HEBEL: Hłasko wciąż na czasie…

W wolnej Polsce po 89 r. gwiazda Marka Hłaski chyba nieco przygasła. Za swojego życia autor “Pięknych dwudziestoletnich” uchodził za “buntownika bez powodu”. Po jego śmierci, nawet jeszcze w latach 80., wciąż była żywa legenda pisarza. W III RP jednak już mało kto sięgał po książki Hłaski. Tym bardziej cenne jest to, że Wydawnictwo Iskry systematycznie wznawia utwory “polskiego Jamesa Deana” i próbuje przywrócić do literacko-czytelniczego obiegu teksty jednego z naszych najbardziej utalentowanych pisarzy.

Obraz życia we wczesnym PRL-u, jaki naszkicował Hłasko w swojej prozie, daleki jest od przekazu masowo rozpowszechnianych wtedy propagandowych kronik. Na obrazach tych często widzimy radosnych ludzi, którzy maszerują w pochodach i z uśmiechem pozdrawiają swoich przywódców, bądź też z największym poświęceniem pracują dla “socjalistycznej ojczyzny”. Hłasko w swojej prozie bezlitośnie odziera bohaterów z tego strasznego fałszu, który przebijał z propagandówek w oficjalnym obiegu. Przede wszystkim uczynił ich ludźmi z “krwi i kości”, którzy mają swoje uczucia – kochają, nienawidzą, ale też marzą o “lepszym życiu”. W jednym z wywiadów radiowych pisarz zresztą bardzo wyraźnie podkreślił, że chciałby “na miarę swoich możliwości i swoich zdolności, przekazać prawdę o swoim życiu, o swoim czasie”. Nie mam żadnych wątpliwości, że to mu się świetnie udało!

Chociaż minęło już ponad pół wieku od śmierci Marka Hłaski, jego książki cały czas świetnie się czyta. Pisarz sam często przyczyniał się do budowania swojej “czarnej legendy”. Jak jednak możemy spostrzec po lekturze “Ósmego dnia tygodnia”, był człowiekiem, który – jak powiedziała Maria Hłasko w filmie A. Titkowa “Piękny dwudziestoletni”  – przede wszystkim miał “bardzo dobre serce”. Może o tym świadczyć chociażby następujący fragment tego utworu: „Przed każdym dobrym uczuciem człowieka trzeba klękać jak przed świętością, jak przed gwiazdą. Ochraniać, nieść jak światło, a jeśli jest tego chociaż iskierka, to dmuchać aż do utraty tchu”.

Dodałbym, że w “Ósmym dniu tygodnia” wprost uderzający jest realizm tej prozy, np. we fragmencie, kiedy główna bohaterka przemierza owianą złą legendą ulicę Brzeską w Warszawie. Hłasko z niesamowitą precyzją i talentem opisuje stojących w bramach mężczyzn: “[…] pili wprost z butelek piwo, wódkę i tanie wina; dławili się i płyn ściekał na ich pokancerowane ręce, na ich wilgotne koszule i rozprężone, miękkie ciała. […] Wiatr, który jak zmęczone zwierzę ciężko biegł nad brukami, przynosił zapach ich potu, ich tytoniu, ich oddechy – gorące i gorzkie od alkoholu”.

Hłasko buntował się przeciw fałszowi i szarzyźnie życia w PRL-u, czemu z całą mocą przeciwstawiał prawdę, niekiedy przejaskrawianą artystycznym talentem. Robotnicy, którzy w “Następnym do raju” wożą drewno wysoko w górach na rozwalających się samochodach i ryzykują życiem, nie mają w głowie partyjnych sloganów, np. o budowaniu “przyjaźni” polsko-radzieckiej. Wolny czas spędzają na graniu w pokera, piciu wódki i chęci spotkania się z dziwkami. Marek Hłasko w wywiadzie udzielonym dla “L`Express” (1958) przyznawał, że nikt na Zachodzie nie jest w stanie uwierzyć, iż w Polsce “największym marzeniem robotnika jest upić się na dwie godziny, by zapomnieć, zapomnieć się zupełnie”. Także – co bardzo istotne – dodawał: “Nieszczęściem człowieka żyjącego w kraju totalitarnym jest […] zredukowanie marzeń… zredukowanie pragnień… niemożność reagowania na świństwa widziane każdego dnia, na każdym kroku…”.

Powiedziałbym, że zarówno “Ósmy dzień tygodnia”, jak i “Następny do raju” to utwory, które mogą być uważane za teksty rozrachunkowe z dosłowną nędzą i zakłamaniem epoki PRL-u. Na szczęście to nie jest publicystyka, lecz świetnie napisana proza, która broni się nawet w kilkadziesiąt lat od trafienia po raz pierwszy na rynek czytelniczy. Szczególnie warto podkreślić, że w “Następnym do raju” Hłasko wprost oskarża komunistyczne władze: “Nigdzie nie można uciec. Zamieniliście życie w tak wielki koncentrak, że nie potrzeba nawet drutów kolczastych i strażników, psów i karabinów maszynowych”.

Czy rzeczywiście był “buntownikiem bez powodu”? Warto czytać jego książki. Upływ czasu w żadnej mierze nie zaszkodził ich uniwersalnemu przesłaniu. Kto wie, czy dzisiaj nie są one jeszcze bardziej cenne i ich przekaz donioślej nie zapada w umysł czytelnika, niż miało to miejsce w czasach, kiedy pisarz opublikował je za swojego życia.

JAROSŁAW HEBEL


Marek Hłasko, “Ósmy dzień tygodnia” & “Następny do raju”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2020.