JEGLIŃSKI: Wędrujący żubr Podrywacz

Fot. Pixabay.com. Na zdjęciu żubr.

“Stada wędrujące przez las sprawiają wrażenie dużo bardziej ostrożnych niż poruszające się po otwartej przestrzeni” pisze o żubrach Wojciech Sobociński w książce “Czy żubry ziewają?”. Zamknięty w las liter, będę poruszał się w nim ostrożnie jak żubr, stopniowo i powoli odkrywając sens tytułu tego artykułu. Zacznę najprościej od środkowego słowa “żubr”.

Żubr jest zwierzęciem wyjątkowym. Dlatego polowaliśmy na niego tak zapalczywie, że niemal wyginął. Dlatego też podjęliśmy wszelkie wysiłki, żeby odratować jego populację i sprawić, by pojawiał się nie tylko na kapslach od piwa lub w formie posągów, takich jak Żubr Zambruś w Zambrowieczy albo plastikowych figur znajdujących się przed wieloma sklepami monopolowymi wzdłuż szlaków Warszawa-Białystok. Wystarczy wspomnieć, że w 1997 roku żubrów na całym świecie było około trzech tysięcy (z czego 600-700 w Polsce), a obecnie w naszym kraju jest ich prawie dwa i pół tysiąca.

Na początku XVI wieku król Zygmunt I Stary wysłał biskupa płockiego i doskonałego dyplomatę, Erazma Ciołka, na misję dyplomatyczną do papieża. Erazm Ciołek trzymał się z innym duchownym – Mikołajem z Hussowa na Podkarpaciu – więc zabrał go ze sobą do Rzymu. W trakcie pogaduszek pojawił się temat potężnych, leśnych zwierząt, co bardzo papieża zainteresowało. Biskup Ciołek postanowił, że, oprócz ulotnych opowieści, podaruje mu kosmatego wypchanego żubra, a żeby dodać finezji takiemu podarkowi, chciał dołączyć do niego poemat z efektownym opisem samego zwierzęcia i jego domu – litewskiej puszczy. Zadanie to zlecił swojemu towarzyszowi podróży – Mikołajowi.

Mikołaj z Hussowa zabrał się do pracy i napisał po łacinie długą pieśń o żubrze, ale zanim zdążył ją skończyć, papież umarł na malarię. Nie wiem, czy biskup Ciołek załatwił w końcu wypchanego żubra, bo zmarł kilka miesięcy później, jednak na pewno takiego eksponatu w końcu do Rzymu nie wysłano. Została tylko bezpańska pieśń Mikołaja z Hussowa, który – żeby się nie zmarnowała – wrócił do Polski i zadedykował ją Królowej Bonie. Dziś pewnie nie musiałby decydować się na taki dedykacyjny recykling, bo zainteresowaliby się nim projektanci opakowań jaskrawych puszek z napojami energetycznymi, opatrzonych grafiką z cyborgicznymi zwierzęcymi głowami: “Brodzisko sterczy w strasznych zwieszając się kudłach,/ Płomienne ślepia sieją przeraźliwy gniew,/ Potworne włosie grzywy spływa po łopatkach/ Kolana kryjąc sobą, przód i całą pierś”[2].

Żubry lubią wędrować, więc – nawet po długim odpoczynku między drzewami – w końcu wyłaniają się z kniei. Pierwsze dwa słowa tytułu to “wędrujący żubr”.

Istnieje żubr, który od zawsze stoi w bezruchu, a jednak wędruje – i to już od ponad 150 lat. Stworzyli go klakierzy cara Aleksandra II, po polowaniu w 1860 roku w Puszczy Białowieskiej, na którym zabito rekordową liczbę grubego zwierza. Działo się to nieopodal leśnej osady o nazwie Zwierzyniec, gdzie już dwa lata później stanął z tej okazji żeliwny posąg żubra naturalnej wielkości, zaprojektowany przez nadwornego malarza cara i odlany w Petersburgu. Żubr stał w podlaskim lesie aż do pierwszej wojny światowej, kiedy wycofujący się Rosjanie zabrali go do Moskwy. W stolicy Rosji postał niecałe dziesięć lat, po czym, na podstawie Traktatu Ryskiego, wrócił do Warszawy, na dziedziniec Zamku Królewskiego. W stolicy zabawił cztery lata, a potem prezydent Mościcki zarządził jego przeniesienie do swojej rezydencji myśliwskiej w Spale nad Pilicą. Mościcki był zapalonym myśliwym, więc pewnie zdarzało mu się opowiadać jako ciekawostkę, że w gwarze łowieckiej “spałowanie”  oznacza “obgryzanie kory drzew przez zwierzęta”. W końcu żubry są jednymi z najbardziej prominentnych spałujących przeżuwaczy, a łysą dziurę po obgryzionej korze nazywa się właśnie “spała”. Spalski żubr jednak nie spałował, a długowieczność jego żeliwnego cielska pozwoliła mu przeżyć i Mościckiego, i czasy rezydencji myśliwskiej w Spale. Dookoła wyrosły hotele i pensjonaty, a także pomarańczowy blok mieszkalny, więc tak, jak kiedyś stał w honorowym miejscu, teraz stoi na uboczu, a władze Spały, na wszelki wypadek, postawiły dodatkową figurkę żubra z plastiku w bardziej uczęszczanej części miasteczka. Ojczyzna żeliwnego żubra – osada Zwierzyniec – upominała się o niego, ale w Spale zawiązało się Towarzystwo Obrony Spalskiego Żubra i nie ustąpiło o krok. Leśna osada w Puszczy Białowieskiej musiała zaspokoić się postawieniem kopii żeliwnego żubra odlanej z brązu w Gliwicach. Myśliwi zebrali 6 tysięcy łusek i oddali je na złom, żeby zdobyć pieniądze na to przedsięwzięcie.

Mościcki był żubrzym fascynatem do tego stopnia, że założył hodowlę tych potężnych zwierząt w Smardzewicach niedaleko Spały. Oznaczenia hodowli są do dziś na okolicznych znakach drogowych, jednak na miejscu dowiedziałem się, że jest zamknięta, bo wszystkie żubry zmarły na gruźlicę.

I chociaż na żubrze miasto spadła zaraza, zapisało się ono na kartach księgi rodowodowej, bo właśnie tam – w Smardzewicach – w 2004 roku urodził się tytułowy wędrujący żubr Podrywacz.

Żubr Podrywacz ze Smardzewic, syn Plemiela i Pokląskwy, niedługo hasał po polskich lasach, bo jeszcze jako młody byk pojechał do Mołdawii, a raczej został tam wysłany wraz z Pogwarką z Białowieży, córką Podróżnika i Postawy oraz Kagurą, córką nieznanych z imienia żubrów z Puszczy Białowieskiej. Polska przekazała go Mołdawii w ramach odbudowy żubrzej społeczności w tamtym rejonie, bo już w XVIII wieku została ona kompletnie wytępiona.

Trudno powiedzieć, czy były to dla Podrywacza wczasy w ciepłych krajach, czy wyjazd służbowy, ale dziś ma z Pogwarką syna imieniem Mdoru, a z Kagurą dwóch – Mdinu i Mdanu. Najmłodszy jest Mdanu, który urodził się w 2013 roku.

Do lasów w Mołdawii wróciły Żubry, a tężyzna i zapał ducha puszczy wstąpił w piłkarzy stołecznego klubu Żubr Kiszyniów (FC Zimbru Chișinău), którzy zdobyli w sezonie 2013/2014 mistrzostwo w lidze krajowej i Superpuchar Mołdawii.

FILIP JEGLIŃSKI