HEBEL: Co nam pozostało z Żeromskiego?

Fot. Klatka z filmu „Wierna rzeka” w reż. Tadeusza Chmielińskiego. Na zdjęciu Olgierd Łukaszewicz i Małgorzata Pieczyńska.

W 2025 roku (dokładnie 25 listopada) będziemy obchodzić 100. rocznicę śmierci Stefana Żeromskiego, jednego z naszych najbardziej liczących się pisarzy, autora m.in. „Przedwiośnia”, „Ludzi bezdomnych” czy „Wiernej rzeki”.

Z literaturą Żeromskiego zetknąłem się w szkole podstawowej, kiedy omawialiśmy „Syzyfowe prace”. Lektura ta wtedy mnie nie zachwyciła, chyba bowiem jest w tym jakaś prawidłowość, że do wszystkiego trzeba dorosnąć. Wydaje mi się, że w szkole podstawowej literatura Żeromskiego mnie przerastała.

W Żeromskim na dobre zacząłem rozczytywać się dopiero w szkole średniej, kiedy to przeczytałem dwutomową powieść „Dzieje grzechu”. To była książka mojej Mamy. Stała u nas w domu na półce; została wydana – o ile dobrze pamiętam – w twardej okładce, obitej zielonym płótnem. Szkoda, że dzisiaj już tak książek się nie wydaje. Z wypiekami na twarzy ją czytałem i śledziłem losy głównej bohaterki – Ewy Pobratyńskiej. W tamtym czasie to była jedna z moich ulubionych bohaterek literackich. Przyzwoita i niezwykle piękna dziewczyna z porządnej, lecz zrujnowanej materialnie rodziny szlacheckiej. To kobieta niezwykle uczuciowa, która w swoim życiu kierowała się popędami i impulsami. Wielki smutek pojawił się w moim sercu, kiedy skończyłem czytać „Dzieje grzechu”. W tym momencie pożegnałem się bowiem z Ewą Pobratyńską i innymi bohaterami tej powieści.

Na pewno nie skłamię, jeżeli powiem, że „Wierną rzekę” Żeromskiego przeczytałem z siedem razy (sic!). Jako dużo młodszy człowiek, byłem idealistą, więc ta powieść trafiała do mnie. Widzimy w niej ofiarną walkę o niepodległość uciemiężonej ojczyzny, co uosabia w swojej postawie książę Józef Odrowąż jako uczestnik Powstania Styczniowego. Ale też – co mnie bardziej fascynowało – pisarz naszkicował wizerunek fantastycznej kobiety, dobrej, wrażliwej i opiekuńczej istoty, którą jest panna Salomea Brynicka. Przy okazji muszę dodać, że do udanych zaliczam ekranizację „Wiernej rzeki” w reż. Tadeusza Chmielewskiego.

Zarówno „Dzieje grzechu”, jak i „Wierna rzeka” nie były lekturami szkolnymi. Coś jednak sprawiło, że je przeczytałem i w jakiejś mierze pokochałem Ewę Pobratyńską i na zabój zakochałem się w Salomei Brynickiej. Ta ostatnia na zawsze będzie miała dla mnie twarz młodej Małgorzaty Pieczyńskiej, która wcieliła się w rolę panny Brynickiej i stworzyła postać taką, jaką sobie wyobrażałem.

Gdy w szkole średniej czytałem „Przedwiośnie”, byłem wkurzony na Cezarego Barykę, że poszedł na Belweder razem z komunistami. Dzisiaj już dostrzegam, że jest to bohater bardzo złożony pod względem ideowym. Jako uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, krytykuje sowiecką agenturę, jaką była Komunistyczna Partia Polski. On widział krwawe oblicze rewolucji, gdy mieszkał z matką i ojcem w Baku, więc nie jest entuzjastycznym zwolennikiem leninowskich metod wprowadzania zasady „sprawiedliwości społecznej”. Jest jednak do bólu rozczarowany brakiem „szklanych domów” w wolnej i niepodległej Polsce, o których opowiadał mu ojciec. Widzi biedę, nawet nędzę… chorych na gruźlicę, inwalidów wojennych. „Przedwiośnie” to druzgocąca krytyka pierwszych lat niepodległości państwa polskiego, które zrodziło się po stu dwudziestu trzech latach zaborów.

Nie rozumiem krytyków filmowych, gdyż w przeciwieństwie do nich przypadła mi do gustu ekranizacja „Przedwiośnia” w reż. Filipa Bajona. Można krytykować Mateusza Damięckiego, że zbyt sztywno i infantylnie zagrał Barykę, ale to, co pokazali na ekranie Janda i Gajos (wprawdzie w rolach epizodycznych), to po prostu mistrzostwo. Świetnie wypadli również Daniel Olbrychski w roli Szymona Gajowca czy Maciej Stuhr jako Hipolit Wielosławski. Na pochwałę zasługuje Krzysztof Globisz, który wcielił się w Barwickiego, a także Małgorzata Lewińska, którą mogliśmy podziwiać w roli Lury Kościenieckiej.

Doktor Judym, który z kolei będzie dla mnie miał twarz Jana Englerta, jako odtwórcy bohatera ekranizacji powieści Żeromskiego w reż. Włodzimierza Haupego, to lekarz z powołania. Oprócz leczenia chorych, pragnie usunąć też społeczne przyczyny chorób – nędzę i niesprawiedliwość społeczną, które popychają ludzi w skrajną biedę. Poprzez radykalizm w działaniu zraża jednak do siebie środowisko ludzi bogatych. Pozostaje więc samotny i co więcej – traci także szansę na miłość w życiu prywatnym. Trudno nie zauważyć, że dochodzi tutaj do głosu romantyczne postrzeganie otaczającego nas świata.

W polskiej literaturze Żeromski jest przedstawicielem ogromnej wrażliwości społecznej, a zarazem żarliwego patriotyzmu. Nie mam wątpliwości, że w sferze ideowej to taki niepodległościowy socjalista. Nie internacjonalistyczny, więc proszę nie mylić z komunistą (!). To jeden z naszych najwybitniejszych pisarzy – nie tylko epoki Drugiej Rzeczypospolitej. Wielka szkoda, że nie otrzymał Nagrody Nobla.

JAROSŁAW HEBEL