CHUDZIO: Niehollywoodzka nostalgia

W czasach, w których okładki książek walczą o uwagę czytelników mnogością kolorów i wyszukanych grafik, ascetyczny wygląd najnowszego wydania “Brudnych czynów”  Hłaski może wywoływać zaskoczenie. Wystarczy jednak przeczytać kilka pierwszych stron, by zacząć postrzegać okładkę książki jako dopełnienie jej treści. Szarość nie tylko dobrze oddaje klimat powieści i koresponduje z przedstawionym w niej światem, ale także przywołuje na myśl stare produkcje Hollywood z Humphreyem Bogartem i Ingrid Bergman w rolach głównych.

“Brudne czyny” są właściwie niczym gotowy scenariusz na kasowy film – z elementami westernu, dramatu i prawdziwego love story – i nie powstydziliby się go Scorsese czy Tarantino. W utworze występuje tajemniczy, nieustraszony i poraniony przez życie bohater – Abakarow oraz piękna, ale zagubiona Katarzyna, niepotrafiąca poradzić sobie z traumą z przeszłości. Mamy więc pokazaną niełatwą i nieoczywistą miłość, tajemnicę, chęć zemsty oraz wątek sensacyjny. Język powieści jest bardzo plastyczny, a opisy sugestywne, nietrudno więc wyświetlić sobie w głowie film pełen upalnych krajobrazów spalonego słońcem Izraela i wczuć się w to, co przeżywają bohaterowie.

Hłasko od samego początku bardzo sprawnie stopniuje napięcie, podsuwając nam najpierw pojedyncze elementy nieco zagmatwanej układanki, które w miarę rozwoju akcji składają się w dość dramatyczną całość. Widać wyraźnie w tej książce fascynację autora Ameryką i Hollywood. Bohaterowie nierzadko wygłaszają swoje kwestie niczym aktorzy superprodukcji, mężczyźni biją się bardzo efektownie i w iście hollywoodzkim stylu, a główna bohaterka porusza się z gracją amerykańskich diw, paląc papierosy w hotelowym oknie.

Jest jednak w tej powieści coś, co sprawia, że, mimo tak oczywistych analogii do kina amerykańskiego, trudno byłoby ją przekształcić w megaprodukcję, nie zabierając jej jednocześnie tego, co czyni świat konstruowany przez Hłaskę tak charakterystycznym i wyjątkowym. Jest to mianowicie jego zdolność do obrazowania ludzkiego nieszczęścia, które przez ponad trzysta stron “Brudnych czynów” ćmi w tle niczym bolący ząb. Hollywood nie karmi się ludzkim nieszczęściem bez happy endu, w przeciwieństwie do prozy Hłaski.

Nostalgia i smutek snują się przez karty powieści niczym trujący dym, a bohaterowie zdają się być niezdolni do doświadczania szczęścia, naznaczeni piętnem wojny i przeszłych traum. Upijają się więc w barach, wdają w liczne bójki, bywają okrutni. Pragną kochać, ale zamiast tego nieustannie ranią siebie nawzajem. Próbują się wciąż na nowo odnaleźć w rzeczywistości o wielu odcieniach brudnej szarości, ale Ziemia Obiecana, do której przybyli, jest raczej ich piekłem niż rajem.

“Brudne czyny” to pierwsza powieść, jaka wyszła spod pióra Marka Hłaski w Izraelu. Podczas czytania niejednokrotnie łapałam się na tym, że utożsamiam autora z postacią głównego bohatera, ze względu na jego mizoginiczny stosunek do kobiet i cyniczne podejście do życia. Zastanawia mnie, ile z osobistych doświadczeń autora zostało zamkniętych w fabule “Brudnych czynów”. Powieść ta, choć dość odmienna od tych, za które najwierniejsi czytelnicy kochają Marka Hłaskę, bez wątpienia rzuca nieco światła na to, kim był, co myślał i co czuł po wyjeździe z Polski.

JOANNA CHUDZIO


Marek Hłasko, “Brudne czyny”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2021.