OCHODEK-SZPAK: Tropem „Dziadów” Mickiewicza

„Sądzę, że w teatrze cała materia sztuki powinna być […] przetopiona […] w piękno, jeśli sztuka ma spełniać swoje właściwe obowiązki” – zapisał Zbigniew Raszewski w jedenastym numerze „Teatru” z 1992 roku. Zacytowane słowa krytyka teatralnego ukazały się przy okazji recenzji ważnego dla Polaków spektaklu, którego okoliczności wpłynęły na bieg historii drugiej połowy XX wieku.
Publiczność zgromadzona w listopadowy wieczór 1967 roku w pięćdziesiątą rocznicę Rewolucji Październikowej w Teatrze Narodowym w Warszawie ze wstrzymanym oddechem patrzyła na kreację aktorską Gustawa Holoubka. Aktor grał bowiem Polaka, reprezentanta narodu zniewolonego i upokarzanego przez władzę zależną od „sowieckich przyjaciół”. Wkrótce po premierze kierownictwo PZPR zakazało wystawiania sztuki, ale spektakl i tak pozostał ważnym symbolem. Bowiem kontestujący „czerwoną rzeczywistość” rodacy uwierzyli na moment, że światło może zwyciężyć mrok.
Wspomniany Zbigniew Raszewski określił przestawienie w reżyserii Kazimierza Dejmka metaforycznie. Zauważył, że „czysty kruszec mieszał się” w nim „z niewytopioną rudą”. Pamięć narodu okazała się jednak silniejsza od zapisanej z perspektywy czasu refleksji.
Wracam do dramatu Adama Mickiewicza i jego percepcji cyklicznie, szczególnie jesienią, gdy światła ubywa, a myśli krążą wokół tych, którym na początku listopada pali się znicze i przynosi kwiaty. Wierzę w istnienie metafizycznego świata, a ta wiara nie tylko przynosi ukojenie, ale nade wszystko pozwala poszerzyć świadomość. I choć współczesne produkcje filmowe zalecają „P… Mickiewicza”, jakoś nie potrafię.
Ufam, że światło, choćby punktowe, ma moc zwycięstwa nad mrokiem.
O świetle i ciemności będą te rozważania.
*
W pierwszym rozdziale „Innego świata” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego czytamy, że „wysoka kobieta w chustce na głowie […] zapala papierosa”. Zdarzało się, że „płonącą zapałkę podnosiła do góry jak żagiew”, by znieruchomieć na moment w niezwykłej pozie. Mężczyźni zamknięci w sowieckim więzieniu patrzyli na nią przez okno celi, a gest nieznajomej – błysk zapałczanego płomyka odczytywali jak zapowiedź nadziei. Narrator wspomnianego utworu operuje w książce opozycją światła i ciemności. Wspomniana kobieta wybudzi jeszcze z odrętwienia więźniów tupotem stóp na opustoszałej ulicy, zapali kolejnego papierosa, by w końcu zgasić zapałkę zygzakowatym ruchem dłoni.
Choć światło w tej prozie wielokrotnie przykryte zostanie przez mrok, ostatecznie zwycięży. W ostatnim rozdziale „Epilog: upadek Paryża” narrator wskaże drogę tym, którym okoliczności wojenne splątały myśli i uniemożliwiły chód w „pozycji wyprostowanej”. Akcja ostatniego rozdziału zapisków rozgrywa się w Rzymie, w czerwcu 1945 roku. Nagrzane słońcem tawerny, kawiarnie, rozprażony bruk, hotelowe żaluzje, przez które wpadają promienie światła, tworzą sensualną przedakcję. Duszno i o oddech trudno. Tym bardziej, jeśli będzie trzeba wysłuchać „spowiedzi” donosiciela i łgarza.
Czytelnicy „Innego świata” pamiętają zapewne, że zamiast upragnionego słowa – rozumiem… Jest milczenie. Uzasadnienie ciszy. Odbiorca otrzymuje przejmujące zestawienie praw życia z prawami śmierci. Spisano je przed wiekami i nie jest istotne, jak ma na imię Bóg. Ważne, że światło miesza się w nich z jego brakiem.
*
Drugą ważną inscenizacją „Dziadów” Adama Mickiewicza było przedstawienie
w reżyserii Konrada Swinarskiego z 1973 roku. Publiczność zgromadzona w krakowskim Teatrze Starym konfrontowała się z kreacją Jerzego Treli w roli Konrada. Na łamach czternastego numeru „Teatru” z 1974 roku czytamy, że „chodziło o podważenie mitu”, a także o próbę poszukania w romantycznym bohaterze zwykłego człowieka.
Przedstawienie Konrada Swinarskiego możemy zobaczyć za sprawą dokumentalnego zapisu Laco Adamika. Nie odbiorę moim czytelnikom przyjemności z sięgnięcia po wspomnianą realizację, dlatego tylko kilka refleksji. Kostium Konrada to symbol walki światła i mroku, koszula w jaskrawej bieli, spodnie w głębokiej czerni. Ukryta za nim postać, grana przez Trelę, to człowiek bezradny. Próbuje przezwyciężyć mrok, a zatem dotrzeć do prawdy. Dotrzeć do światła, by przywrócić moc. Te usiłowania okazują się daremne, pada zemdlony.
Samotny Konrad, ukazywany z lotu ptaka, ma przeciwko sobie gąszcz głów, sumy oddechów/ ziewanie ludu. Muzyka do spektaklu skomponowana przez Zygmunta Koniecznego dopełnia atmosferę nieziemskości. Odbiorców przeszywa dreszcz smutku. Dreszcz niemocy. Belzebub triumfuje i pomniejsze diabły z nim.
*
Adam Mickiewicz stworzył w narodowym dramacie „człowieka kosmicznego”. Gdy dłońmi sięga gwiazd, a myśli plącze w akordy, przezwycięża zniewolenie. Lubię o tym opowiadać na lekcjach języka polskiego. Patrzę, jak zmieniają się twarze słuchaczy i odczuwam radość. Nie aspiruję do roli wyluzowanej nauczycielki i może dlatego, oglądając Dawida Ogrodnika, aktora wybitnego, skądinąd w filmie „P… Mickiewicza” odczuwałam zażenowanie.
Groteskowy mrok, którego nie polecę. Za to…
*
Film Tadeusza Konwickiego pt. „Lawa” to niezwykle inspirująca impresja na temat miłości, wolności, cierpienia… Tekst dramatu Adama Mickiewicza staje się w niej pretekstem do wspomnienia historii XX wieku. Zapytany o pracę nad produkcją reżyser, także scenarzysta, mówił na łamach miesięcznika „Akant” ze stycznia 1993 roku, że dramat narodowego wieszcza wracał do niego w obrazach już w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia.
Pamiętam dokładnie moment, gdy po raz pierwszy oglądałam „Lawę”. Chłonęłam retrospektywne fragmenty z wczesnej młodości Adama Mickiewicza malowane przez twórców filmu na zielono, lazurowo i biało. Patrzyłam na brąz, ciemne złoto i czerń, poprzez którą prezentowane były historie bolesne i dramatyczne.
Obraz sinej twarzy złego pana (w tej roli Jan Nowicki) przeszywał trzewia, a
akt improwizacji duchowego przywódcy narodu zwyciężył w prywatnym rankingu filmowych scen na motywach literatury. Bo wykrzykiwane przez Gustawa Holoubka słowa pod adresem Boga… Brzmią jak oskarżenie. Brzmią jak przestroga.
*
W mroku budzą się demony i dużo świtów potrzeba, by próbować je odegnać.
Piłat w „Mistrzu i Małgorzacie” cierpi na bezsenność. Nagi księżyc nad nim potęguje wyrzuty sumienia, a doświadczenie bezsenności wzmaga księżycowa pełnia. Mistrz nie zaznaje spokoju przy księżycowym blasku. Podobnie ateista Berlioz, któremu w chwili śmierci „miga księżyc”.
Od lat próbuję sytuować się po słonecznej stronie trwania. Bo słońce symbolizuje prawdę. Wiem, że zła nie da się wyeliminować, można próbować go nie mnożyć.
Niech złe nie przyjaźni się z gorszym, a dobre z lepszym, już tak!
By w białym płaszczu z podbiciem w kolorze krwawnika maszerowali hegemoni inni od tych stworzonych przez Michaiła Bułhakowa. Bo światło, choćby punktowe, może przezwyciężyć mrok.
Wierzę. I wszystkim nam tej wiary życzę.
IWONA OCHODEK-SZPAK





