HEBEL: Pięćdziesiąt sześć lat temu zmarł Marek Hłasko

Rys. Roksana Maksysz. Portret Marka Hłaski.

Właśnie mija 56. rocznica śmierci Marka Hłaski, mojego ukochanego pisarza i „brata duchowego”. Pisarz ten nie zmarł, jak we „Fragmencie pewnego artykułu o Marku Hłasce” śpiewa Grzegorz Tomczak: „za wcześnie odszedłeś, panie Hłasko, w jakimś obcym, złym hotelu”[1]. Marek Hłasko odszedł 14 czerwca 1969 roku w Wiesbaden, w domu swojego przyjaciela – scenarzysty i reżysera Hansa Jürgena-Bobermina. Doskonale jednak rozumiem, że o wiele lepiej sprzedaje się informacja, że nastąpiło to w zupełnie innych okolicznościach. Być może śmierć pośród hotelowego zapomnienia bardziej pasuje do wizerunku Hłaski, jaki stworzyła mu PRL-owska propaganda po jego wyjeździe na Zachód – „zdrajcy ojczyzny” i „uciekiniera”.

***

Życie Hłaski obrosło dużo większą legendą niż jego twórczość. To pisarz, który zburzył schemat socrealistyczny w literaturze. Pisał bardzo filmowo, tak jakby po amerykańsku, jak Steinbeck, Caldwall, Styron czy Hemigway. Żył w trudnych czasach – nie był ani zdrajcą, ani uciekinierem. Warto pamiętać, że gdy wyjeżdżał na zaproszenie Giedroycia do siedziby paryskiej „Kultury”, cenzura odrzuciła mu już dwa utwory – „Następnego do raju” i „Cmentarze”.

Zanim wyjechał na Zachód, opublikował m.in. „Pierwszy krok w chmurach” czy „Pętlę”. Był typem literackiego kowboja, który ciężko fizycznie pracował jako szofer i jednocześnie na potęgę pisał. Miał dopiero dwadzieścia cztery lata, gdy tuż przed wyjazdem z Polski otrzymał Nagrodę Wydawców za tom opowiadań „Pierwszy krok w chmurach”. Pokonał wtedy takich pisarzy, jak Iwaszkiewicz, Bratny czy Andrzejewski.

***

Hłasko jest bohaterem tysiąca i jeszcze jednej anegdoty. Jedną z nich w swojej książce przytacza Roman Śliwonik: „Słyszałem, że to kierowca, człowiek z bazy, który podjechał podobno pod wydawnictwo »Iskry« ciężarówką. Przywiózł do druku opowiadania”[2]. Takie historie, powtarzane wielokrotnie z ust do ust, nie mogły pozostać bez wpływu na tworzenie i umacnianie wizerunku Hłaski jako socjalistycznego kowboja w PRL-u. Co szczególnie istotne – on już za życia w dużej mierze sam przyczynił się do stworzenia swojej literackiej i towarzyskiej legendy, która na tyle się przenikała w tych obszarach, że trudno powiedzieć, co było prawdą, a co „prawdziwym zmyśleniem”.

Niektórzy przypisują mu skłonności homoseksualne, chociaż uważam, że zarzut ten jest mocno przesadzony. Hłasko nie był homoseksualistą, chociaż obracał się w kręgu pisarzy o preferencjach homoseksualnych, takich jak Wilhelm Mach, Jarosław Iwaszkiewicz czy Jerzy Andrzejewski, którzy w latach 50. wiele znaczyli w świecie literackim w Polsce. Autorowi „Popiołu i diamentu” na jego męskie zaloty nie wahał się wprost odpowiedzieć: „Jesteś człowiekiem, dla którego mogę zmienić wyznanie, religię, no nie wiem co, ale, Jerzy, są przecież sprawy, o których nie ja decyduję”[3].

***

Szybko wspiął się na szczyt literackiej kariery, ale nie miał szczęścia w miłości. Kobieta, która zawładnęła jego sercem, to dziennikarka Hanka Golde. Tak w „Pięknych dwudziestoletnich” o niej napisał: „[…] ja sam kochałem się w życiu tylko jeden raz; było to jedenaście lat temu i potem nigdy już nie kochałem nikogo ani przez minutę; mimo iż bezustannie starałem się stworzyć sobie złudzenia”[4]. Nie zmienia to faktu, że w oczach najbliższych i rodziny kobietą najbliższą Hłasce wydawała się być Agnieszka Osiecka. Ona sama po latach wprost stwierdziła: „Ja to czuję, że żadnej roli w życiu Marka nie odegrałam”[5].

Hłasko zakochał się w Esther Steinbach, młodej żydówce, którą sportretował w jednym ze swoich utworów literackich, m.in. o niej pisząc: „[…] naprawdę miała zielone oczy i piękne usta i ja myślałem o Esther; kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy”[6]. Jego żoną została niemiecka aktorka Sonja Ziemann, z którą małżeństwo skończyło się rozwodem. Bardzo ujmuje mnie zdjęcie, na którym widzimy Marka Hłaskę, który ściska Sonję Ziemann. Zostało ono wykonane w Izraelu, gdy – co ciekawe – byli już po rozwodzie.

***

Towarzyszył mu wizerunek alkoholika, który miał być odpowiedzialny za nieszczęśliwą śmierć swojego przyjaciela Krzysztofa Komedy, co nie jest prawdą. Wiele bzdur na temat Hłaski i jego życia krąży w Internecie. Rozpowszechnia je choćby Sławomir Koper, który bije w bębny taniej sensacji[7]. Później inni rozpowszechniają te niestworzone rzeczy. Na temat rzekomego alkoholizmu Hłaski publicznie wypowiedział się m.in. Jerzy Giedroyć, który stwierdził: „To było zgrywanie się… W moim przekonaniu to nie był zupełnie alkoholik, tylko odgrywał rolę alkoholika”[8].

***

Nie zmieniam zdania o Marku Hłasce – nieustająco uważam go za najzdolniejszego pisarza, jakiego w ogóle mieliśmy. Pozostała po nim literatura – wartościowa, uniwersalna, prawdziwa, która niewątpliwie wytrzymała próbę czasu, a on sam zapewnił sobie miejsce w naszych sercach i naszej pamięci. Najczęściej spoglądamy na wizerunek Hłaski poprzez utrwalony w powszechnej świadomości obraz „buntownika bez powodu”. Bardzo mnie cieszy, że Wydawnictwo Iskry wznawia jego książki, które wychodzą z fachowymi przedmowami Radosława Młynarczyka. Szkoda jednak, że żaden z utworów  autora „Pięknych dwudziestoletnich” nie jest lekturą szkolną, ale niestety żyjemy w czasach, kiedy współczesną nam młodzież odchudza się umysłowo.

***

Kilka dni po śmierci Marka Hłaski na Cmentarzu Południowym w Wiesbaden odbył się jego pogrzeb. Prochy pisarza udało się sprowadzić do Polski staraniem jego matki, dzięki czemu spoczywa on w Warszawie na Powązkach (kw. b, rz. 2, m. 2). Na symbolicznym grobie w Wiesbaden umieszczono napis: „Czysty, dobry, bez gniewu”. Taki był Marek Hłasko; odwiedźmy go czasem, bo na to zasługuje…

Leopold Tyrmand w opublikowanym w paryskiej „Kulturze” pośmiertnym wspomnieniu o Hłasce napisał: „Każdy, kto go napotkał – dziewczyna, starzec, dziecko, pies – popadał z nim w miłość nagłą i gwałtowną. Chciał być kochany przez każdego, wdzięczył się, krygował i dopraszał miłości. Chciał ją także dawać, a przynajmniej święcie wierzył, że chce”[9]. Coś jest na rzeczy w tym, co o Hłasce i jego dramatycznych losach w PRL-u miał powiedzieć Jan Himilsbach: „Brylant mieli skurwysyny, tylko nie umieli go oprawić”[10]. To fakt, że znacznie wyrastał ponad epokę, w której przyszło mu żyć.

***

Na koniec rzecz najważniejsza – jak zarazić młodych ludzi literaturą Marka Hłaski? Bóg mi świadkiem, że nie mam pojęcia. Pomysł Radosława Młynarczyka, żeby ją sfeminizować, no niestety uważam za mocno chybiony[11].

Gdy w zeszłym roku jeden z dwóch wykładów na temat życia i twórczości autora „Pięknych dwudziestoletnich” wygłosiłem w Piotrkowie Trybunalskim dla ludzi młodych, maturzystów – zapytałem ich, czy czytali jakiś utwór Hłaski. Cisza… Nie ustawałem w drążeniu i zadałem pytanie, czy cokolwiek słyszeli o tym pisarzu? Znowu cisza… Szkoda. Bo może mógłbym się dowiedzieć, jak obecnie młodzież postrzega mojego ukochanego pisarza.

Nie wymagam, żeby każdy uwielbiał Hłaskę i jego twórczość. Wydaje mi się jednak, że ludzie zdający maturę i idący na studia powinni przynajmniej wiedzieć, że był taki pisarz i mniej więcej, co w swojej literackiej spuściźnie po sobie pozostawił. No, ale… chociaż dobrze, że mnie z uwagą słuchali. I kto wie – może coś z tego, co im przekazałem, zapamiętali. Nie da się wykluczyć, że chociaż jedna osoba później sięgnęła po „Pierwszy krok w chmurach” lub „Pięknych dwudziestoletnich”.

Tym wszystkim, którzy mają wściekłą awersję do czytania, bo i tacy niestety żyją pośród nas, polecam film Wojciecha Jerzego Hasa „Pętla”. To najlepsza ekranizacja twórczości Hłaski, a ze słuchowisk – no właśnie – nikt tak mistrzowsko nie wyreżyserował „Cmentarzy” jak Jan Warenycia. Zarówno film Hasa, jak i słuchowisko Warenyci wciąga widza/ słuchacza od pierwszej minuty…

JAROSŁAW HEBEL


Przypisy:

[1] Łukasz Tomczak, „Grzegorz Tomczak – Fragment pewnego artykułu o Marku Hłasce”, https://youtube.com [dostęp z dnia: 8.12.2016].
[2] Roman Śliwonik, „Portrety z bufetem w tle”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2020, s. 39.
[3] Marek Hłasko, „Listy”, Agora S.A., Warszawa 2014, s. 105.
[4] Marek Hłasko, „Piękni dwudziestoletni”, Agora S.A., Warszawa 2014, s. 112.
[5] Agnieszka Osiecka w filmie „Piękny dwudziestoletni” (1986) w reż. Andrzeja Titkowa.
[6] Marek Hłasko, „Opowiem wam o Esther”, Da Capo, Warszawa 1994, s. 199.
[7] Por. Jarosław Hebel, „W poszukiwaniu sensacji i poklasku”, https://mojaprzestrzenkultury.pl [dostęp z dnia: brak daty dostępu].
[8] Jerzy Giedroyć w filmie „Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem – Marek Hłasko” (1999) w reż. Jana Sosińskiego.
[9] Leopold Tyrmand, „Hłasko”, „Kultura”, nr 9/264, wrzesień 1969, s. 23–24.
[10] Cyt. za: Barbara Stanisławczyk, „Matka Hłaski”, Słowo, Warszawa 1992, s. 79.
[11] Por. Jarosław Hebel, „Hłasko jest wartością ogólnonarodową”, https://mojaprzestrzenkultury.pl [dostęp z dnia: brak daty dostępu].