Hłasko żył, by pisać… – wywiad z Radosławem Młynarczykiem, m.in. autorem książki “Hłasko. Proletariacki książę”

Fot. Z archiwum R.M. Na zdjęciu Radosław Młynarczyk.

– Odnalazł Pan “zaginioną” powieść Marka Hłaski “Wilk”, pisał/pisze Pan wstępy do wznawianych przez Wydawnictwo Iskry książek Hłaski, opracowuje je Pan, a niedawno ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne napisana przez Pana biografia autora “Pięknych dwudziestoletnich” pt. “Hłasko. Proletariacki książę”. Skąd u Pana wzięło się zainteresowanie twórczością i osobą Marka Hłaski?

– Zainteresowanie twórczością wzięło się z czytelniczego zauroczenia prozą Hłaski. Kiedy otrząsnąłem się z kilkumiesięcznego oszołomienia, zacząłem odczytywać jego utwory pod kątem konkretnych tropów. Okazało się, że to twórczość wielowymiarowa, świetnie sformalizowana, bardzo podatna na wykorzystanie badawcze.

– Co Pana skłoniło do tego, żeby napisać biografię Marka Hłaski? Dodajmy, że w przestrzeni czytelniczej mamy już biografię autora “Pierwszego kroku w chmurach” napisaną przez Andrzeja Czyżewskiego, jego ciotecznego brata… Nie mówimy już o innych pomniejszych publikacjach poświęconych Hłasce, jak np. książki Barbary Stanisławczyk i Stanisława Stabro czy w ciekawy sposób ukazująca współpracę Marka Hłaski z filmem pozycja Justyny Buknall-Hołyńskiej.

– Skłoniła mnie chęć scalenia wszystkich opinii o Hłasce w formę najbliższą obiektywnemu ujęciu. Biografie rodzinne, choć świetnie udokumentowane, noszą znamiona wybielania życiorysu pisarza. Z kolei pozycje popularne tropią głównie plotki i skandale. Moim głównym celem było skonfrontowanie legendy z niepodważalnymi faktami i próba dekonstrukcji czarnego mitu Hłaski. Nie krzywdząc publicznego obrazu pisarza, chciałem go nieco odbrązowić. Tak by czytelnik zainteresowany czymś więcej niż Kameralną mógł skonfrontować moje ujęcie z własnym wyobrażeniem. Brakowało także wplecenia twórczości w życiorys, co w przypadku Hłaski wydaje się szczególnie istotne, wszak żył, by pisać.

– Gdzie należałoby upatrywać fenomenu Marka Hłaski? Skąd wzięła się tak wielka jego popularność w okresie tuż powojennym? Czy to jest tylko sprawa wielkiego talentu autora “Pierwszego kroku w chmurach”, czy też może wywoływanych przez niego skandali towarzyskich, poprzez które tworzył i umacniał swoją “czarną legendę”?

– I talentu, i skandali. Teatralizacją życia zwracał na siebie uwagę i utrzymywał przy sobie publiczność – nie byłoby to jednak tak skuteczne, gdyby nie wspierała tej taktyki wartościowa twórczość. Proza Hłaski w latach 50. stanowiła wartość bezcenną i to głównie dzięki niej mógł wypracować sobie silną pozycję w artystycznym środowisku. Cała reszta zamieszania to w różnym stopniu manipulowana przez pisarza rzeczywistość – jakże odmienna od szarzyzny poststalinowskiej Polski.

– Czy możemy powiedzieć, na podstawie posiadanej wiedzy, jakim człowiekiem był Marek Hłasko? Pytam o to, ponieważ w przestrzeni publicznej od dawna obecnych jest wiele “faktów”, z których wynikałoby, że Hłasko niczym innym się nie zajmował jak tylko siedzeniem w popularnej Kameralnej, piciem, dawaniem w zęby i “koszeniem bab jak ułan”.

– Możemy podejmować ryzyko zrozumienia Hłaski, to jednak działanie dalece niepewne. Tylko pisarz wiedział, jakie motywacje stały za jego czynami, czym się kierował, co czuł. Możemy także zbudować jak najbardziej obiektywny obraz Hłaski, opierając się na potwierdzonych informacjach – i taką taktykę przyjąłem przy tworzeniu książki. Legenda jest niezwykle atrakcyjna, może nawet bardziej atrakcyjna niż mit szalonego Zbyszka Cybulskiego, i nie ukrywam, że specjalnie pewne miejsca w biografii Marka pozostawiłem niedopowiedziane bądź popkulturowo zabarwione. Nietrudno jednak oddzielić fakty od mitu – jeśli komuś na tym zależy.

– W filmie Andrzeja Titkowa “Piękny dwudziestoletni” Maria Hłasko mówi, że jej syn “miał bardzo dobre serce”…

– Raczej miewał. Nie można oczywiście demonizować, ale bardzo często Hłasko grał na siebie. I znów – nie ma w tym nic złego, chodzi mi tylko o zaprzestanie usprawiedliwiania czy wybielania postaci. Był egoistą, nawet jeśli obdarzonym złotym sercem, to egoistą. Co do oceny matki zaś: po śmierci syna Maria stała się jego najzagorzalszą obrończynią, zupełnie inaczej, niż za życia pisarza.

– Pewnie zna Pan dość ohydny tekst Rafała Ziemkiewicza z “Rzeczpospolitej” sprzed ponad dekady pt. “Homokariera Marka Hlaski”. Znany prawicowy publicysta sugeruje w nim, że Hłasko miałby zawdzięczać swoją karierę pozaliterackim kontaktom z czołowymi przedstawicielami świata literackiego, którzy – jak już dzisiaj wiemy – byli orientacji homoseksualnej. A i przecież wcześniej – Stefan Łoś… Czy trop podjęty przez Ziemkiewicza ma odzwierciedlenie w wiedzy, jaką posiadamy na temat Marka Hłaski i jego życia? Czy może jednak autor “Następnego do raju” świetnie rozgrywał pisarzy homoseksualistów do osiągnięcia własnych celów w aspekcie swojej kariery literackiej?

– Hłasko zawdzięcza sławę swojemu talentowi i świetnej literaturze. Ziemkiewicz, jak zresztą większość prawicowych publicystów i komentatorów, odczuwa widać przemożną potrzebę wikłania życia erotycznego pisarzy z ich twórczością i sukcesem. Pytanie: z czego to wynika, zostawiam psychologom. Wracając do Hłaski, tak – przyjaźnił się z homoseksualistami i biseksualistami. Przyjaźnił się również z heteroseksualistami. Jak każdy z nas. To, że bliższe znajomości zawarł ze Stefanem Łosiem, Jerzym Andrzejewskim czy Wilhelmem Machem, nie ma najmniejszego znaczenia. Gdyby jego pisarstwo było pozbawione wartości, nie przetrwałoby próby czasu, a rozmawiamy przecież o nim, prawda? Sukces Hłaski nie miał podstaw czysto krytycznych, ale przede wszystkim czytelnicze. Jakiekolwiek więc sugestie, jakoby osiągnął sukces li tylko dzięki znajomościom wśród domniemanego “homolobby”, jak to lubi określać katoprawicowa krytyka, są krzywdzące, uwłaczające i do szczętu prostackie.

– Czy największą miłością Hłaski rzeczywiście była Hanka Golde, jak pisał o tym w “Pięknych dwudziestoletnich”? Czy może jednak była nią Esther Steinbach, którą w liście do przyjaciółki Zuli Dywińskiej nazywał “pluszowym zwierzątkiem”? Czy może… no właśnie… Agnieszka Osiecka, do której z emigracji m.in. pisał: “Jeśli nie wrócę do Ciebie, to chyba umrę […]”?

– Kolejne pytanie, na które odpowiedź znał tylko sam bohater. Na podstawie znajomości przez niego zawieranych można wysnuć tezę, że nieustannie poszukiwał: szczęścia, miłości, domowego ogniska. Trudno przypuszczać, by przeżywana w wieku dwudziestu jeden lat miłość do Hanny Golde była tą największą – choć nie nam to przecież orzekać. Co do Esther, dowodów na siłę uczucia jest wiele, od listów do twórczości. Z Osiecką natomiast łączyła go raczej gorąca przyjaźń, niż szalona namiętność. Tak więc rozstrzyganie, która partnerka była sercu Hłaski najbliższa, niekoniecznie jest najistotniejsze.

– Dlaczego na podstawie prozy Hłaski powstały bodajże tylko dwa liczące się filmy pełnometrażowe? Myślę o “Pętli” i “Bazie ludzi umarłych”. Jak Pan sądzi, dlaczego żaden z naszych reżyserów nie sięga po “Wilka”? Przecież to bardzo plastyczna proza, która znakomicie sprzedałaby się na ekranie.

– Także się dziwię, “Wilk” to powieść idealna do sfilmowania: bildungsroman, międzywojenna bieda, komuniści, strajki, bójki, skrajny dramatyzm – tyle materiału! A tak na poważnie, to pytanie należałoby skierować do reżyserów czy scenarzystów. Być może materiał Hłaski trudny jest do przepisania na język filmu? Nie posiadam wystarczającej wiedzy, by ferować wyroki.

– Wiem, że to pytanie bardziej do ministra edukacji narodowej, ale… jak Pan myśli, dlaczego obecnie żaden z utworów Marka Hłaski nie znajduje się w kanonie lektur szkolnych? Czy Hłasko jeszcze ma szansę wrócić do polskiej szkoły?

– Nie posądzałbym obecnego ministra o znajomość Hłaski. Opowiadania wypadły z kanonu zapewne przez brak dydaktyzmu. Nie wnoszą wartości narodowych jak “Potop” czy poznawczych jak “Mały Książę”. Trudno określić, czy słusznie chroni się młodych czytelników przed Hłaską. Gdybym mógł coś zaproponować, to wprowadzenie “Cmentarzy” wydaje mi się dobrym pomysłem: pokazanie aparatu terroru i zaszczucia społeczeństwa byłoby niezłą lekcją historii dla młodzieży.

– Jak by Pan zachęcił czytelnika – przede wszystkim młodego człowieka – do przeczytania napisanej przez Pana biografii Marka Hłaski i do sięgnięcia po książki tego jednego z najzdolniejszych naszych pisarzy okresu powojennego?

– Odbiór książki wskazuje na to, że nie jest to pozycja satysfakcjonująca każdego. Niektórzy wielbiciele Hłaski obruszają się na naruszanie legendy czy krytykę samego bohatera. Poleciłbym ją więc czytelnikom zainteresowanym zaglądaniem za kurtynę mitu oraz osobom nieznającym Hłaski bądź znającym go wybiórczo. Oczywiście nie wykluczam, że negatywna recepcja wynika z faktu, że “Proletariacki książę” jest po prostu kiepski. Niemniej jednak, by się przekonać, trzeba do biografii sięgnąć, do czego gorąco zachęcam, nawet jeśli miałoby się okazać, że Młynarczyk pisać nie potrafi.

– Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał:
JAROSŁAW HEBEL