BILIŃSKA-STECYSZYN: Spódnica malowana światłocieniem
Kiedy zaczęłam czytać debiutancką powieść Zofii Mąkosy “Cierpkie grona”, już na pierwszej stronie utonęłam w opisie kuchni, w której główna bohaterka siedzi obok wiadra i miski z wodą i obiera ziemniaki. Najzwyklejsza czynność gospodyni domowej – ale jak to jest napisane! Autorka przyzwyczaiła już swoich czytelników, że w jej książkach opisy, jakich nie powstydziliby się Orzeszkowa czy Reymont, stanowią wielką wartość. Nawet dla tych, którzy w lekturach szkolnych za opisami bynajmniej nie przepadali.
“Makowa spódnica. Kamień w wodę”, pierwszy tom najnowszego cyklu Zofii Mąkosy, z emocjonującą fabułą, której oczywiście nie chcę zdradzać – to powieść bardzo malarska. Z przyjemnością oddawałam się lekturze takich chociażby scen: “[…] z ust Unruga wydobywa się ciche westchnienie. Uderza go nagła myśl, a raczej wspomnienie obrazów holenderskiego mistrza, które podziwiał podczas studiów w Lejdzie. Światło i cień malują twarz młodzieńca, dzieląc ją dokładnie pionowo na połowę. Blask ognia wydobywa z mroku lekko zarumieniony policzek, grubą, prostą brew, brązowe loki spadające na czoło i ramię, połowę nosa, górną wargę ledwie przyciemnioną pierwszym zarostem i rękaw kaftana z wyraźnymi śladami cerowania. Poniżej pochylonej głowy młodego mężczyzny błyszczy odbitym światłem druga, mniejsza, zdobiona dziwną czapą ze spilśnionych włosów oraz chude ramię obciągnięte żółtą skórą”.
Podobnych opisów (również portretów czy takich, które w sztukach plastycznych zaliczono by do malarstwa rodzajowego) jest w powieści więcej. Są też plastyczne obrazy przyrody, rozległe panoramy, piękno lasów… Nawet wszechobecne błoto po długotrwałych deszczach na podwórzach i ulicach powieściowego Karge (dzisiejsza Kargowa) jest malarskie!
“Makowa spódnica” to powieść historyczna. Tłem społeczno-obyczajowym dziejów garbatej zielarki Wigi, poszukującej swojej zaginionej córki Dorotki, jest wiek XVII. Czasy mroku, straszliwych wojen, czarnej śmierci, głodu – wszelkich klęsk, jakich doświadczają ludzie, którym się wydaje, że Bóg się od nich już zupełnie odwrócił. Tytułowa makowa spódnica to jeden z nielicznych elementów w świecie przedstawionym powieści o żywych, czystych barwach – mimo że z ostentacją nosząca ją bohaterka, zaginiona w tajemniczych okolicznościach Dorota, za “czystą” przez ogół bynajmniej nie może być uważana. Bóg jest srogi, ludzie zabobonni. Żeby przebłagać Jego gniew, szukają winnych, zwłaszcza gdy umiejętnie manipulują nimi urzędnicy Kościoła i ludzkie złe języki. Zaczynają się polowania na czarownice, napiętnowanie inności, walka z jakimikolwiek przejawami niezależności kobiet.
Wieki minęły, a znamy to i dziś…
Wróćmy jednak do malarskości opisów Zofii Mąkosy. Autorka poprzez swoją książkę niejako składa hołd twórcom flamandzkim i holenderskim. Portretom Rubensa i Vermeera, scenom rodzajowym Rembrandta i Bruegla. Nieprzypadkowo bohater przytoczonego na wstępie fragmentu, młodziutki balwierz wędrujący ze swoim podręcznym warsztatem poprzez dzikie, zniszczone wojną ostępy i zatrzymujący się na nocleg w biednej karczmie, ma na imię Tytus. Titus van Rijn był przecież ukochanym, przedwcześnie zmarłym synem Rembrandta i jego żony Saskii.
HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN
Zofia Mąkosa, “Makowa spódnica”, Publicat S.A., 2022.