CHUDZIO: O biografii Bolesława Leśmiana

Nie polubilibyśmy się z Leśmianem. Taka myśl towarzyszyła mi podczas czytania pierwszych rozdziałów “Bywalca zieleni” autorstwa Piotra Łopuszańskiego. Nie potrafiłam dokładnie określić, dlaczego miałam takie wrażenie. Przecież poeta, podobnie jak ja, był nieśmiałym wrażliwcem z poczuciem humoru i na dodatek uwielbiał pierogi. Niejednokrotnie zmagał się z brakiem akceptacji swojej twórczości wśród mu współczesnych, źle znosił krytykę i w młodości zdarzało mu się wątpić, że to, co napisał, jest wystarczająco dobre.

Przewracając kolejne strony biografii, czułam się trochę tak, jakbym przyszła na przyjęcie, na którym gospodarz bardzo chce mnie przedstawić jednemu z gości, twierdząc, że na pewno się polubimy. Tak się jednak nie dzieje i dopiero kolejne spotkania przekonują mnie do niego. Jak dobrze, że nie porzuciłam lektury zbyt szybko i dałam sobie szansę zmienić zdanie o tym jakże nietuzinkowym człowieku i twórcy.

Książka “Bywalec zieleni. Bolesław Leśmian” ukazała się w tym roku nakładem Wydawnictwa Iskry. Pięknie wydana, w twardej oprawie i z fragmentem obrazu “Źródło” S. I. Witkiewicza na okładce, natychmiast przyciąga wzrok i koi wymęczony kolejną falą pandemii umysł. Na jej czterystu stronach odnajdziemy przedmowę autora, a potem bardzo szczegółowo zarysowany życiorys Leśmiana z bogatym kontekstem historyczno-politycznym. Wisienką na torcie są liczne fotografie związane z życiem i twórczością poety, dokładne przypisy i obszerna bibliografia dla tych, którzy poczują niedosyt.

Autor, strona po stronie, z uwagą i precyzją przedstawia, weryfikuje i niejednokrotnie prostuje odkryte już wcześniej fakty związane z życiem jednego z najważniejszych poetów i pisarzy Młodej Polski i Dwudziestolecia Międzywojennego. Czytelnik niemal instynktownie wyczuwa, że autor jest entuzjastą Leśmiana, dlatego z rosnącym zaufaniem pozwala się prowadzić przez kolejne rozdziały książki opisującej życie twórcy.

“Bywalec zieleni” jest pracą bardzo misterną i niezwykle szczegółową, bo autor dba o to, by przedstawić nam wszystkie możliwe źródła i wspomnienia osób, które się na temat autora “Sadu Rozstajnego” wypowiadały lub opisywały związane z nim zdarzenia, jak na przykład Zofia Nałkowska czy Jan Brzechwa. Łopuszański skupił się nie tyle na nakreśleniu nam spójnego obrazu poety, ile na próbie odpowiedzi na kluczowe pytanie: “Kim on tak naprawdę był?”. Czytelnik niczym Watson wędruje za autorem-detektywem przez kolejne rozdziały, przyglądając się ze szkłem powiększającym szczegółom z życia Leśmiana. Po przeczytaniu całości pomyślałam, że autorowi udało się odtworzyć z urywków “zeznań” i często rozbieżnych wspomnień sylwetkę bardzo skomplikowanego i ciekawego człowieka, który cenił ponadprzeciętność i indywidualizm.

“Maleńki i ptasi [..] znikomek w śliwkowym ubraniu [..], szalenie nieśmiały i delikatny”, jak go opisał Alfred Łaszowski, stworzył poezję, która zdecydowanie przerastała jego współczesnych, a mojemu pokoleniu często kojarzyła się z mało ciekawymi lekcjami języka polskiego. Dlatego uważam, że książki takie jak “Bywalec zieleni” są bardzo potrzebne. Miłośnicy poezji dorastają do wierszy Leśmiana powoli i często dopiero po ukończeniu edukacji doceniają twórczość autora “Dusiołka” i “Łąki”, podobnie jak Polska i Polacy musieli do niego niejako dojrzeć wiele lat po śmierci pisarza.

Łopuszański w wielu miejscach pokazuje, że autor cyklu “W Malinowym Chruśniaku” był za życia niedoceniany i nierzadko dyskryminowany ze względu na żydowskie pochodzenie. Wywodził się interesującej rodziny z tradycjami wydawniczymi i był człowiekiem pełnym kontrastów i sprzeczności. Choć chorował na płuca i serce, potrafił wypalić do stu papierosów dziennie. Niziutki i niepozorny, ale wiele kobiet traciło dla niego głowę, a żona – Zofia Celińska pozostała przy nim do końca życia, mimo świadomości jego romansu z lekarką – Dorą Lebenthal i mimo jego duszy flirciarza. Miał olbrzymi apetyt, także seksualny, nic więc dziwnego, że “kosmos jego wierszy przenika chuć”. Z pewnością uwielbiał życie zmysłowe, co odzwierciedla jego twórczość.

Z wykształcenia notariusz, swoją pracę traktował jak zło konieczne. Fascynował się poezją i to o niej potrafił rozprawiać z innymi do rana. W 1933 roku wypowiedział się na łamach czasopisma “Tęcza”, że “literat, aby stale zarobkować, musi przebrać się za uznanego ogólnie członka społeczeństwa i dopiero w tej bolesnej dlań masce, jako osoba użyteczna, zasługuje na zarobek, najczęściej w biurze”. Tym mnie kupił, bo słowa te zdają się być aktualne do dziś. Uwielbiał zieleń, zwłaszcza tę południowoeuropejską, a jednak większość swojego życia spędził w miastach. Nigdy się nie promował i nie zabiegał o względy innych.

Kilkusetstronicowa książka dostarcza nam tak obszernej wiedzy o Bolesławie Leśmianie, że ktoś, kto dotychczas kojarzył go wyłącznie z podręczników w liceum, nie raz przetrze oczy ze zdziwienia.

Warto wspomnieć, że Piotr Łopuszański z podobną precyzją opisuje tło społeczno-polityczne czasów życia Leśmiana oraz topografie miast, w których mieszkał. Także w tym przypadku autor biografii kładzie olbrzymi nacisk na detale, podając nam nie tylko nazwy ulic, na których mieszkał poeta, ale także dokładne numery domów i mieszkań. Opisuje też zmiany, jakie zachodziły w topografii miast na przestrzeni lat, a kiedy zaprasza nas do mieszkania poety, nie pozostawia nas w drzwiach, ale dokładnie po nim oprowadza, przedstawiając z imienia i nazwiska niemal każdego zastanego tam w danej chwili gościa. Dowiadujemy się więc na przykład, że podczas wizyty w domu ciotki – Gustawy Sunderland w 1914 roku, krewną Leśmiana – Eleonorę “Lolę” Sunderland bolał ząb. Autor przytacza nam też związaną z tym wydarzeniem anegdotę.

Podobnie rzecz się ma z mleczarnio-kawiarnią “Udziałową” Kazimierza Życkiego, upodobaną sobie przez inteligencję warszawską na początku dwudziestego wieku. Łopuszański nie poprzestaje na podaniu nam informacji, że Leśmian był tam stałym bywalcem w okresie wydawania “Chimery”, ale zaznajamia nas od razu z siedzącą obok niego klientelą lokalu, wspominając na koniec nawet o siedzącym na uboczu Józefie Piłsudskim sprzed czasów swych zasług i popularności.

Książka obfituje w mnóstwo smaczków tego typu, sprawiając, że zaczynamy czuć się związani nie tylko z poszczególnymi zdarzeniami z życia Bolesława Leśmiana, ale potrafimy je dopasować do dużo szerszego spektrum wydarzeń w kraju i na świecie. Czytając “Bywalca Zieleni”, miewałam czasem nawet wrażenie, że poeta jest tylko jednym z wielu bohaterów swojej własnej biografii, nie zawsze i nie wyłącznie głównym. Czasami wręcz potrafił mi się zgubić w mnogości podawanych imion, faktów i wydarzeń z kraju.

Życie i twórczość autora “Dziewczyny” czy “Przygód Sindbada Żeglarza” poznajemy w książce chronologicznie. Odwiedzamy po kolei bliskie Leśmianowi miasta, od dzieciństwa spędzonego w Warszawie i Kijowie przez Iłżę, Paryż, Łódź, Hrubieszów, Zamość aż po Monte Carlo. Towarzyszymy mu przez wszystkie cztery okresy jego twórczości, kibicujemy, kiedy wydaje pierwszy tom wierszy “Sad Rozstajny” i frustrujemy razem z nim, gdy otrzymuje za niego negatywne recenzje. Dowiadujemy się, że do czterdziestki opublikował jeden tom wierszy, że szybko się do różnych rzeczy zapalał, ale swych pomysłów nie kończył i nie dopinał. Wiele z jego utworów zostało opracowanych i wydanych dopiero przez bliskich mu ludzi po jego śmierci.

Ciekawe dla mnie jest to, że sprawy osobiste Leśmiana nie stanowią głównego wątku biografii i nie zostały poddane tak wnikliwej analizie, jak inne aspekty jego życia. Kobiety, mimo że zawsze w jego życiu obecne i kluczowe w kontekście całego jego dorobku, pojawiają się w “Bywalcu zieleni”  jakby mimochodem i szybko ustępują miejsca Leśmianowi w roli poety, pisarza, buntownika czy reżysera sztuk teatralnych. Łopuszański rozbudza naszą ciekawość, podając kolejne imiona prawdziwych i potencjalnych kochanek, ale jej całkowicie nie zaspokaja, być może przekonany, że jego czytelnik jest już z życiem prywatnym poety dobrze zaznajomiony.

“Bywalcem zieleni” zainteresuje się niewątpliwie każdy miłośnik poezji Bolesława Leśmiana, historii czy literatury faktów. Biografię tę doceni niejeden filolog i nauczyciel. Natomiast ktoś, kto sięgnie po książkę zwabiony okładką czy zwykłą ciekawością, licząc na wakacyjny i niezobowiązujący relaks przy kawie, może się poczuć nieco znużony albo nawet rozczarowany. Autor bowiem bardzo sprawnie przedstawia fakty i wydarzenia, rzadziej skupiając się na relacjach międzyludzkich i emocjach. Nie warto jednak zbyt szybko się poddawać i zarzucać lekturę, bo można wiele stracić. Dzięki wnikliwej i dogłębnej analizie faktów i zdarzeń, Łopuszańskiemu udało się przedstawić Leśmiana jako osobę z krwi i kości, pełnowymiarową i bardzo ludzką.

Twórca umarł przedwcześnie w wieku sześćdziesięciu lat, schorowany i chyba nie do końca spełniony. Zawsze jakby w cieniu popularności innych, zawsze trochę z boku, przekornie, pod prąd, zyskał zasłużoną popularność dopiero w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku. Czytając o śmierci Leśmiana w przedostatnim rozdziale, miałam poczucie utraty kogoś bliskiego, choć przed rozpoczęciem lektury nie zaliczałam go nawet do grona ulubionych poetów, a po pierwszych stronach byłam skłonna znielubić.

Stanisława Wysocka powiedziała o poecie, że “Leśmian to naprawdę piękna dusza”. Dla mnie, po lekturze “Bywalca zieleni”, jest to na pewno dusza wielowarstwowa, człowiek piękny, ponadprzeciętny, o bardzo szerokich horyzontach i sporej wiedzy, ale nieidealny jak my wszyscy.

JOANNA CHUDZIO


Piotr Łopuszański, “Bywalec zieleni. Bolesław Leśmian. Biografia”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2021.