KRAKOWIAK: Nie zapominajmy o najmłodszych – dzieci w Powstaniu Warszawskim

“Warszawskie Dzieci ’44” to pozycja inna niż typowe wydawnictwa dotyczące Powstania Warszawskiego. Jest bowiem pisana z perspektywy najmłodszych mieszkańców Warszawy czasów wojny. Nie ma w niej opisów walk czy rozważań o sensie powstania. Autorka pokazała je nam oczyma dzieci, zarówno kilkuletnich, dla których były to pierwsze zapamiętane przeżycia, jak i tych starszych, nastoletnich, nierzadko uczestniczących czynnie w warszawskiej  irredencie.

Na czterystu stronach Agnieszka Cubała dosyć skrupulatnie zaprezentowała przeżycia dzieci. Niektórych później bardzo znanych, jak np. Jan Kobuszewski, Krzysztof Kowalewski, Beata Tyszkiewicz, Krystyna Zachwatowicz-Wajda czy Krzysztof Zanussi, jak i tych nieznanych. Jednych z nielicznych, które ocalały z hekatomby powstania.

Książka zaczyna się od relacji o doznaniach, jakie towarzyszyły dzieciom w pierwszych dniach walk w stolicy. Nadzieja, ciekawość, nierzadko radość – to główne emocje młodych warszawiaków w początkach zrywu. Jednak im później, tym gorzej. Przyznam się, że z każdą stroną ciężej czytało mi się tę książkę. Piszę to z perspektywy ojca czterolatki, dla którego szczegółowe opisy traumatycznych przeżyć i mordów na dzieciach są wyjątkowo obrazowe.

Autorka często cytuje relacje świadków, co dodatkowo potęguje grozę tamtych wydarzeń. Uderzające jest zwłaszcza jedno ze wspomnień siedmioletniego wówczas Krzysztofa Kowalewskiego: “Wchodzę z matką do tej bramy i widzę, że leżą tam kawałki mięsa. Wołam: Mamo! Mięso! I chcę lecieć, żeby to zbierać, mięsa na talerzu to już kilka tygodni nie widziałem. Zresztą chcę jeść, bo byłem cholernie głodny. Wszyscy byliśmy. I rwę się do tego miejsca, a mama nic nie mówi, tylko mnie odciąga. […] Tam był szpital dziecięcy. Tu nóżka, tam rączka. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście trudno było rozpoznać, bo wszystko posypane białym pyłem. Zakleszczone w sprasowanych wybuchem łóżeczkach. Ludzka konserwa”.

Takich wspomnień znajduje się w książce dużo więcej. Rzeź Woli czy Ochoty to wyjątkowe akty barbarzyństwa, które, pokazane oczami najmłodszych, jeszcze bardziej trafiają do wyobraźni czytelnika. I choć jak wspomniałem, autorka unika pytania o sens powstania, to jednak, kiedy się czyta te opisy, takie pytanie nasuwa się samo.

W natłoku rocznicowych publikacji i artykułów ta pozycja wyróżnia się niewątpliwie oryginalnością. Większość tekstów na temat powstańczego zrywu opisuje głównie sam przebieg walk lub gehennę ludności cywilnej, mało jest takich, w których na pierwszy plan wysuwa się los dzieci w powstaniu.

Na plus należy także wskazać obszerną bibliografię, jaką wykorzystała autorka “Warszawskich Dzieci ’44”. Liczne cytaty i wspomnienia dodają autentyczności opisanym zdarzeniom. Jako minus zaś wskazałbym chaos, który czasami wkradał się do zapisu wydarzeń w książce. Autorka przedstawiła je w zasadzie chronologicznie, ale zdarzało jej się przeskakiwanie i żonglowanie datami.

Dla ciekawych historii Powstania Warszawskiego jest to pozycja godna polecenia. Zwłaszcza dla osób, które nie zadowalają się ogólnikami, a chciałaby zgłębić temat. Cieszę się, że udało mi się przez nią przebrnąć, a jednocześnie wiem, że więcej już do niej nie zajrzę. Nie dlatego, że jest źle napisana, ale dlatego, że przedstawione w niej historie są zbyt traumatyczne i doprawdy aż trudno uwierzyć, że wydarzyły się tak niedawno.

Kiedy się ma własne dzieci, z ciężkim sercem czyta się opisy tego, co działo się na warszawskich ulicach ponad 70 lat temu. Przypomnę słowa wypowiedziane m.in. przez Jana Pawła II w Auschwitz w 1979 r.: “Nigdy więcej wojny”. Oby już żadnego pokolenia nie spotkała taka hekatomba i oby warszawiacy nie musieli płacić tak wysokiej ceny za odzyskanie wolności.

I jeszcze jedna myśl mnie naszła podczas lektury tej książki. Czy warto było? Czy ceną za wolność winny być “rzucane na stos” dzieci? Czy zwłaszcza one nie powinny być chronione, aby ciągłość pokoleń została zachowana? Czy podejmując kontrowersyjną decyzję o wybuchu powstania, dowódcy AK mieli świadomość, jak ciężki los im zgotują? Abstrahując oczywiście od zła, jakie wyrządzili nam okupanci, oni także brali za to odpowiedzialność.

Warto sobie z tego zdawać sprawę, przechadzając się warszawskimi ulicami im. Bora-Komorowskiego, Okulickiego czy Chruściela “Montera”.

KAMIL K. KRAKOWIAK


Agnieszka Cubała, “Warszawskie Dzieci ’44”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.