CHUDZIO: Świrszczyńska – prawdziwa do bólu

Początkowo mam problem ze zrecenzowaniem tej antologii. Nie wiem od czego zacząć. Moje palce wstukują tekst o tym, że najnowsze “Poezje zebrane” to Anna Świrszczyńska w pigułce, ale potem mój wzrok pada na ponad osiemset stron książki obok mnie, uśmiecham się więc do siebie i zaczynam wszystko pokornie kasować.

Moje dłonie po chwili się zatrzymują. Może jednak powinnam zostawić taki wstęp? Czy inny będzie lepiej pasował do mojej subiektywnej oceny dzieł tej jakże niesamowitej i jedynej w swoim rodzaju poetki i pisarki?

“Poezje zebrane” Anny Świrszczyńskiej w opracowaniu Adama Pluszki są dla mnie książką przepiękną i wzruszającą. Szczerze mówiąc od kilku tygodni nie potrafię się nią przestać zachwycać. Można ją czytać od początku albo otwierać codziennie, niczym Biblię, na dowolnej stronie i kontemplować wybrane losowo utwory w ciszy swojego istnienia.

Ten przepastny tom został wydany przez Wydawnictwo Marginesy pod koniec 2023 roku i zawiera wszystkie wiersze poetki z lat 1938-1985, wraz z jej innymi utworami takimi jak dramaty czy piosenki.

Miłośnicy poetki docenią zapewne fakt, że wszystkie objawy jej geniuszu zostały zebrane w jednym opracowaniu oraz to, że zawiera ono także wiersze dotychczas niewydane. Z kolei wszyscy ci, którzy Annę Swirszczyńską i jej twórczość będą z tą książką dopiero poznawać, powinni polubić posłowie Aldony Kopkiewicz. Znajdziemy w nim informacje o tym, dlaczego poetka zaczęła być ceniona w świecie literackim tak późno, jak długą przerwę miała w tworzeniu i co najprawdopodobniej było tego przyczyną. Pani Aldona odważnie wysuwa własne wnioski odnośnie faktów z życia poetki, nawiązuje do utworu “Własny pokój” Virginii Woolf i umiejętnie stawia kolejne hipotezy na temat tego, co najprawdopodobniej stawało na drodze do kariery Świrszczyńskiej.

Kopkiewicz wspomina w posłowiu, że poetka odzyskała czas i przestrzeń do tego, by pisać, w późnych latach sześćdziesiątych, po ponad trzydziestu latach od debiutu i wtedy właśnie powstały najlepsze jej książki: “Jestem Baba”, “Budowałam Barykadę”, “Szczęśliwa jak Psi Ogon” i “Cierpienie i Radość”.

“Jestem Baba” jest jednym z moich ulubionych tomów, bo mimo naturalistycznej brutalności niesie w sobie przekaz o niezwykłej kobiecej sile. W wierszach tych surowy styl miesza się z miękkością i wrażliwością, a brutalna prawda o losie kobiet z tamtego okresu jest jednocześnie wzruszająca i bardzo feministyczna. Autorka potrafi w kilku prostych i obdartych ze środków stylistycznych wersach zawrzeć prawdę o przemocy domowej, trudach codziennego życia i zmaganiach kolejnych pokoleń kobiet. Moim ulubionym wierszem z tego tomu jest chyba “Mój brzuch”, z kolei wiersze takie jak “Rodzina”, “Umyła podłogę” czy “Dzieci się zadziwią” przywołują na myśl dosadną prozę Tove Ditlevsen, zwłaszcza jej antologię opowiadań “Moja żona nie tańczy”. Obie literatki potrafią w bardzo prosty, przejmujący, ale i feministyczny sposób zobrazować brutalność relacji i naświetlić w nich samotność kobiety, z tym, że Świrszczyńska robi to wszystko za pomocą wierszy, a Ditlevsen prozy.

Feminizm to spoiwo i wspólny mianownik wielu dzieł poetki. Jest obecny na przykład w innym uwielbianym przeze mnie cyklu: “Matka i córka” z tomu “Wiatr”. To w nim znajdziemy wiersz “Patriarchat”, będący dla mnie swoistym protest-songiem czy nawet manifestem, z niego też pochodzi mój ulubiony wiersz Anny Świrszczyńskiej pod tytułem “Moja córka”: “Zbudowałam dom,/ wybrałam mężczyznę,/ czynię swoją pracę./ Potem odejdę i przyjdzie moja córka./ Zbuduje dom,/ wybierze mężczyznę,/ wykona pracę./ Potem odejdzie./ Rodząc skazałam ją”.

Podziwiam autorkę za styl, choć ten zmieniał się na przestrzeni lat i nie zawsze był chwalony, oraz za proste ale dosadne pointy. Czasem miałam wrażenie, że dany wiersz został urwany i niedokończony, Świrszczyńska potrafi bowiem pozostawić odbiorcę w zawieszeniu i zagubieniu, bo prawda spływa po chwili – jest gęsta i mocna jak kawa.

Wiersze Świrszczyńskiej to obok feminizmu i naturalizmu także erotyka, w moim odczuciu inna niż u współczesnych jej poetek takich jak Poświatowska czy Pawlikowska-Jasnorzewska. Przeważnie przedstawiana nie wprost, bywa zmysłowa, ale poetka nie stroni w erotykach również od lekkości i frywolności, jak chociażby w wierszu “Coś wesołego”: “Powłóczyste igraszki miłosne/ przechadzają się/ poruszając biodrami”.

Ciało zajmuje w twórczości Świrszczyńskiej miejsce centralne, bo ciało to odczuwanie i zmysły. Podmiot liryczny w wielu wierszach jest swojego ciała bardzo świadomy bez względu na to, czy znajduje się właśnie na sali porodowej, bierze udział w powstaniu czy poddaje się miłosnemu uniesieniu. Nigdy wcześniej nie spotkałam się chyba w polskiej poezji z tak bezpośrednim i śmiałym sposobem przedstawienia porodu. Wiersze Świrszczyńskiej oddające emocje rodzących są często dla mnie bardziej prozą poetycką niż poezją. Podobne odczucia towarzyszą mi zresztą dosyć często podczas lektury, za każdym razem gdy jej wiersze stają się surowe, jakby nagie, bez ozdobników w postaci metafor czy przenośni.

Przyznam, że poezja o tematyce wojennej nigdy nie należała do mojej ulubionej, ale tom Świrszczyńskiej “Budowałam barykadę” zrobił na mnie ogromne wrażenie. Twórczość w nim zawarta dotyczy traumatycznych wspomnień pisarki z okresu Powstania Warszawskiego i czytając tamte wiersze miałam łzy w oczach. W tym tomie ponownie napotykamy prostotę i oszczędność wyrazu, a czytelnik miewa wrażenie, że to już nie jest poezja, ale czysta proza. Może jednak właśnie dlatego te wiersze wojenne tak bardzo mnie urzekły, bo poezja wojenna to dla mnie raczej oksymoron.

Dzięki temu, że mamy w tej książce wszystkie utwory razem, w dodatku ułożone chronologicznie, otrzymujemy możliwość prześledzenia twórczej ewolucji pisarki. Innymi słowy, czytając Annę Świrszczyńską po kolei i w jednym tomie możemy ją niejako lepiej poznać i zrozumieć. To, co wcześniej było dostępne jako podzielone i w kawałkach, poprzez ten zbiór pozwala nam zobaczyć talent autorki jako całość oraz zauważyć, że wojna, cierpienie i ból istnienia przeplatają się u niej z poczuciem humoru i lekkością zupełnie tak jak w życiu. Widać też w tej książce, że utwory niosą wartości uniwersalne i się raczej nie starzeją, może za wyjątkiem tomu “Czarne słowa”, który – przyznaję –  czytałam z niejakim zażenowaniem i mogłabym się bez niego obyć.

“Poezje zebrane” Świrszczyńskiej są jakby życiem w pigułce – nierzadko gorzkiej, często ciężkiej do przełknięcia, ale jednocześnie kolorowej i dającej nadzieję na to, że będzie lżej. Mimo, że nie mamy jeszcze na rynku wydawniczym żadnej oficjalnej biografii autorki, najnowsza książka Wydawnictwa Marginesy z jej dziełami niejako nam tą lukę rekompensuje, pozwalając zobaczyć życie Anny Świrszczyńskiej przez pryzmat jej własnych słów. Polecam spróbować.

JOANNA CHUDZIO


Anna Świrszczyńska, “Poezje zebrane” (pod red. Adama Pluszki), Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2023.