HEBEL: Hłasko, Wuj Józef i Kameralna

Fot. J.H.

Marek Hłasko był prawdziwym zjawiskiem na literackiej scenie powojennej Polski. Utalentowany, młody, niepokorny. Nic więc dziwnego, że jeszcze za życia stał się przedmiotem niezliczonych anegdot oraz świadkiem powstania swojej wielkiej legendy, którą w pełni świadomie współtworzył. Prawdziwe też wydaje się twierdzenie, że “jeśli Hłasko funkcjonuje w kulturalnej świadomości, to głównie jako biograficzna legenda, rzadziej jako pisarz”[1]. Warto również przychylić się do opinii Radosława Młynarczyka, który w wydanej biografii autora “Pierwszego kroku w chmurach” napisał: “Hłasko stał się zlepkiem legend, wyobrażeń wyniesionych z opowiadań i powieści, a także kilku popularnonaukowych opracowań, które na jego temat powstały. […] Przedstawia się go jako rodzimego Jamesa Deana, wymienia jednym tchem z Rafałem Wojaczkiem czy Edwardem Stachurą, stawia w szeregu z postaciami tragicznymi, a nawet wyklętymi”[2].

Jak bardzo barwną postacią był Marek Hłasko pokazują wspomnienia Zofii Hertz, która zapamiętała związane z nim pewne dość anegdotyczne zdarzenie: “Pojechał z naszym znajomym do jego willi we Włoszech i tam obiecał pisanie nowej książki, którą ma już w głowie. Jak wrócił po 10 dniach, to mówi: »Napisałem już duży kawał książki« […] i zaczął czytać, i czytał chyba z trzy kwadranse […], a następnego dnia pojechał do Paryża. Zygmunt wszedł do jego pokoju […] i zobaczył, że leży na stole ten gruby zeszyt, więc go otworzył i tam nie było ani jednego słowa. On to z pamięci przeczytał, dwa razy to samo”[3].

Jerzy Giedroyc w jednym z filmów dokumentalnych mówił o Marku Hłasce: “To jest człowiek, który nie myślał o robieniu jakiejś kariery […] Przynajmniej jak się tutaj zachowywał… Powiedziałbym, że czasami zachowywał się w sposób bardzo prowokujący. Tutaj, w Paryżu było nim bardzo duże zainteresowanie, przyjeżdżali dziennikarze z większych pism francuskich, a on zachowywał się zupełnie niepoważnie, tak lekceważąco, że to niesłychanie nie licowało…”[4]. Zofia Hertz zaś uzupełniła, że w takich sytuacjach Marek często “[…] chodził na czworakach pod stołem i robił dziwne miny”[5]. Było to oczywiście zgrywanie się przez Hłaskę, być może powodowane chęcią ochrony własnego “ja” przed światem zewnętrznym. Zapewne pozwalało mu to na trzymanie innych na odpowiedni dystans i niedopuszczenie do wtargnięcia w głąb siebie.

O tym, jaki naprawdę był Marek Hłasko, świadczy również jego stosunek do legendarnego Wuja Józefa, ojca Andrzeja Czyżewskiego. Cioteczny brat i biograf pisarza twierdził, że Hłasko “[…] darzył go bezkrytycznym uwielbieniem”[6]. Wuj Józef był rówieśnikiem ojca Marka Hłaski, którego pisarz raczej nie pamiętał. Co więcej, imponował Hłasce tym, że “[…] od spokoju i nudy rodzinnego domu wolał zawsze świat gwaru, muzyki i alkoholu – świat knajp i restauracji. […] w miarę upływu lat fascynacja, przyjaźń i miłość stały się wzajemne i trwały do końca życia pisarza”[7]. Wuj Józef stał się także jednym z bohaterów powieści “Sowa, córka piekarza”, w której Hłasko pisze o nim z aprobatą i wyraźną sympatią, a jego przygody – jako człowieka mającego bardzo lekki stosunek do życia – rozbawiają czytelnika do łez. Opisał m.in., jak to Wuj Józef “[…] poszedł przed wojną do domu publicznego, a potem odmówił zapłaty, motywując to tym, że panienka nie była niewinna, i wyszła z tego heca, a potem wszystkie kurwy goniły Wuja Józefa, miotając klątwy, a Wuj Józef wbiegł do kościoła i powiedział księdzu, że jest prześladowany za wiarę w kobietę i miłość”[8]. Ksiądz wygłosił przedstawicielkom najstarszego zawodu takie kazanie, że aż niektóre z nich się popłakały. Później zaś obaj wrócili do tego domu publicznego, co Wuj Józef skomentował słowami: “[…] prawda jest zawsze po stronie piękna i musi być kształcąca”[9].

Marek Hłasko, podobnie jak i Wuj Józef, doszukiwał się prawdziwego życia w świecie knajp, gdzie wszystko wydawało mu się dużo bardziej atrakcyjne niż w otaczającej go szarej PRL-owskiej rzeczywistości. Hłasko bywał więc w kultowej Kameralnej, o której napisał zresztą, że można tam było “wyrobić się towarzysko i dramatycznie”[10]. Mimo wszystko z rezerwą należy podchodzić do tego, co Hłasko pisał w “Pięknych dwudziestoletnich” o Kameralnej, bo wielkim mitem jest, że absolutnie nic nie robił, że tylko siedział przy barze, pił i dawał w zęby niczym rewolwerowiec na Dzikim Zachodzie. To obraz mocno przerysowany i niesprawiedliwy, przecież w czasie pobytu w Warszawie Marek Hłasko bardzo wiele napisał i opublikował. W prasie codziennej i literackiej regularnie ukazywały się jego teksty, a w 1956 roku wydał debiutancki tom opowiadań “Pierwszy krok w chmurach”, za który otrzymał wznowioną po wojnie Nagrodę Wydawców.

Kameralna zaś tworzyła własną legendę… Jak pisze Mateusz Michalski – była jedną z wielu knajp, które “[…] w czasach swojej świetności stanowiły wizytówkę powojennej Warszawy, ogniskując życie towarzyskie elit intelektualnych. Warszawskie knajpy tego okresu zazwyczaj kojarzą się z papierosowym dymem, jazzem oraz zapachem śledzia i wódki”[11]. Hłasko dość szczegółowo rozpisuje się o Kameralnej w “Pięknych dwudziestoletnich”, a przy tym umacnia swoją legendę jako ponadprzeciętnego hulaki i utracjusza, który miał być “[…] stałym gościem komisariatu przy ulicy Bednarskiej za opilstwo i bójki towarzyskie”[12]. To oczywiście poza Hłaski, przyjęta celowo, choć nie należy wykluczać, że bywając w tej jednej z kultowych knajp, być może zaliczył jakąś sporadyczną bójkę. W rzeczywistości spotykał tam kolegów po piórze – Andrzejewskiego, Iwaszkiewicza, Macha czy wielu innych. Nie był również zdegenerowanym menelem, bez zasad i skrupułów, jak próbował siebie przedstawiać w “Pięknych dwudziestoletnich”. O Kameralnej pisał, że była to knajpa, która została pomyślana bezbłędnie i dzieliła się na dzienną pierwszą, dzienną drugą i nocną. W nocnej części obowiązywała wieczorowa etykieta, więc Marek Hłasko wpadł na pomysł, żeby zakupioną w Państwowym Domu Towarowym welwetową marynarkę zostawiać w garderobie nocnej Kameralnej. Dzięki temu, jak sam pisze: “[…] natychmiast po przyjściu przemieniałem się z brudnego łachudry w młodzieńca z klasycznym wykształceniem, rokującego nadzieję na przyszłość, i w radosnych podskokach wbiegałem na salę”[13].

Peany na cześć Kameralnej wygłaszał nie tylko Marek Hłasko, ale także Henryk Grynberg, Leopold Tyrmand czy Marek Nowakowski. Natomiast poeta Roman Śliwonik napisał: “Była to namiastka świata wielkiego, który gdzieś podobno był, ale też nie na pewno. Ale jeśli nawet był, szumiał, lśnił, przelewał się światłami, samochodami, dobrobytem, to dla nas niewiele znaczył, był odsuwany w głąb świadomości, bo fakt jego wielkiego istnienia tylko nas upokarzał”[14]. Mimo wszystko była to jedna z najmodniejszych i najbardziej popularnych knajp w Warszawie w czasach PRL-u, a “[…] wyjątkowość Kameralnej polegała na tym, że w tłumie, jaki szczelnie wypełniał nocną część lokalu, mieszali się przedstawiciele różnych zawodów, grup i proweniencji: inteligenci, cinkciarze, dorastające dziewczyny, przyjezdni, a nawet przedstawiciele władzy ludowej. »Kamera« była bowiem świetnym polem obserwacyjnym dla agentów SB. Wszyscy doskonale wiedzieli o ich obecności i pozwalali im rozpłynąć się w dusznej atmosferze lokalu”[15]. Tak się wtedy bawiła warszawska bohema artystyczna, co polegało na przemieszczaniu się z jednej knajpy do drugiej, trzeciej czy nawet kolejnej.

JAROSŁAW HEBEL


* Fragment książki Jarosława Hebla, pt. “Legenda Marka Hłaski” (Moja Przestrzeń Kultury, Warszawa 2021). 


PRZYPISY:
[1] Jan Galant, “Czytani dzisiaj – Marek Hłasko”, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 1996, s. 6.
[2] Radosław Młynarczyk, “Hłasko. Proletariacki książę”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020, s. 21.
[3] Zofia Hertz w filmie “Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem – Marek Hłasko” (1999) w reż. Jana Sosińskiego.
[4] Jerzy Giedroyc w filmie “Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem – Marek Hłasko”, dz. cyt.
[5] Zofia Hertz, tamże.
[6] Andrzej Czyżewski, “Piękny dwudziestoletni”, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa 2000, s. 56.
[7] Tamże.
[8] Marek Hłasko, “Sowa, córka piekarza”, Agora S.A., Warszawa 2014, s. 129.
[9] Tamże.
[10] Marek Hłasko, “Piękni dwudziestoletni”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2020, s. 61.
[11] Mateusz Michalski, “Na wódkę do Kameralnej, na flaki do Flisa. Kulturalno-alkoholowy przewodnik po knajpach PRL-owskiej Warszawy”, http://kulturadogorynogami.pl [dostęp z dnia: 30.07.2017].
[12] Marek Hłasko, “Piękni dwudziestoletni”, dz. cyt., s. 25.
[13] Tamże, s. 61.
[14] Roman Śliwonik, “Portrety z bufetem w tle”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2019, s. 31.
[15] Jan Mencwel, “Kontrkulturowe kawiarnie Warszawy: Kameralna”, http://publicystyka.ngo.pl [dostęp z dnia: 23.03.2012].