BILIŃSKA-STECYSZYN: Melduję posłusznie!

Fot. Józef Szwejk według Josefa Lady. Domena publiczna.

“Pewnego razu w Mydlovarach koło Zlivia, obwód Hluboka, powiat Czeskie Budziejowice, akurat wtedy, jakeśmy tam – 91. pułk – mieli ćwiczenia, chłopi okoliczni zrobili obławę na skautów, bo im się tam bardzo rozplenili. Potem na mękach u wójta, pod trzciną, zeznali, że w całej okolicy nie ma ani jednej łąki, której by nie wygnietli, gdy się wygrzewali na słońcu, dalej, że koło Rażic przed samymi żniwami jeden łan żyta na pniu spalił się tylko wskutek nieszczęśliwego wypadku, kiedy sobie w życie na rożnie piekli sarenkę, upolowaną za pomocą noża w lesie gminnym” (tłum. Pawła Hulki – Laskowskiego).

To tylko jeden fragmencik, z początkowej partii powieści, której okrągły jubileusz przypada właśnie w tym roku. Cytować podobne perełki mogłabym bez końca. A co się przy tym nachichoczę, to moje.

Oczywiście oglądałam dawno temu w telewizji film czechosłowacki. I śmiałam się przy tym do rozpuku. Czy rozumiałam jako dziecko te pokłady pacyfizmu, szyderstwo z armii i specyficzną naturę Czechów? Czy wiedziałam to, co wiem teraz, że udawać głupka to często najlepszy pomysł na głupie czasy i głupotę rządzących? A skąd! Ja tylko rechotałam bezrefleksyjnie, słysząc odlotowe teksty umundurowanego facecika z poczciwo-kretyńską gębą, rewelacyjnie zagranego przez Rudolfa Hrušínský’ego.

Książki bardzo długo nie brałam do rąk, choć znam jej zagorzałych fanów, z lubością stosujących w codziennym słowniku różne powiedzonka z tekstu Haška. Uważałam, że to książka dla chłopaków. Chłopakowi też, czyli mężowi, kupiłam ją swego czasu w prezencie pod choinkę.

Tymczasem… Melduję posłusznie, czyli poslušně hlásím, że w “Przygodach dobrego wojaka Szwejka” zatonęłam najpierw ja. Cóż to była za uczta! To naprawdę jedna z powieści wszech czasów.

Zanim po wyjazdach na początku lat dwutysięcznych do Harrachova zakochałam się na dobre w czeskich klimatach, najpierw trochę ich już liznęłam wcześniej; na wycieczce do Pragi. Zwłaszcza w maleńkiej kawiarence “U Budovce” na praskim Starym Mieście. Malutkiej dziupelce w suterenie, pełnej starych klamotów (takie wyposażanie wnętrz lokali gastronomicznych stało się później modne również w Polsce). Ale Szwejk bywał w innych knajpach, to jasne. Klimatów szwejkowskich niestety nie odnalazłam również w Pivovar a Restaurace “U Fleků”, najstarszej (z 1499 roku) i jednej z najsłynniejszych w Pradze. Sporo nas wtedy zasiadło w wielkiej sali przy długim stole, wokół którego kelnerzy biegali z piwem (pysznym, to fakt) – i tyle. O wiele lepsza pod tym względem okazała się, podczas jakiejś naszej kolejnej podróży, knajpa “U Josefa” w Czeskim Krumlowie, lecz po paru latach już nie mogliśmy jej odnaleźć…  Za to teraz znajduję w internecie “Švejk Restaurant”, więc może to ta sama, tylko zmieniła nazwę.

A harrachowska Restaurace “Praha” (zwłaszcza ta z czasów gdy poznaliśmy ją jako Pivnice “Praha”), w której palacz hajcował w wielkim żeliwniaku stojącym w kącie sali, a na zewnątrz na płonącym ruszcie obsmażano przepyszne žebirka? W takiej restauracji, nawet bez portretu Najjaśniejszego Pana obsranego przez muchy, z pewnością spodobałoby się Szwejkowi.

Wyjdźmy jednak z tych knajp i wracajmy do dobrego wojaka i jego głupio-genialnych powiedzonek, pomysłów, awantur, forteli. Jaroslav Hašek stworzył bohatera, który jedynie z pozoru jest poczciwym głuptasem, bowiem doskonale potrafi się obronić przed tępą machiną biurokratyczno-wojskową – sprytem, kpiną, udawaniem kompletnego matoła. Wysocy rangą wojskowi (a w wymiarze uniwersalnym – politycy, którzy “urządzają” ten świat, nie licząc się z dobrem pojedynczego człowieka) wobec takiego “matołectwa” są bezradni, a przy okazji pokazują swoją małość.

Pierwszy tom “Przygód dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej” został opublikowany w 1921 roku, a więc równo sto lat temu. Taki szmat czasu – a antywojenna i “antypolityczna” wymowa powieści nic nie straciła ze swej aktualności.

Zaś co do głupoty najlepszej na głupie czasy… Warto na koniec przypomnieć piosenkę z musicalu “Machiavelli” (z 1975 r.) w wykonaniu Barbary Krafftówny i Jerzego Wasowskiego – “Najwyższa mądrość” (słowa Ryszard Marek Groński i Antoni Marianowicz). Mimo upływu lat – jakże swojsko i znajomo wciąż brzmi!

Głupota stwarza alibi/ Narody spaja jak klej/ Głupcy są zawsze szczęśliwi/ Bezpieczniej żyją i lżej/ Spoglądam na to bez złości/ I myślą wybiegam w przód/ Oto najwyższa z mądrości:/ Być głupim, głupim jak but…

HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN