BURSKA: Jesteś jaguarem czy dzikiem pekari? O bliskich spotkaniach w dżungli relacji

Fot. Pixabay.com

Wyobraźmy sobie taką sytuację: w amazońskim lesie spotykają się dwie istoty. Scenariusz 1.: Jedna poci się i dyszy. Zaczyna się bać. Widzi przed sobą jaguara. Zaczyna uciekać z krzykiem – i zamienia się w pekari, amazońskiego dzika. Scenariusz 2.: Mierzą się wzrokiem. Bardziej pewna siebie i dominująca w relacji istota przemienia się w jaguara, ale… drugie stworzenie nie boi się i nie ucieka. W związku z tym nie staje się dzikiem. Jaguar zaczyna się zastanawiać: “Ten pekari jest jakiś dziwny. Nie zachowuje się jak inne istoty tego gatunku – moje ofiary. Może to jednak nie jest pekari? A może to osoba…? Jeśli tak, to jej zabicie narazi mnie na konsekwencje”. Mruży oczy, odwraca się i odchodzi. Istota, która uniknęła konfrontacji z drapieżcą myśli: “Jaguar obawiał się walki i nie zaatakował mnie. Nic dziwnego, wszak jestem osobą”.

Podane scenariusze to przykłady, którymi posłużył się Tarzycjusz Buliński w artykule dotyczącym sposobu postrzegania świata przez Indian E’nepa zamieszkujących Amazonię. Uważają oni, że to, jaką formę przybiorą konkretne istoty, jest definiowane przez relację, która powstaje między nimi w czasie spotkania. Zgodnie z postrzeganiem E’nepa, jak tłumaczy T. Buliński, każde stworzenie uważa się za człowieka, ale sposób interakcji może przekształcić jego zewnętrzność, ciało – np. w jaguara czy pekari.

Autor nazywa to zmiennością pozycji ontologicznej i wyjaśnia, że polega ona na “negocjacji perspektyw”. Dana istota w jednej relacji może być osobą (podmiotem), a w innej ofiarą (przedmiotem). To, która perspektywa wygra, ukonstytuuje relację i zdefiniuje, kim będą strony ją współtworzące. W pierwszym scenariuszu wygrała perspektywa drapieżnika: słabsze zwierzę uciekło z krzykiem, więc obie strony przyjęły, że jaguar jest jaguarem, a drugie stworzenie – dzikiem-ofiarą. W kolejnym scenariuszu obie perspektywy, jak i istoty okazały się tak samo mocne. Nawet jeśli jedna strona była postrzegana jako jaguar, to ten drugi uczestnik interakcji (po)został osobą.

Warto też zwrócić uwagę, odnosząc się do wierzeń i przekonań E’nepa, że w tej kulturze wyrazy “człowiek” i “osoba”  nie są synonimami. Członek społeczności E’nepa uważa się za człowieka, a kąpiące się w błocie istoty postrzega jako dziki, ponieważ bierze pod uwagę zachowania i nawyki tych zwierząt. Tymczasem z punktu widzenia owych stworzeń może być odwrotnie. To one uważają się za ludzi (jak pisze Buliński), np. za grupę mężczyzn odpoczywających w hamakach.

Osoba zaś powstaje w ciągłym procesie, w ramach którego istota podejmuje działania i tworzy interakcje, dąży do bycia sprawczym, zmieniania siebie i otoczenia. Osobą się nie jest, osobą należy się stawać. Można być nią mniej lub bardziej. Ponadto można w tym zakresie robić postępy lub doświadczać regresu. Wydaje się, że właśnie dlatego w drugim scenariuszu nie zaszła transformacja w pekari-ofiarę – bo jedna ze stron została zidentyfikowana jako osoba, a tej nie powinno się traktować przedmiotowo.

Ludzie, rzecz jasna, nie dzielą się tylko na jaguary i pekari. Zanurzając się w dżunglę relacji, możemy dostrzec wiele gatunków niezwykłych stworzeń, o jakich nie śniło się zoologom, a nawet genetykom. Zatrzymajmy się jednak przez chwilę i przypatrzmy wspomnianej już relacji ofiary i drapieżnika, która nie występuje tylko w świecie zwierząt i w ramach plemienia E’nepa. Czy nigdy nie zdarzyło się wam spotkać kogoś, kto niespodziewanie przemienił się na waszych oczach w jaguara bądź tygrysa? Czy nikt nigdy nie wyszczerzył do was kłów, chcąc sprawić wrażenie, że takich jak wy zjada na śniadanie? Szczęśliwy ten, kto odważył się spojrzeć jaguarowi w oczy i dać mu do zrozumienia, że nie zamierza uciekać. Gorzej, jeśli w jakiś sposób, świadomie lub nie, damy po sobie poznać, że zaraz wyrośnie nam ryjek i ruszymy z kopyta w busz. Jeszcze gorzej, jeśli w takim stanie wpadniemy w jakąś pułapkę. Rośnie wtedy prawdopodobieństwo, że staniemy się “żywcem”…

* * *

Moi przyjaciele mawiają, że można “być/stać się/zostać żywcem” oraz że są tacy, którzy “szukają żywca”. Co to znaczy? Jak można przeczytać w internetowym słowniku PWN: “żywiec to 1. zwierzę przeznaczone na rzeź lub 2. mała rybka służąca jako przynęta do łowienia ryb drapieżnych”. W przypadku obu definicji stworzenie określane omawianą nazwą jest odpodmiotowioną ofiarą, ponieważ jego kosztem ktoś inny zamierza zaspokajać swoje potrzeby. W przypadku ludzi “żywcem” może stać się ktoś słabszy, bezbronny, zależny i/lub posiadający zasoby do wykorzystania. “Szuka żywca” zaś ktoś, kto ustawia się wyżej w hierarchii i dąży do znalezienia okazji, by nadużyć realnej lub uzurpowanej władzy, zdominować, wymusić podporządkowanie czy uległość.

W przypadku drugiej definicji warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Ofiara może stać się zasobem, dzięki któremu stwarzane są kolejne relacje w danej grupie (np. można kogoś pozyskać). W słynnym eksperymencie więziennym Philipa Zimbardo z 1971 r. studenci podzieleni zostali losowo na dwie grupy: więźniów i strażników. W jednej chwili jedni zyskali władzę, a drudzy – ją utracili. Tym samym więźniowie stali się zależni od członków grupy strażników, posiadających pewne instrumenty kontroli i nadzoru. “Trzymający władzę” byli zachęcani do wymierzania kar i wkrótce stali się oni “szukającymi żywca” drapieżnikami. Standfordzki eksperyment więzienny został przerwany po niespełna 6 dniach, choć P. Zimbardo pierwotnie założył, że będzie on trwać przez 14 dni. Jednak, analizując owo badanie, można stwierdzić, że studenci-więźniowie byli nie tylko w rozmaity sposób odpodmiotawiani, ale i stali się zasobem wykorzystywanym, by scalić grupę strażników (bo “nic tak nie łączy, jak wspólny wróg”) oraz wodzić na pokuszenie jej członków, by sprawdzić do czego mogą się oni posunąć, gdy zdobędą władzę. Wynika z tego, że w odniesieniu do więźniów, można zastosować obie wyżej wymienione definicje słowa “żywiec”.

Wyjaśnienia zawarte w słowniku PWN inspirują też do wyróżnienia pewnych typów sytuacji: “szukania żywca” i “bycia żywcem”. Drapieżca bowiem niejedno ma imię i, co za tym idzie, oblicze. W przypadku “kategorii rzeźniczych”  sprawa wydaje się prosta. Rzeźnik jako figura w kulturze utożsamiany jest z brutalnością. Można więc założyć, że godność i podmiotowość “człowieka-żywca” w tym kontekście idą pod nóż dominacji bardzo szybko. Drapieżnik-rzeźnik ustanawia hierarchię od razu i często robi wiele “na żywca” – bezpośrednio, bez kamuflażu i znieczulenia. W przypadku “kategorii wędkarskiej” sprawa się nieco komplikuje, ponieważ “szukający żywca” utożsamia role drapieżnika i wędkarza. Wędka bywa symbolem strategii, działania bardziej zakamuflowanego i raczej długofalowego, w wyniku którego ktoś trafia na haczyk i plącze się w żyłkę lub wpada w sieci. Wniosek z tego taki, że “drapieżnik-wędkarz”, który “szuka żywca”, stosuje mniej lub bardziej złożone zabiegi w postaci manipulacji czy wikłania w zależności. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię: utożsamienie ofiary z przynętą – co implikuje, że istnieją właściwości, w wyniku których ktoś jest podatny na wykorzystywanie lub na nie pozwala.

Znajomy zapytał mnie kiedyś o to, czy można stać się “żywcem”, kiedy coś od kogoś otrzymujemy. Słynny antropolog Marcel Mauss w swoim “Szkicu o darze” pisze: “Dawać – to przejawiać swą wyższość, to znaczy być bardziej, wyżej (magister); przyjmować bez zwracania czy bez zwracania z nadwyżką – to znaczy podporządkować się, stawać się klientem i sługą, stawać się małym, opadać niżej (minister)”. Wydaje się, że wszystko zależy od proporcji oraz tego, kto i w jaki sposób ustala wartość tego, co się daje i tego, co się za to należy. Maurice Godelier, nawiązujący do prac M. Maussa, zwracał uwagę na to, że we współczesności często przekazujemy dary, np. ciepłe ubrania czy zabawki dla ubogich, nie zastanawiając się do kogo trafią te rzeczy. Jednak czy rzeczywiście następuje wówczas odpodmiotowienie obdarowanego? Dar może (choć nie musi) wytwarzać relację dominacji/uległości, a co za tym idzie, ofiary i drapieżnika między osobami lub grupami. Czasami warto być ostrożnym jak Laokoon, który zobaczywszy konia trojańskiego na plaży, powiedział z przestrachem: “Wystrzegajmy się tych, co przynoszą dary”.

* * *

Wchodząc w relacje, w których nie ma równorzędności, w pewnych okolicznościach możemy stać się drapieżnikami lub ofiarami. Jak wiadomo jednak, świat nie jest czarno-biały i sieci relacji są skomplikowane. A jeśli drapieżnikowi ktoś jeszcze siedzi na ogonie i czeka na potknięcie, ostrząc sobie pazury? Większość z nas wie, że często menadżerowi dyszy w kark jakiś kierownik, a temu z kolei – prezes. I każdy ma ostrzejsze zęby od poprzedniego. Jak to się dzieje, że niektórzy powtarzają schematy zachowań stosowanych wobec nich przez osoby znajdujące się wyżej w hierarchii (przełożonych)? Dlaczego zdarza się, że prezes upokarza kierownika, a ten z kolei stosuje mobbing wobec swoich podwładnych?

Odpowiedzi na te pytania mógłby udzielić antropolog mediów – Michał Rydlewski. Autor wielu wnikliwych analiz,  dotyczących popularnych programów telewizyjnych, takich jak “Kuchenne rewolucje” czy “Mam Talent”, stwierdza, że istotą sprawy może być upokarzanie. Grubej ryby nie można upokorzyć, a jedynie ją ośmieszyć. Często jednak marne to pocieszenie, bo wciąż jesteśmy płotkami na wędce, np. pozostając w nielubianej pracy. M. Rydlewski pisze, że w takich warunkach wytwarza się rodzaj wspólnoty między ludźmi o podobnym statusie. Jest w porządku, jeśli członkowie jednoczą się we wspólnej sprawie i starają się zmienić opresyjną sytuację. Gorzej, kiedy w obrębie takiego systemu wytwarza się inna wspólnota – agresji. M. Rydlewski twierdzi, powołując się na znawców tematu, że ten, kto jest upokarzany, upokarza innych, ponieważ w ten sposób wyładowuje swoje frustracje. Można zatem założyć, że niektórzy poniżają ludzi ze swojego otoczenia, by zyskać złudzenie, że są dzikami pekari tylko częściowo, że mają też w sobie coś z jaguara. Ale czy nie można inaczej?

KATARZYNA BURSKA