Przede wszystkim jestem zwykłym człowiekiem – wywiad z poetką Tamarą Promyk

Fot. Z archiwum T.P. Na zdjęciu Tamara Promyk z koniem Bubą.

– Proszę, powiedz kim jest Tamara Promyk?  Czy jeżeli mówimy o literaturze, to w pierwszej kolejności uważasz się za poetkę?

– Tamara Promyk to przede wszystkim zwykły człowiek. A jeżeli mówimy o literaturze, to w pierwszej kolejności ludzie musieliby mnie uznać za poetkę. Bo to ludzka etykietka. Tymczasem z okazji np. Dnia Poezji nawet najbliżsi znajomi nie składają mi życzeń. Nie zauważa mnie w ogóle ani Zabłudów, ani Białystok. No, trochę Warszawa. Tylko czy to źle? W czasach, gdy wszyscy piszą, publikują, gdy Polskę zalewa tandeta i grafomania, może to wstyd być poetką? Może dla takich jak ja, trzeba innego określenia. Aaa! I wiesz, zawsze uważałam, że bliższa jest mi proza. Trzy powieści i kilkanaście opowiadań “opublikował” mi ogień. Rysunkami też setki razy rozpalałam w kominku. Jaka to ulga, gdy potężne mroczne niejasności i bolesne dylematy zamieniają się w przyjazny dźwięk, jasność, ciepło! Wierszy spaliłam najmniej – może dlatego kilka osób na tym świecie uznaje mnie za poetkę.

– Wiem, że kochasz zwierzęta. Czy mogłabyś powiedzieć, jaką rolę odgrywają w Twojej twórczości? Czy stanowią dla Ciebie główną inspirację?

– Są inspiracją za każdym razem, gdy wraz z nimi wkraczam w bliskie mi obszary transcendencji. Zwierzęta często stają się nośnikami wielu znaczeń, odbiciem nieludzkich tajemnic w ludzkim świecie. Wiesz, to tak na marginesie, mam takie wrażenie, że moja historia, mój los, a może i cały świat, prawie cały czas mówi do mnie coś ważnego. Wypowiada się sytuacjami, drogami, lasem, jeziorem, chorobami, ludźmi. I zwierzętami właśnie. Prawie cały czas oglądam jakby gotowe fragmenty jakiegoś opowiadania – mam wrażenie – dłuższego niż ludzkie życie. Jestem wewnątrz tego opowiadania, ale ono jednocześnie jest na zewnątrz, istnieje obiektywnie. A ja w nim, z przeznaczonymi mi zwierzętami. Czuję się ważna. I czuję też, że swoim życiem (w tym twórczością) mam tę ważność potwierdzić albo obalić.

– Cieszę się, że dwukrotnie mogliśmy publikować Twoje wiersze na stronie MPK. Chyba nikt tak ujmująco i refleksyjnie jak Ty nie potrafi pisać: “swoje kury karmię zbożem/ a czasami wysypuję im z życia/ trochę smutków/ kury uwielbiają takie smutki/ wydziobywać/ dla jaj”.

– Dziękuję. Hoduję kury dla jaj, nie dla mięsa. Kury pomagają mi się uśmiechać. I odżywiają mój los.

– Często na Facebooku zamieszczasz krótkie filmy z wędrówek ze swoimi zwierzętami. Czy wtedy znajdujesz natchnienie?

– Wędrując w głąb lasu, zawieszam swoje dotychczasowe doświadczenie, wiedzę, kasuje mi się większość emocji. Nazywam to znikaniem z ludzkości. Wypuszczam konie na wolność, ale one nie uciekają. Towarzyszą mi, nawet gdy ich przyjaciele zostają w domu. Inni szkolą swoje konie całymi latami, ale boją się tak zrobić (chociaż domyślam się, że wielu powie, że to nie ze strachu, a z odpowiedzialności). Gdy znikam z ludzkości, całe moje wnętrze owija się nie tylko w krajobrazy, wewnątrz których się przemieszczam, ale i w niewidzialną linę, która mnie łączy, nie tylko ze zwierzętami udomowionymi (bo zdarza się, że dołączają do nas łosie, a nawet dziki), ale też z czymś czego nazwać nie potrafię. To “coś” jest tak cudowne, że aż nieprzetłumaczalne na język ludzki. No, a potem z pamięcią tego “czegoś” wracam do domu, wracają powoli zawieszone doświadczenia, wiedza i emocje, nakładają się na siebie, przenikają. I tak, próbuję wtedy pisać…

– Fascynujesz się poezją naszego noblisty Czesława Miłosza. Czy mogłabyś powiedzieć, dlaczego akurat poezja Miłosza jest Ci najbliższa, a nie np. Wojaczka, Bursy czy Białoszewskiego. No i… jaką rolę odegrał Czesław Miłosz w poezji, którą tworzysz?

– Dlaczego tak myślisz? Nigdy nie byłam pod bezpośrednim wpływem poezji Czesława Miłosza. Ja tylko w ubiegłym wieku, dla “Czasopisu” zrobiłam wywiad z Miłoszem. Sporo potem korespondowaliśmy i mam jeszcze kilka listów od Niego. Zachęcał mnie do pisania, ale takiego zaangażowanego politycznie. Tylko, że ostatecznie to jednak nie była moja polityka. Odwróciłam się od Niego, nie wykorzystałam ważnej znajomości. I nie żałuję. Zresztą zawsze tak było, nie tylko z twórcami. Chodziłam za ludźmi z wielkim zaangażowaniem, biorąc ich za swoich, ale tylko do pewnych granic. Jak się już ich i ich poglądów nadoświadczałam, to coś mi mówiło “stop, wracaj do siebie!”. I wracałam, w tym z wieloma zmienionymi myślami (no, bardziej obrazami, bo ja myślę obrazami), właśnie ze względu na te doświadczenia. To taka trochę odwrotność moich wędrówek ze zwierzętami, tylko bez znikania z ludzkości. Bursę i Wojaczka lubiłam czytać w liceum. Aha, bym zapomniała! Jednak jestem trochę pod wpływem Czesława Miłosza. Przed śmiercią powiedział, że w życiu bardzo ważna jest dobroć. I tak ja też uważam… że jest ważna. Taka najprostsza, nie przeintelektualizowana – dobre słowo, przytulenie, szczery uśmiech na czyjś widok itp. Dobroć jest ważniejsza niż niejeden wiersz.

– Czasami zastanawiam się, czy potrafiłabyś żyć i tworzyć w wielkim mieście? Czy odnalazłabyś się np. w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu?

– Myślę, że tak. Byleby mieć tam jakieś poczucie bezpieczeństwa. Np. kury na balkonie… Ha ha ha ha! A tak poważniej… Mieszkałam w Białymstoku i pisałam bajki dla dzieci. Trzy nawet zostały opublikowane w formie książek. Dwie są okej, nawet podobały się wtedy Oli Tokarczuk i też mnie zachęcała do pisania.

– Czy nie masz wrażenia, że poza wielkimi miastami czas jakby płynął wolniej? Czy ten fakt może również przekładać się na twórczość poety?

– Czas? Oj, wolałabym nie rozwijać tego tematu, bo zacznie mi się pisać kolejna powieść i nigdy nie skończymy rozmawiać. Powiem więc tak – nie musi się przekładać. I nie musi sprawiać wrażenia, że płynie wolniej.

– Czy bliskie jest ci panteistyczne pojęcie szczęścia, np. poprzez odnajdywanie go we wszystkich substancjach jakie dookoła nas istnieją?

– Nie szukam szczęścia. Ludzkie życie jest przede wszystkim problematyczne i każdy dojrzały człowiek chyba jest tego świadomy. Owszem cieszę się wieloma drobiazgami, wieloma sytuacjami, możliwością beztroskich zabaw z końmi, poranną herbatką, spotkaniami z przyjaciółmi, piwem w upały itp. Nie szukam szczęścia, a bardziej możliwości odwdzięczenia się za życie takie jakie mam. I żeby nie było… Nie mam lekkiego życia, nie ma czego mi zazdrościć. Ani dzieciństwa w cieniu śmierci czworga rodzeństwa i rozwalonej psychicznie mamy, ani bycia odrzuconą przez nową rodzinę, na której tak bardzo mi zależało. Niestety jestem kundlem międzynarodowym, uwielbiam język prosty, ludowe, zanikające białoruskości. Do tego mam “ruskie” imię i chociaż kocham Polskę, to dla niektórych jest to powód by mnie nienawidzić i traktować jak śmiecia. Zostałam zmuszona pokochać siebie niezależnie od wszystkiego i wszystkich, ale nie jest to łatwa miłość.

– Kim byś chciała być, gdybyś nie była tym, kim jesteś?

– Nigdy nie porównywałam się z nikim, nikomu nie zazdrościłam bycia “kimś”, więc sama nie wiem…

– Jesteś osobą, której nie da się nie lubić. Czego można Ci życzyć?

– Dziękuję. Możesz mi życzyć zdrowia, proszę. I żeby ludzie mi lasu nie wycięli, bo nie będę miała dokąd chodzić po swoje wiersze. I opowiadania.

– Tego więc Ci życzę z całego serca… i bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał:
JAROSŁAW HEBEL

 


Promyk – pseudonim poetki na pamiątkę jej pierwszego konia, który już nie żyje, ale jest dla niej ważny.