Zawsze wiedziałam, że kiedyś będę pisała – wywiad z Katarzyną Lewandowską – pisarką, malarką, kobietą o artystycznej duszy

Fot. Maciej Terpiński. Na zdjęciu Katarzyna Lewandowska.

– Sztuka w Pani życiu jest obecna w szerokim aspekcie. Co Katarzynie Lewandowskiej jest bliższe – sztuki plastyczne czy jednak literatura?

– Z literaturą byłam związana od dziecka. Mama dużo czytała mnie i braciom, gdy byliśmy dziećmi. Sama też nie rozstaje się z książkami i myślę, że to ona zaraziła mnie miłością do literatury. Pisałam od zawsze: pamiętniki, wiersze, listy, opowiadania. Uwielbiałam pisać na lekcjach języka polskiego, chociaż muszę przyznać, że niechętnie trzymałam się zaleconej formy i czasem, na przykład zamiast rozprawki, tworzyłam jakieś luźno związane z poznawaną lekturą opowieści. W szkole podstawowej napisałam pierwszą “książkę”, którą podarowałam przyjaciółce. Jako licealistka publikowałam swoje opowiadania w “Carpe Diem” – czasopiśmie, które tworzyliśmy z wakacyjnymi przyjaciółmi, by pozostawać w kontakcie. Nauczycielka języka polskiego, która dostrzegła mój potencjał, przynosiła mi dodatkowe lektury, żebym wzbogacała warsztat pisarski. Zawsze wiedziałam, że kiedyś będę pisała, choć przez długi czas tak zajęta byłam innymi sprawami w moim życiu, że prawie o tym zapomniałam. Nie był to jednak stracony czas, bo nabierałam doświadczeń, dojrzewałam do pisania, wiele rzeczy zdążyłam przeżyć i przemyśleć. Praca, którą na co dzień wykonuję jako nauczyciel dzieci i młodzieży z niepełnosprawnościami, nauczyła mnie uważnej obserwacji, pomysłowości, cierpliwości – umiejętności bardzo potrzebnych pisarce. Do pisania wróciłam jako dojrzała osoba w 2020 roku i od tej pory nie rozstaję się z piórem.

Sztuki plastyczne też towarzyszyły mi od zawsze. W dzieciństwie dużo rysowałam; mój dziadek był malarzem i chyba to zacięcie odziedziczyłam po nim. Zresztą moja córka i bratanica też chodzą do liceum plastycznego, więc te zdolności plastyczne w rodzinie krążą. Po studiach (magisterskich na wydziale pedagogicznym i licencjackich na wydziale wychowania plastycznego) rozpoczęłam pracę z dziećmi o specjalnych potrzebach edukacyjnych, ale nigdy nie rozstałam się ze sztuką. Wciąż coś tworzyłam: malowałam, lepiłam, ozdabiałam. Parę lat temu zakochałam się w akwareli, której pozostaję wierna do dziś.

– Uważa Pani, że można łączyć te dwa rodzaje sztuk? Czy można powiedzieć, że one na siebie nachodzą i uzupełniają się wzajemnie?

– Można je łączyć. Oczywiście, nie da rady równocześnie pisać i malować, nad czym ubolewam, ale z powodzeniem można malować i słuchać książki. Pisanie i malowanie mają jedno wspólne źródło – wrażliwość (oczywiście, nie jest ona jedynym źródłem każdej z tych sztuk z osobna, bo jeszcze wiele innych rzeczy się na to składa). Dają też podobną przyjemność. Czasami do malowania i pisania inspirują mnie te same zjawiska pogodowe, na przykład mgła jesienna, choć raczej rzadko się to zdarza. W “równoczesnym” zajmowaniu się malowaniem i pisaniem przeszkadza natomiast jedna rzecz – odrobinę zbyt krótka doba, zwłaszcza, że wszystkie te czynności wykonuję w czasie wolnym. Ale nie narzekam i udaje mi się to wszystko połączyć, nie zaniedbując obowiązków. Mam też dzięki temu dobry nastrój, co na pewno wyczuwają moi wychowankowie.

– Zacznijmy może od malarstwa… Akwarele to przemyślany wybór, miłość czy może coś na oderwanie się od codzienności?

– Tak, to przemyślany wybór, prace malowane tą techniką zawsze mnie zachwycały, szczególnie ich subtelność i niedopowiedzenie. Akwarela jest ciekawą techniką i trochę nieprzewidywalną, co bardzo w niej lubię. Nigdy nie można być do końca pewnym, jak farba i woda na siebie zareagują i jaki ostatecznie uzyska się efekt. Za każdym razem to coś w rodzaju przygody. Z czasem nabywa się wprawy w kontrolowaniu ich do pewnego stopnia, ale nigdy do końca, zawsze coś może nas zaskoczyć. I tak, akwarela pozwala się oderwać od rzeczywistości, a malowanie relaksuje.

– Czy można oglądać pani prace poza stronami internetowymi, na przykład na wystawach czy wernisażach?

– Prezentowałam swoje prace na kilku wystawach. W 2022 roku była to wystawa zbiorowa “Dotyk koloru – akwarela” w Rzeszowskim Inkubatorze Kultury, w 2023 roku wystawa “Bliskość” w ODK “Gwarek” i ODK “Krak”, a obecnie, do 30 kwietnia, moje prace wyeksponowane są na wystawie “Dmuchawce” w Bibliotece Muzycznej w Rzeszowie.

– Jednak malarstwo to nie jedyna sztuka, gdyż zajmowała się Pani również rękodziełem, wykorzystując je podczas zajęć w Akademii Twórczego Rozwoju “Zakątek”. Wiem, że to również łączy się z Pani zawodem…

– Kilkanaście lat temu założyłam (obecnie już nieistniejącą) Akademię Twórczego Rozwoju “Zakątek”, w której między innymi prowadziłam zajęcia plastyczne dla dzieci i warsztaty rękodzieła dla dorosłych, głównie dla nauczycieli pracujących z dziećmi. W pracy zawodowej również zdarza mi się wykorzystywać umiejętności plastyczne podczas zajęć, chociaż moja rola polega na kompleksowym usprawnianiu umiejętności dzieci, nie tylko rozwijaniu sprawności manualnych, to szerszy obszar działań.

– Co zaś dotyczy Pani twórczości literackiej, to musimy powiedzieć, że Pani opowiadania prezentowane są w czasopismach i portalach literackich. Nie da się ukryć, że rozwija Pani skrzydła w tej dziedzinie. Jakie to uczucie?

– Zgadza się, moje teksty były publikowane w czasopismach literackich (takich jak “Fraza”, “Post Scriptum”, “TY.TU.Ł”) i na portalach – na przykład na stronach Mojej Przestrzeni Kultury, gdzie ukazało się – ku mojej radości – wiele moich opowiadań. Ogromnie dodają skrzydeł sytuacje, kiedy to do autora redakcja zwraca się z prośbą o teksty, co w tym przypadku miało miejsce. Publikacja to zawsze bardzo przyjemne uczucie. Nie piszę tylko dla siebie, więc cieszę się, że opisane przeze mnie historie mogą przeczytać inni, że ktoś jest po drugiej stronie. To rodzaj mojej komunikacji ze światem, tak jak dla “moich” dzieci, które nie zawsze potrafią powiedzieć, co im w duszy gra, jest nim komunikacja alternatywna. Reakcje czytelników są dla mnie zawsze największą nagrodą.

– Czy, podejmując się pisania, miała pani jakieś wzorce? Czy ktoś jest dla Pani autorytetem, a może jest Pani samoukiem, który opanował perfekcyjnie sztukę tworzenia literatury?

– Moje pierwsze próby pisarskie były samodzielne. Napisałam parę rozdziałów książki i stanęłam w miejscu; czegoś mi brakowało, ale nie wiedziałam czego. Okazało się, że najbardziej – pisarskiego wsparcia. Pisanie jest wprawdzie czynnością samotniczą, ale dobrze jest mieć kogoś, kto spojrzy na tekst fachowym okiem, wesprze. Moim mentorem jest Michał Paweł Urbaniak – pisarz, krytyk literacki, nauczyciel pisania. Pod jego okiem szlifowałam swój warsztat pisarski i otrzymałam wiele cennych wskazówek. Mam również swoje wzorce wśród pisarzy, których nigdy osobiście nie poznałam. Jeśli chodzi o krótkie formy – szczególnie cenię opowiadania Etgara Kereta i Alice Munro, a z polskich pisarzy – Tomasza Jastruna i Ireny Dowgielewicz. Czytam uważnie i analizuję to, co zrobiło na mnie największe wrażenie. Potem, po odpowiednim literackim przetworzeniu, “zabieram to dla siebie”, choć nie ma to nic wspólnego z kopiowaniem stylu. Pisania najlepiej uczyć się, czytając.

– Właśnie ukazał się Pani zbiór opowiadań “Krzesło”. Czego czytelnik może spodziewać się po jego lekturze?

– “Krzesło” to zbiór bardzo różnych historii, czasami napisanych z przymrużeniem oka, choć w głębszej warstwie – poruszających ważne problemy. Ich wspólnym mianownikiem jest “bliskość” – to za nią tęskni większość bohaterów. Niektórzy z nich nigdy jej nie doświadczyli, jak mężczyzna z opowiadania “Lalkarz”, innym została odebrana – jak małej dziewczynce ze “Skamielin”, która stała się “szczurem laboratoryjnym” w pewnym okrutnym eksperymencie i jako dorosła już kobieta nie umie ułożyć sobie życia. Są też tacy, którzy próbują znaleźć ją w przedmiotach, takich jak tytułowe krzesło, albo – w klatce z królikami, jak jeden z bohaterów opowiadania “Rabbit Jumping”. Pisząc te teksty, myślałam o problemach ludzi, o których często się zapomina lub milczy (starość, umieranie, niepełnosprawność, choroba psychiczna), albo tworzy się z nich tanią sensację, choć domagają się przede wszystkim zrozumienia. Nie narzucam jednak czytelnikowi, jak ma odebrać te historie, każdy może je zinterpretować inaczej, zabrać z nich dla siebie to, co chce.

– Opowiadania to jednak nie wszystko… Dodajmy, że jeszcze w tym roku można spodziewać się Pani powieści. Jak Pani myśli, czy “Najzabawniejszy kawał świata”, czyli pierwsza powieść Katarzyny Lewandowskiej, podbije literacki rynek?

– Nie było to moim celem, gdy ją pisałam, ale bardzo cieszyłabym się, gdyby tak się stało. “Najzabawniejszy kawał świata” to zupełnie inna opowieść, niż historie bohaterów “Krzesła”. Myślę, że ta książka może być dla czytelników dużym zaskoczeniem. Powiem tylko tyle, że jej motywem przewodnim jest synchroniczność, a cała powieść opowiedziana jest z dwóch perspektyw: pisarki i jej bohatera. Prawdopodobnie Wydawnictwo SEQOJA wyda ją jeszcze w tym roku, więc już niedługo czytelnicy sami będą mogli się o tym przekonać.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała:
SYLWIA KANICKA