SZMAŁZ: Miron Białoszewski – outsider z wyboru

Miron Białoszewski. Kolaż/ grafika – J.H.

Miron Białoszewski urodził się 30 lipca 1922 roku, w niedzielę, w Warszawie, na rogu Leszna i Wroniej. Poeta osobny, prozaik, outsider z wyboru. Człowiek, który miał obrzydzenie do wszelkiej ideologii. Twórca dzieł niezwykłych, słusznie nazywanych pamiątkami epoki. To bardzo cenne pamiątki, bo czytając dziś Mirona, oglądamy rzeczywistość jego oczami, razem z nim obserwujemy ówczesny  świat i poznajemy ludzi, których on znał (często sławnych i uznanych, jak choćby Allen Ginsberg, Jean-Paul Sartre, Wanda Chotomska, Artur Sandauer, Czesław Miłosz czy Maria Janion).

Autor “Pamiętnika z powstania warszawskiego” jakby mówił do nas: Gdy mnie już nie będzie, zobaczcie, jak żyłem. A żył po swojemu, tak jak chciał i lubił. Mimo że wiele osób miało go za dziwaka, robił swoje. “Z dnia robię noc/ czarne okna, śpię/ z nocy dzień/ chodzę, czytam, jem/ muchy miejscowe/ ja tymczasowy” (wiersz z cyklu “Ja i wczasy na leżąco” z tomu “Oho”).

Bo Miron jak mało kto zdawał sobie sprawę z ulotności bytu. Przyjmował z pokorą i godził się na wszystko, na co nie miał wpływu. W każdej sytuacji starał się znaleźć coś pozytywnego. Na przykład o starzeniu się mówił, że ma ono dobre strony, gdyż odbiera człowiekowi napięcie uczuciowe, właściwe młodości, i pozwala skoncentrować się na pracy.

Kochał pisać. Przetwarzał otaczającą rzeczywistość w literaturę. Swoje “kawałki” tworzył z nadzieją na dobry odbiór czytelniczy. Nigdy nie kluczył – cokolwiek opisywał, czynił to uczciwie i bez zbędnej kokieterii. Oto zapisek z “Tajnego dziennika”: “Czytelnika nie obchodzi raczej, czy ja żyję. Często o tym nie będzie wiedział. I to wtedy też mnie ożywi, czego nie będę czuł wtedy, ale mogę poodczuwać potencjalnie na zapas, szczególnie przy pisaniu”.

Kim był autor “Donosów rzeczywistości” i jakim był człowiekiem (a człowiekiem był niebanalnym, empatycznym i dobrym), nie dowiemy się z notek biograficznych, bo one nijak się mają do obrazu poety z “Tajnego dziennika” czy “Dziennika we dwoje” Jadwigi Stańczakowej. Prawdy dowiadujemy się od niego samego lub z relacji bliskich mu osób.

W “Tajnym dzienniku” notuje: “Dużo przeżyłem w życiu dobrego, złego i ciekawego”. Tadeusz Sobolewski w książce “Człowiek Miron” pisze o nim tak: “[…] badanie jego »życia« niezależnie od »twórczości« wydaje się bezprzedmiotowe” – i trudno je ująć w prostej biograficznej narracji.

To co wyróżniało Mirona wśród innych literatów (oprócz jedynego w swoim rodzaju języka narracji, pełnego przejęzyczeń, błędów stylistycznych, eksperymentów językowych), to “czułość wszystkiego”, poczucie humoru i dystans do siebie. W “Tajnym dzienniku” opisuje rozmowę o “baniu się podczas nocnych spacerów”. Rozmówczyni sugeruje zaopatrzenie się w kastet, na co Miron odpowiada: “Ja się śmieję, że nie można się poruszać bez kastanietu. Kastetem można nie trafić, szczególnie, jeśli się jest mną. A kastanietem można zaskoczyć bandziora. Zresztą bandziory do mnie się chyba nie wezmą, bo ja chodzę w starej jesionce. I biorą mnie za stróża”.

Swoją literaturę robił z banału, choć robił to niebanalnie. Był cudownie jednorodny w życiu, jak i w pisaniu. Nie udawał kogoś innego, przeciwnie, odsłaniał się nieustannie, nie ukrywał się za żadną maską; po prostu był, jaki był – jak we wspomnieniach o nim pisze poeta Józef Baran.

Do dziś uznawany jest za jedną z najistotniejszych postaci literatury polskiej. Zmarł w 1983 roku. Nie bał się śmierci. Podejrzewał, że niebo “ma polegać na nieustającej, pierwszej chwili szczęścia”. Gdyby żył, pisałby do końca, skrzętnie wszystko notując. Pewnie ze smutkiem rejestrowałby to, co dzieje się na świecie… Często zastanawiam się, jak radziłby sobie z odbiorem dzisiejszej rzeczywistości. Przecież wszystko co tworzył, przepuszczał przez własne doznania, “sprawdzał sobą”. Odszedł za wcześnie. Brakuje jego celnego “oglądu sytuacji”.

Czytajmy Go, rozkoszując się każdym słowem.

MAŁGORZATA SZMAŁZ