ZENDEROWSKI: Pociągi

Fot. Pixabay.com

Pociągi, zwłaszcza te dalekobieżne, stanowią miejsce szczególnego rodzaju kontaktów społecznych. Obserwujemy oto przejawy wylewnego bratania się (zwykle towarzyszy temu wspólne spożywanie alkoholu) lub też otwartej wrogości i złośliwości. Przeciętny podróżny woli najczęściej pozostać anonimowy i ani nie brata się ze współpasażerami, ani też nie naprzykrza się swoimi krytycznymi uwagami. Każdy jednak w podróży przyjmuje pewną pozę, właściwie można powiedzieć, że nie ma osób ot po prostu podróżujących i niewiążących z tym faktem żadnych szczególnych znaczeń. Nawet najbardziej niepozorny pociąg stać się może swoistym teatrem, w którym pasażerowie odgrywają – lepiej lub gorzej – właściwe sobie role.

Pokonywanie przestrzeni samo w sobie jest wielkim wydarzeniem i ci, którzy wydają się być tym faktem niewzruszeni, oszukują sami siebie i wszystkich współpodróżnych. Zakładają maskę “starego kolejowego wyjadacza”, rutyniarza, obojętniarza. Każda podróż ma swój początek i koniec; każda zawiera moment zajmowania miejsca i lustrowania współpasażerów i moment przygotowywania się do wyjścia, potykania się o czyjeś nogi, zahaczania o jakieś bagaże, wypytywania o stację. Każda podróż ma swój szczególny moment znużenia, w którym czas zaczyna się ciągnąć w nieskończoność, oraz moment przesilenia, po którym czas niczym rozciągnięta sprężyna wraca do pierwotnego położenia. W każdej podróży jest moment zadziwienia – cudzym ubiorem, rodzajem czytanej właśnie lektury czy też czystością i przyjemnym zapachem kolejowej toalety. W podróży jesteśmy inni. Czasem bardziej otwarci, czasem bardziej zamknięci. Bardziej zrelaksowani albo bardziej spięci. Tym samym podróż tworzy swoisty rodzaj przedstawienia, w którym podróżny jest “twórcą i tworzywem”.

Również kolejarze: maszyniści, konduktorzy, ekstrarewizorzy, stukacze ciężkimi przedmiotami po kołach pociągu, stewardessy, a nawet (zaliczmy ich, bardzo proszę, do tej klasy) nielegalni sprzedawcy alkoholu na przedostatniej stacji – oni wszyscy też biorą udział w przedstawieniu, częstokroć angażując w nie całe serce i umysł. Wszyscy na czas przejazdu, zwłaszcza jeśli podróż jest długa, tworzymy jedną z najbardziej zadziwiających trup teatralnych na świecie! Jesteśmy czymś w rodzaju samopomocy artystycznej; każdy gra przed każdym swoje prywatne przedstawienie. Przyczyna tych często oryginalnych i kuriozalnych zachowań jest zasadniczo jedna. Człowiek mimo upływu czasu po dziś dzień odczuwa jednocześnie niepokój i podniecenie związane z przemieszczaniem się szybszym, niż umożliwiają mu to jego własne nogi. Żaden inny ssak tego jeszcze nie wymyślił.

Kim są podróżni jako jednostki społeczne? W jakim celu udają się w podróż? Odpowiedź na to pytanie jest tak złożona, jak zróżnicowane jest nasze społeczeństwo. No bo któż nie jeździ koleją? W zasadzie tylko zawzięci przeciwnicy pociągów, kultywujący XIX-wieczne przekonanie, że lokomotywa to dyszący ogniem i gorącą parą diabelski wynalazek. Ich przodkowie obrzucali pociągi kamieniami w geście sprzeciwu wobec szatana, niejako w religijnym uniesieniu. Współcześnie też zdarzają się takie napaści, tyle że motywacja religijna zdecydowanie tutaj odpada. Pozostaje jedynie ślepe pragnienie fizycznego wyżycia się nad czymś silniejszym, co nie jest w stanie kamienia odrzucić w przeciwnym kierunku. Czy jedni są “lepsi” od drugich? Raczej nie, ale mimo wszystko bardziej barbarzyńscy. Koleją nie podróżują ponadto bojący się napadów, oglądający w telewizji odpowiednie programy na ten temat i chowający się po nich pod stół z przerażenia. Opowiadający później wszystkim znajomym, jak to niebezpiecznie jest w pociągach, chociaż ostatnią podróż w swoim życiu odbyli w 1974 roku, wracając z wojska do domu. Sami zresztą byli wówczas zagrożeniem dla innych. Zasadniczo jednak kolej jest jak matka, która wszystkich spragnionych podróży przygarnia do siebie, daje ulgi i inne bonusy, wskazuje miejsce dla ciężarnej kobiety w specjalnym przedziale, z którego wyrzuca pijanych robotników, przeprasza za nawet kilkuminutowe spóźnienia. Bez kolei nasze życie byłoby dramatycznie puste. Skazani bylibyśmy na samo-przejażdżki samochodem, przejazdy autobusami z nieczynnymi ubikacjami i związany z tym stres, którego nikt w Polsce nie zamierza leczyć, bo jakiś taki on niepoważny. Latalibyśmy samolotami, które nie mogą wylądować, kiedy zbyt mocno wieje, i w których wszyscy są tacy spięci, że histeria wydaje się być wówczas tak materialna, że można jej dotknąć. Bez kolei nasze życie byłoby beznadziejne. Nasze kontakty ograniczyłyby się głównie do rozmów telefonicznych, przez które i tak już wiele osób popadło w rozmaite uzależnienia. Przecież nie wybieralibyśmy się w pieszą podróż do miasta oddalonego o 400 km. Nie będzie już powrotu do wędrówek ludów w Europie. Szkoda, lecz nie miejmy w tym względzie żadnych złudzeń.

Ale trochę odbiegliśmy od tematu. Przyjrzyjmy się zatem poszczególnym kategoriom pasażerów i odgrywanym przez nich rolom. Zróżnicowanie krajobrazu społecznego jest tutaj imponujące! Po kolei postaram się opisać konkretne przypadki i bardzo proszę osoby, których będą one dotyczyły, o nieobrażanie się i niewysyłanie do redakcji listów protestacyjnych zaczynających się od słów “czuję się osobiście urażona(y)…” i kończących się małym szantażykiem pt. “w przeciwnym wypadku będę zmuszona(y) do rezygnacji z Państwa usług”. Uff, jak to koszmarnie brzmi. Proszę się nie obruszać, tylko napisać coś konstruktywnego, co przeczyłoby zaprezentowanemu przeze mnie punktowi widzenia. Tylko wówczas może narodzić się całkowicie nowy rodzaj literatury: “polemikarstwo podróżne”. Dajmy mu szansę i nie piszmy zurzędniczałych pism, bo i tak ich nikt nie czyta, a jeśli nawet czyta, to nie bierze poważnie.

Sprzedawcy alkoholu bez koncesji podczas postoju pociągu.

W rzeczy samej, nie są oni podróżnymi sensu stricto lub w ogóle nie da się ich do tej kategorii zaliczyć. Oni tylko zjawiają się na krótko w pociągu, działają pod presją czasu, wypowiadają magiczne zaklęcia mające zmusić pasażerów do dokonania odpowiedniego zakupu, często szybko uciekają. To biedni ludzie, którym nikt nie okazuje współczucia, słusznie – niestety – przeganiani, niesłusznie znieważani. W swej prywatnej walce z bezrobociem są dla mnie heroiczni, niepasywni, przedsiębiorczy. Największym ich wrogiem jest Wars i jego agenci. Mamy tutaj bowiem do czynienia z nielegalną konkurencją. Cały dramat tej sytuacji polega na tym, że współczuć należy i nielegalnym sprzedawcom walczącym często o przetrwanie, a przede wszystkim z beznadzieją bezrobocia, i kolei, której troską jest komfort podróży. Czasem sprzedawcy alkoholu trudnią się równolegle zbieractwem puszek. Weekendowe pociągi są ich pełne. I tutaj znowu mamy smutny temat. Z jednej strony zadowoleni z życia lekko podchmieleni pasażerowie, z drugiej wystraszeni i zziębnięci zbieracze, którzy za jedną puszkę dostaną w skupie 2 lub 3 grosze. Jeżeli ktoś chce zobaczyć, jak w praktyce wyglądają społeczne przepaści, zapraszam na przedostatnią stację pociągu IC, najlepiej w weekend. Tylko proszę się ze wzruszenia nie popłakać.

Kierownik pociągu zapowiadający szczegóły podróży.

W zasadzie można się dziwić i nieco irytować faktem, że do tej pory – mimo wieloletniej tradycji pociągów Ex i IC w naszym kraju – nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby, zamiast kierownika pociągu biegającego ze słuchawką na koniec wagonu, komunikaty podróżne wygłaszały maszyny. Początkowo byłem za umaszynowieniem, ale obecnie jestem jego najzagorzalszym przeciwnikiem. Dlaczego? Ponieważ tym sposobem unicestwilibyśmy swoisty folklor, unikatowe dobro kultury. Każda zapowiedź ma bowiem indywidualny charakter. Momentami komiczny, czasami dramatyczny. Komunikaty bywają dłuższe, stanowiące swoiste przemówienie à la Fidel Castro, oraz krótsze, ograniczone do tzw. suchych faktów. Jedne wypowiadane są z ojcowską troskliwością, inne jakby od niechcenia, z obowiązku, tak jak rzucało się klientowi na ladę wołowe z kością w stanie wojennym. Są głosy męskie i głosy żeńskie (swoją drogą bardzo efektowne byłyby zapowiedzi dualne, męsko-damskie, naprawdę!). Komunikaty są standardowe, oznajmiające, że “zbliżamy się do stacji X” i że “przypominamy podróżnym o zabraniu bagażu”, oraz ekstraordynaryjne, gdy np. pociąg musi pojechać inną drogą, bo zbieracze złomu ukradli miedziane druty albo drzewo zawaliło się na tory, albo ktoś urządził sobie na torach ognisko i spotkanie z przyjaciółmi w ramach jakiejś akcji protestacyjnej przeciwko jeżdżeniu pociągów i dojeżdżaniu ludzi do pracy i z pracy. Sytuacje nadzwyczajne stanowią dla kierownika duże wyzwanie. Jak przekazać pasażerom nieprzyjemną informację? Głos często drży, słowa nie układają się w żaden logiczny ciąg znaczeniowy, zdania urywają się w połowie. Z drugiej strony – zdarzają się sytuacje, w których kierownicy nagle z dużym powodzeniem odkrywają w sobie zdolności przywódcze i zarządzają roztargnionym tłumem pasażerów jak, przepraszam za porównanie, kura swoimi pisklętami. Zdecydowanie i troskliwie. Prawdziwe wyzwania czynią bohaterów! Szkoda, że w powszechnym odczuciu bezimiennych. Jeszcze jedna dobra rada dla PKP: niech kierownicy przedstawiają się z imienia i nazwiska. To sprawia, że pasażerowie czują się bardziej bezpiecznie i komfortowo.

Zamykacze i otwieracze okien.

Podróżnych można podzielić na dwie wrogie sobie grupy: zamykających i otwierających. Ich szanse w boju są wyrównane, gdyż ich liczebność, jak się wydaje, jest porównywalna. Pretekst do walk między obydwiema grupami stanowi temperatura w pociągu lub w przedziale, niesatysfakcjonująca żadnej ze stron. Zaczyna się zazwyczaj niewinnie, od lekkiego uchylenia okna celem zapewnienia dostępu świeżego powietrza. Następnie z drugiej strony pada argument o możliwości przeziębienia lub czyjejś chorobie, połączony zazwyczaj z demonstracyjnym nakrywaniem się wszelką odzieżą, jaką ma się pod ręką. Obydwaj podróżni poczynają wówczas wzrokiem poszukiwać stronników, którzy mogliby udzielić im wsparcia. Jeśli w konsekwencji następuje zamknięcie okna, wówczas strona inicjująca jego uprzednie otwarcie demonstracyjnie rozbiera się. Ta zaś, która wolała okna pozamykane, raczej nic z siebie nie zrzuca, gdyż z zasady zawsze jest jej zimno. Sytuacja pogarsza się wówczas z minuty na minutę, ponieważ brak dopływu tlenu do mózgu wyzwala reakcje dalekie od racjonalności. Kompromisowym rozwiązaniem wydaje się w takiej sytuacji tylko lekkie przymknięcie okna lub otwarcie drzwi na korytarz.

RADOSŁAW ZENDEROWSKI