HEBEL: Nowe spojrzenie na Hłaskę

Pod koniec października zeszłego roku nakładem Wydawnictwa Czarne ukazała się książka Radosława Młynarczyka “Hłasko. Proletariacki książę”, która obok pozycji Andrzeja Czyżewskiego “Piękny dwudziestoletni”  (Prószyński i S-ka, Warszawa 2012) jest na polskim rynku drugą kompleksową biografią autora “Pięknych dwudziestoletnich”. Książka Czyżewskiego – jakkolwiek znakomita – była pisana z pozycji bliskiego krewnego Marka Hłaski, podczas gdy Radosław Młynarczyk, niepozbawiony sympatii dla autora “Pierwszego kroku w chmurach”, stara się na chłodno, z obiektywizmem spojrzeć na jego postać, twórczość i życiowe wybory.

To fakt, że Hłasko po swojej śmierci do połowy lat 80. minionego wieku był pisarzem “wyklętym” przez PRL-owską cenzurę. Jednym tchem wymieniano go obok takich twórców jak Edward Stachura czy Rafał Wojaczek. W dość szerokiej optyce spoglądano na niego niczym na “polskiego Jamesa Deana” czy “buntownika bez powodu”. Przez PRL-owską propagandę został okrzyknięty jako “zdrajca ojczyzny”, co bynajmniej dzisiaj nie jest ujmą dla hołdujących wolnościowemu systemowi wartości. Trzeba jednak Radosławowi Młynarczykowi przyznać rację, że kariera autora “Pierwszego kroku w chmurach” z całą pewnością była “jedną z najszybszych i najbłyskotliwszych w polskiej literaturze”.

Nowa biografia Marka Hłaski wręcz z narkotyczną siłą wciąga czytelnika, który śledzi losy bohatera wychowywanego przez matkę – najpierw po rozwodzie jego rodziców, a następnie po śmierci ojca. Nie mam wątpliwości, że świetnie sprzedałby się film lub serial biograficzny o Hłasce, który jako szofer w bazie transportowej “Żył z kierowcami i ich problemami, a potem wracał do domu i przerabiał je artystycznie”. Można by pokazać, jak żył, pisał, kochał i pił… O tajemniczej Wandzie, wielkiej, bodajże pierwszej miłości, wspomniał w opowiadaniu “Pamiętasz, Wanda…”. W tekście z czasów izraelskich “Opowiem Wam o Esther” nie zapomniał o ukochanej Esther Steinbach, o której w liście do Zuli Dywińskiej pisał, że jest “pluszowym zwierzątkiem i tak cudownie pachnie”. Jednak to nawet nie Agnieszka Osiecka, a niemiecka aktorka Sonja Ziemann – odtwórczyni głównej roli w ekranizacji “Ósmego dnia tygodnia” w reżyserii Aleksandra Forda – została jego pierwszą i jedyną żoną.

Czy ktoś wie, skąd bierze się tyle pesymizmu w opowiadaniach Marka Hłaski? Można by twierdzić, że u podstaw katastrofizmu jego późniejszej literatury leżał brak ojca, którego ostatecznie stracił w wieku nieco ponad pięciu lat, a także bodajże na trwałe zapadłe w jego pamięci wstrząsające obrazy z czasów okupacyjnych. Radosław Młynarczyk  m.in. wspomina, jak dziesięcioletni Hłasko przechodził w towarzystwie swojego ciotecznego brata Andrzeja Czyżewskiego na warszawskiej Woli, obok sądów na Lesznie, kiedy gestapowcy wieszali w ruinach getta więźniów Pawiaka. Pomiędzy bajki i buty na grubej słoninie jednak należy włożyć rozpuszczane przez samego Hłaskę wieści, jakoby miał wykonywać zawód furmana, montera czy sam Bóg wie kogo jeszcze… i być biednym szoferem z Marymontu. Trzeba byłoby jednak przyznać mu rację, że wspaniale potrafił kreować swoją legendę, na którą autor jego biografii potrafi spojrzeć krytycznym okiem.

W książce Młynarczyka widzimy również Hłaskę jako zbuntowanego nastolatka, który wobec drugiego partnera swojej matki demonstrował uczucie wrogości. Bywało jednak później, że z pobytu na emigracji potrafił pisać do Kazimierza Gryczkiewicza bardzo serdeczne i czułe listy, w których często zwracał się do swojego ojczyma jako do “Kochanego Taty”. Mimo skomplikowanych relacji z Marią Hłasko, jego matka na zawsze pozostała dla niego “Kochaną Mamusią” czy po prostu “Matczynką”.

Jako nastolatek Hłasko był zadziornym harcerzem, który marzył o poszukiwaniu “męskiej przygody”, jaką wyobrażał sobie po obejrzeniu wielu westernów z Kenem Maynardem, czy choćby o najzwyklejszym zdobywaniu sprawności. W odradzającym się po wojnie ZHP nie odnalazł jednak niczego z wartości “Szarych Szeregów” czy podążania szlakiem przygód Winnetou z powieści Karola Maya. Przeżył pierwszy wielki zawód “socjalistyczną ojczyzną”, co w sposób dojrzały wyraził dużo później w “Następnym do raju”, np. wprost oskarżając komunistyczną władzę: “Nigdzie nie można uciec. Zamieniliście życie w tak wielki koncentrak, że nie potrzeba nawet drutów kolczastych i strażników, psów i karabinów maszynowych”.

Z biografii autora “Ósmego dnia tygodnia” można dowiedzieć się, że Hłasce jako pisarzowi bardzo pomogło wsparcie Stefana Łosia, Bohdana Czeszki i Igora Newerlego. Radosław Młynarczyk dość barwnie opisuje, jak Czeszko w liście do aspirującego do roli pisarza młodego Hłaski odradzał mu nadużywania w prozie wulgaryzmów: “Można używać słów: kurwa, pierdolę, skurwysyn, chuj, pizda […], ale w tych nielicznych przypadkach, kiedy nie można ich niczym zastąpić”. Także nadmienia, jak Hłasko jako szofer “Pewnego razu wpadł do siedziby ZLP w roboczym ubraniu, umazany na twarzy i dłoniach smarem, rozczochrany i pochmurny, i rzucił Igorowi Newerlemu na biurko maszynopis »Bazy Sokołowskiej«”.

Świetnie czyta się książkę Radosława Młynarczyka, który – można powiedzieć z całą odpowiedzialnością – z eksperckim profesjonalizmem nadał nową dynamikę postaci Hłaski i przywrócił ją czytelnikowi na nowo. Jest to postać z “krwi i kości”, która żyje, kocha, pisze, pije… jak również kreuje swoją wielką legendę. Autor tej biografii jednak umiejętnie odsiewa plotki od faktów, na czym wizerunek Hłaski bynajmniej nie ucierpiał. Zachęcam, przeczytajcie i przekonajcie się sami!

JAROSŁAW HEBEL


Radosław Młynarczyk, “Hłasko. Proletariacki książę”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020.