KRAKOWIAK: Amerykański sen, czyli kultura po amerykańsku

Fot. Pixabay.com

W atmosferze wojny szalejącej na wschodzie Europy i w tle kolejnej strzelaniny, w tych niepewnych czasach warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się u “wielkiego brata”, czyli naszego najważniejszego obecnie sojusznika. Ameryka przez ostatnie stulecie była dla nas synonimem wolności i dobrobytu. Nasi pradziadowie emigrowali tam za chlebem, w poszukiwaniu szczęścia i lepszego życia. Od lat 70. ubiegłego stulecia oddziaływanie zza Oceanu zaczęło być dostrzegalne również w kwestii szeroko pojętej kultury. Kamieniem milowym (modne ostatnio sformułowanie) był festiwal w Woodstock w 1969 roku, który zbiegł się czasowo z rewolucją kulturalną 1968 roku na zachodzie Europy. Amerykańska muzyka czy kino stały się wyznacznikami mody w całym tzw. wolnym świecie. Otwarcie na świat, jakie dokonało się w epoce Gierka, pozwoliło również Polakom posmakować trochę amerykańskiej kultury. Jej synonimem stały się Coca-cola, pierwsze fast-foody czy subkultury z hippisami na czele.

Prawdziwym apogeum popularności USA stały się siermiężne w Polsce lata 80. Wszechobecny wówczas “tumiwisizm” stanowił skrajny kontrast do hurrapatriotycznej Ameryki epoki Reagana. Popularne były zwłaszcza filmy, w których bohaterowie walczyli ze znienawidzonym “imperium zła”. Kolejne części kultowych serii o Jamesie Bondzie, “Rambo” czy “Rocky” biły u nas rekordy popularności. Hitami stały się też komedie przygodowe, jak “Powrót do przyszłości” czy “Indiana Jones”, a przed wszystkim seria o gapowatych policjantach, tj. “Akademia Policyjna”. Jednocześnie poza kinem popularna stała się muzyka rockowa. Amerykańskie prądy płynące zza oceanu miały duży wpływ na polskich muzyków końca PRL-u. Wystarczy wspomnieć takich tuzów rocka, jak Bruce Springsteen, Dawid Bowie, Tina Turner czy Kiss.

Aż w końcu nadszedł 4 czerwca 1989 roku, a zaraz po nim szalone lata 90. Ameryka wlała się do polskich domów i na ulice szerokim strumieniem. Seriale, takie jak “Santa Barbara” (pierwsza w Polsce amerykańska “opera mydlana”), “Dynastia”, “Beverly Hills 90210”, “Słoneczny Patrol”, “Świat według Bundych”, “Alf” czy “Przyjaciele” zawładnęły polską publicznością. Do tego doszedł szczyt popularności amerykańskiej ligi NBA, wrestlingu i boksu zawodowego, gdzie furorę robił pierwszy nasz bokser Andrzej Gołota.

Ikonami stały się nowe gwiazdy muzyczne: Michael Jackson, Madonna, New Kids on the Block, MC Hammer czy Paula Abdul. W moim prywatnym rankingu na szczyt popularności wzniosła się grupa Van Halen, z wirtuozem gitary Eddiem Van Halenem na czele. Van Halen wraz z zespołem Kiss byli prekursorami ery tzw. glam metalu, który stał się bardzo modny w Ameryce lat 80. i w Europie na początku lat 90. Do najbardziej popularnych w Polsce twórców tego nurtu można zaliczyć formacje: Bon Jovi, Guns N’ Roses, Alice Cooper, Ozzy Osbourne czy Motley Crue z ekscentrycznym Tommym Lee (eksmężem Pameli Anderson) w składzie. W połowie lat 90. barwną i energetyczną muzykę glam zaczął jednak wypierać postpunkowy, depresyjny grunge, którego twarzą był Kurt Cobain i jego zespół Nirvana. Kolejnym idolem stał się także zmagający się z wirusem HIV amerykański koszykarz Earvin “Magic” Johnson. Od niedawna na platformie HBO można oglądać ciekawy serial o początkach jego kariery w NBA na tle rodzącej się wówczas potęgi Lakers. Bardzo polecam tę produkcję, głównie ze względu na świetnie dobraną obsadę aktorską. Hollywood jako synonim amerykańskiego snu, to niedoścignione marzenie ówczesnych polskich twórców i aktorów. Sensacją był wyjazd w latach 80. za ocean Joanny Pacuły, a później również Katarzyny Figury. W ciekawy sposób życie polonii w Ameryce pokazał Janusz Zaorski w swoim filmie “Szczęśliwego Nowego Jorku” z 1997 roku.

Aż nadeszło nowe milenium i pewne przewartościowanie w spojrzeniu na Amerykę. Coraz więcej Polaków poznało już blaski i cienie życia za Oceanem. Tamtejsze kino po epoce boomu i prosperity zaczęło przeżywać kryzys. Muzyka rockowa traciła fanów na rzecz popowej i elektronicznej, które miały charakter masowy. Nowe gwiazdy typu Brittney Spears zaczęły wypierać dawnych idoli. Kryzys widoczny był także w sporcie. Liga NBA straciła swoje największe gwiazdy i wraz ze spadkiem jakości gry, spadła u nas popularność koszykówki. Słowem – Ameryka nam spowszedniała.

Hollywood pod wpływem dominujących w USA prądów zaczęło przybierać coraz bardziej “tęczowe” barwy. Oscary zdobywały filmy, w których ważniejsze od fabuły czy jakości stały się manifestacje o charakterze politycznym lub obyczajowym, czego przykładem jest opowiadająca o miłości homoseksualnej na Dzikim Zachodzie “Tajemnica Brokeback Mountain” z 2005 roku. Z pewnością kino na tym cierpi. Prymat przekonań nad fabułą zaczyna być za oceanem coraz bardziej widoczny. W ostatnich latach powstało wprawdzie kilka dobrych seriali, jak np. “House of Cards”, a sławę zdobywały filmy Quentina Tarantino czy Georga Lyncha. Pojawiły się też kontynuacje “Gwiezdnych wojen” czy ekranizacje książek Tolkiena, jednak w moim odczuciu nie są one już tak kultowe, jak produkcje z poprzedniego stulecia.

Ciągle jednak Ameryka uchodzi za miejsce, gdzie można spełnić marzenia czy odnieść sukces. Jest też bardzo ciekawym kierunkiem wyjazdów na wakacyjną podróż z racji wielu atrakcji, jakimi kusi. Bo któż nie chciałby zobaczyć Statuy Wolności, Wielkiego Kanionu Kolorado lub urokliwego Golden Gate, wykąpać się na plaży Santa Monica czy poopalać w Miami? I choć np. kultura kulinarna Amerykanów to głównie fast-food, trzeba przyznać, że jest on bardzo apetyczny. Hot-dogi czy tzw. turkey legs uchodzą za kultowe dania. Polskie zapiekanki epoki PRL-u były swoistą odpowiedzią na amerykańskie jedzenie widywane w filmach i stanowiły klasyczny przykład tzw. “tęsknoty za Zachodem”.

Choć obecnie kultura mocno się zglobalizowała, to jednak amerykańskie prądy ciągle są popularne nad Wisłą, i to pomimo napierającej konkurencji z innych stron świata. Zauważalny jest u nas ostatnio coraz większy napór choćby brazylijskich czy tureckich telenowel. Popularnością cieszą się także europejskie festiwale w postaci np. Eurowizji. Niemniej jednak patrząc na to z perspektywy lat, trzeba przyznać, że żadna inna kultura, zachodnioeuropejska, radziecka/rosyjska czy azjatycka, nie miała takiego wpływu i nie odcisnęła nigdy takiego piętna na naszej rodzimej kulturze, jej twórcach, a przede wszystkim – odbiorcach.

KAMIL K. KRAKOWIAK