HEBEL: PamiętajMY o Powstaniu Warszawskim bez nacjonalizmu

Fot. Pixabay.com

Są tacy, którzy zastanawiają się, jak potoczyłyby się losy naszego kraju, gdyby nie wybuchło Powstanie Warszawskie. Wielu jest takich, którzy post factum negują sens niepodległościowego zrywu żołnierzy Armii Krajowej. Inni z kolei usiłują udowodnić, że w 1939 r. nie powinniśmy “bronić honoru za wszelką cenę”, tylko zgodzić się na żądania wysuwane przez Hitlera i sprzymierzyć się z III Rzeszą (sic!).

Rewizjoniści oczywiście nie mają racji – posiadają jednak złudną przewagę nad uczestnikami wydarzeń historycznych, np. znając ich skutki, o których nasi pradziadowie nie mogli nawet przypuszczać. Łatwo się jednak, często publicznie, wymądrzać kilkadziesiąt lat po wydarzeniach, kiedy wówczas było trzeba po prostu chwycić za broń i walczyć o niepodległość.

Spotkałem się z opinią, że gdyby nie wybuchło Powstanie Warszawskie, to być może nie byłoby Sierpnia 1980 roku, a dalej roku 1989… Okrągłego Stołu i wolności, którą obecnie traktujemy jak chleb powszedni. Pamięć o tym bohaterskim zrywie Armii Krajowej – co by nie mówić – jednak dodawała siły w oporze wobec satelickiego państwa, jakim była PRL. Wielu powstańców po wojnie zginęło w komunistycznych kazamatach, inni żyli w nędzy, pozbawieni kombatanckich uprawnień i przywilejów, w które z kolei opływali sołdaci utrwalający “władzę ludową”.

Nikt nie neguje, że polska, romantyczna dusza w znaczącym stopniu przyczyniła się do wybuchu Powstania Warszawskiego. Jesteśmy narodem, który szczególnie umiłował ducha wolności. Widać to w powstańczych pieśniach i wierszach, literackiej spuściźnie tamtego okresu. Ludzie z “pokolenia Kolumbów” doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że “Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało/ wielkie sprawy głupią miłością” (jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu “Z głową na karabinie”). A mimo wszystko nie wyzbyli się marzeń o życiu w wolności, za co często przychodziło im zapłacić najwyższą cenę.

Powstańcza tematyka w ostatnich latach często i chętnie była przenoszona przez reżyserów na ekran, czego przykładem jest taki film, jak “Miasto 44” (2014) – dramat wyreżyserowany przez Jana Komasę czy telewizyjny serial “Czas honoru”. Ciekawym obrazem jest też “Powstanie Warszawskie” (2014) – film fabularny, który składa się w całości z materiałów dokumentalnych. Z wcześniej zrealizowanych obrazów wymienić można także “Kanał” Andrzeja Wajdy (1956) czy “Godzinę W” Janusza Morgensterna (1979). Widać, że pamięć o Powstaniu Warszawskim trwa. Dopóki tak się dzieje, umiłowany przez powstańców duch wolności jest z nami.

Przykre jednak, że od jakiegoś czasu nacjonaliści w “Godzinę W” organizują co roku w Warszawie “Marsze Powstania Warszawskiego”, tym samym niepodległościowy zryw żołnierzy Armii Krajowej usiłując sobie w bezkarny sposób przywłaszczać i wtłaczać w swoją pełną nienawiści retorykę w bieżącej walce politycznej. Tak ohydna manipulacja powinna być obca każdemu uczciwemu człowiekowi, który odnosi się z najwyższym szacunkiem do walki podjętej 77 lat temu w imię wolności z nazistowskim okupantem przez “pokolenie Kolumbów”.

JAROSŁAW HEBEL