TOMCZYK: Strach i uwikłanie

Tak najkrócej można streścić najnowszą powieść Roberta Małeckiego, pt.  “Wiatrołomy”, a ten, kto stoi za transferem autora do Wydawnictwa Literackiego, powinien dostać sowitą premię. Bez kitu.

Oto bowiem trafia do naszych rąk kryminał wielowarstwowy, obfitujący w wydarzenia i bohaterów, wobec których czytelnik nie pozostaje obojętny. Już na wstępie napiszę, że w przypadku “Wiatrołomów” nie mam ani jednego “ale”. To dobra, wciągająca historia, napisana z zaciekłością i wnikliwością arcymistrza szachowego. Małecki rozgrywa partię za partią, a czytelnik ogląda ten spektakl w skupieniu, mnożąc w myślach możliwe ruchy na planszy.

Podoba mi się tu wszystko, zaczynając od pary głównych bohaterów  ̶  policjantów o twardo brzmiących imionach. Ona – Maria Herman, z nitkami siwych włosów, hazardowymi długami i bagażem emocjonalnym właściwym dzieciom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, wobec których rodzice stosowali tzw. “zimny wychów”. On – Olgierd (ksywa “Zero Siedem”, bardzo udana zresztą) Borewicz, uzależniony od rzeczy na “s” – seksu i słodyczy, z zazdrosną żoną na karku oraz lewymi interesami na boku. To najbardziej oczywista i dość pobieżna charakterystyka tej dwójki, ale uwierzcie mi, że wystarczy. Więcej smaczków i szczegółów odnajdziecie na kartach powieści. Jestem pewna, że ci dwoje wzbudzą Waszą sympatię i będziecie im kibicować do samego końca.

Oś fabularną powieści stanowi śledztwo w sprawie porwania małego Filipka, które doczekało się wznowienia w ramach działalności tzw. “Archiwum X”. Nie jest łatwo, bo sprawa sprzed trzydziestu lat budzi skrajne emocje nie tylko u stróżów prawa, ale też u rodziny uprowadzonego chłopca, który – jeśli żyje – jest dorosłym mężczyzną. Świadkowie albo są w grobie, albo milczą, albo jeszcze gorzej – kłamią jak z nut. Choć początkowo tego nie widać, Małecki ciasno splata losy bohaterów, by na koniec podrzucać czytelnikowi tropy i zgrabnie ułożyć rozsypane puzzle.

Prawie każda z postaci jest na swój sposób uwikłana. Nie chodzi tylko o zależności służbowe (ręka rękę myje) czy uczuciowe (miłość, brak miłości, nieokiełznany popęd seksualny), ale także o wynikające ze wspólnych przeżyć (te w powieści są najciekawsze), których bohaterowie mimowolnie stali się świadkami lub – co gorsze – uczestnikami. Charakterystyczne jest też to, że niemal wszystkich trawi strach przed przeszłością i tym, jak owa przeszłość może wpłynąć na ich teraźniejszość i przyszłość. Działania bohaterów częstokroć podyktowane są obawą (bywa, że nieuzasadnioną, a domniemaną), przez co stają się łatwym celem i tracą czujność, potykając się o niewidzialne przeszkody.

Narracja “Wiatrołomów” jest wartka i płynna. Małecki nie sili się na niepotrzebne dialogi. Jego bohaterowie mówią na temat i do rzeczy, bez dodatkowych ozdobników, dlatego są wiarygodni już od pierwszej sceny.

Autor w podziękowaniach nie bez powodu wspomina o ekspertach, z pomocy których korzystał. Na każdym kroku widać tu dbałość o detal i zgodność, jeśli chodzi o oddanie charakteru pracy prokuratorów czy lekarzy sądowych oraz policjantów. Należy też wspomnieć, że rys psychologiczny postaci hazardzistki pisarz konsultował z osobą rzeczywiście uzależnioną od hazardu.

“Wiatrołomy” to wciągająca, logicznie zbudowana i trzymająca w napięciu powieść kryminalna na miarę naszych czasów. Zaryzykuję stwierdzenie, że chyba najlepsza w dorobku autora.

Na zakończenie dodam, że, poza powyższym, znajdziecie w powieści także gorące sceny seksu grupowego, mrożące krew w żyłach wydarzenia, ciekawe zwroty akcji, wątek labradora Kluski oraz nieświadomą reklamę Chesterfieldów. Ale to tylko detale. Uwierzcie mi na słowo. Jest tam dużo więcej literackiego dobra. Ja już czekam na kolejny tom. I trzymam kciuki za Marię i Olgierda, bo zanosi się na to, że Małecki mocno pokomplikuje im życie.

KATJA TOMCZYK


Robert Małecki, “Wiatrołomy”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022.