenka mikrofalowa ukryta w ruchomej konstrukcji na kółkach, której wnętrze zdobią kafelki w marokańskie wzory. Wykorzystywana jest do produkcji magicznych likworów z korzenia mandragory przez demonicznego demiurga, jakim okazuje się ojciec Laurenty (w tej roli świetny, rozbrajający nonszalancją Tomasz Schimscheiner).
Kostiumy Zuzanny Markiewicz wyróżniają się kunsztem i oryginalnością. Charakterystyczne dla czasów elżbietańskich sztywne, plisowane kołnierze, bufiaste spodnie do kolan, dopasowane dublety, zwiewne suknie, strojne surduty współgrają ze złotymi łańcuchami nadrukowanymi na stroju Parysa (obdarzonego znakomitym wyczuciem komizmu i parodii Patryka Pietrzaka), sznurowanymi do kolan konwersami noszonymi przez bojowniczą Julię (w którą życie tchnęła świetna Adrianna Malecka, czyniąc zeń postać z krwi i kości, a nie eteryczną mimozę), czy dresami z trzema paskami, do których słabość wykazuje Romeo. Artur Kujawa odromantyzował Romea i ustanowił antywzorem obiektu pożądania, a jednocześnie nie uczynił z niego postaci odrzucającej, a zabawną i ujmującą.
Na scenie pojawia się pełny skład drużyny piłkarskiej, czyli aż jedenaście osób. Reżyser spektaklu Jakub Przebindowski, niczym topowy trener Premier League, rozgrywa nimi precyzyjnie i z rozmysłem, wykorzystując chyba wszystkie możliwości, jakie daje konwencja komedii pomyłek. A czyni to zacnie, za co ukłony.
Dużą liczbę postaci na scenie wykorzystuje także odpowiadająca za choreografię Anna Głogowska. Właśnie tańce dworskie ożywiają atmosferę, m.in. wzorowane na tańcu pavane, przy akompaniamencie klawikordu czy lutni. Bardzo to przyjemne dla oka i ucha.
W spektaklu nie mogło zabraknąć widowiskowych pojedynków, wszak czasy Szekspira (w roli uciekiniera z deszczowej Anglii Karol Kossakowski) to epoka szabli i szpady, obfitowała w siłowe rozstrzyganie sporów. O układ pojedynków zadbał Przemysław Wyszyński i wyszły one imponująco. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy na widowni jest choć jeden lekarz, takie to były zacięte walki.
Patryk Pietrzak zapytany, co stanowiło największą trudność podczas przygotowań do premiery, odpowiedział, że w tak licznej obsadzie najtrudniej jest znaleźć przestrzeń dla każdego z aktorów. Reżyser wyszedł jednak obronną ręką. Nawet artyści wcielający się w postacie drugoplanowe mają szansę grać na siebie, choćby w ostatnich kilkunastu minutach spektaklu. Nie stanowią dodatku do świata przedstawionego, a jego istotny element. Najlepszy przykład to postać Angeliki. Magdalena Smalara w scenach balkonowych narysowała Angelikę grubą kreską, wywołując salwy śmiechu całej widowni. Zresztą nie tylko ona bawiła.
Największą mocą spektaklu jest humor. I tu gratulacje dla autora przekładu Ryszarda Krynickiego! Genialny tekst to dla aktora trampolina do sukcesu. Tak właśnie jest w tym przypadku.
Światła Macieja Iwańczyka najczęściej oświetlają Ewę Wencel (signora Kapulet), Andrzeja Grabarczyka (signor Kapulet) oraz Wojciecha Wysockiego w roli signora Montekiego. Artyści wypadają perfekcyjnie (to uczta dla oka i ucha!), jakby spektakl grano po raz setny, a nie premierowo. Na scenie wiodą prym, przykuwając wzrok, zaciekawiając, a przede wszystkim serwując widzom przednią zabawę. Komedii pomyłek nie ma końca. Niespodziewane wyroki Amora zdumiewają, a co za tym idzie otwierają drogę przezabawnym sytuacjom. Jestem zaskoczona i zachwycona tym przewrotnym konceptem.
Urzeka także Jan Butruk jako buńczuczny Benwolio, a Michał Lewandowski bawi w kreacji księcia Eskalusa, nieodżałowanego fana drużyny piłkarskiej Hellas Werona. „Żegnaj, Panie Szekspir!” to wizja alternatywnej Werony, gdzie szekspirowska historia z „Romea i Julii” zamiast się kończyć, dopiero się zaczyna.
Liczne nawiązania do współczesności, a także do innych tekstów angielskiego dramaturga, żart sytuacyjny, wyśmienity tekst, igrający z konwencją teatru elżbietańskiego, brawurowa gra aktorska, wizjonerska reżyseria oraz piękna oprawa sceniczna i muzyczna, czynią spektakl doskonałą metaforą pięćdziesięciolecia istnienia Teatru Kwadrat. To skondensowanie wszystkiego, co w Kwadracie najlepsze. A creme de la creme stanowi tercet Krynicki–Przebindowski–Wysocki. Ten ostatni błyszczy najjaśniej. Koronkowa robota, signor Monteki!
Sto dwadzieścia minut mija niczym kometa, zostawiając na niebie świetlisty ogon uśmiechu. Bawiłam się przednio. To będzie hit sezonu. Wielkie gratulacje dla całego Zespołu!
KATJA TOMCZYK
Teatr Kwadrat w Warszawie – Michael Kelly, „Żegnaj, Panie Szekspir!” (przekł. Ryszard Krynicki). Reżyseria – Jakub Przebindowski. Scenografia – Wojciech Stefaniak, Kostiumy – Zuzanna Markiewicz. Występują: Karol Kossakowski, Wojciech Wysocki, Artur Kujawa, Jan Butruk, Andrzej Grabarczyk, Ewa Wencel, Magdalena Smalara, Adrianna Malecka, Patryk Pietrzak, Michał Lewandowski, Tomasz Schimscheiner.
Spektakl trwa: 120 min. (w tym jedna przerwa).