Miron jest pisarzem czytanym – wywiad z Małgorzatą Szmałz – propagatorką twórczości Mirona Białoszewskiego

Fot. Nadia Szmałz. Na zdjęciu Małgorzata Szmałz.

Jesteś wielką orędowniczką twórczości Mirona Białoszewskiego. Współredagujesz stronę “Miron Białoszewski” na Facebooku. Pozwól, że zapytam, czy jest coś, czego Małgorzata Szmałz nie wie na temat autora “Tajnego dziennika”?

Tak, jestem orędowniczką twórczości Mirona Białoszewskiego! Na moim fejsbukowym profilu jest obecny od zawsze. Spotkałam się z zarzutem, że zbyt agresywnie lansuję TĘ twórczość, “cytując Mirona jak biblię”. Czy ten komentarz mnie zniechęcił? Absolutnie! Nie przestałam promować Mirona, robię to w innym miejscu. Dzięki uprzejmości wspaniałej slamerki i zagorzałej “mironitki” Magdaleny Walusiak, od września 2021 współadministruję i publikuję na stronie “Miron Białoszewski”. To dla mnie wielkie wyróżnienie! Przecież jedyne, co mogę zrobić dla ukochanego pisarza, to czytać go (“to mnie wtedy ożywi”, pisał), zadbać o pamięć, o to, by był obecny w przestrzeni publicznej. Mogę, co robię od lat, odwiedzić grób, zapalić świeczkę… Pytasz, czy jest coś, czego nie wiem o Mironie. Nie śmiałabym powiedzieć, że wiem wszystko. Wiem tyle, ile sam mi o sobie opowiedział i ile opowiedzieli o nim ludzie będący blisko – rodzina, przyjaciele, czytelnicy. “Tajny dziennik”, “Dziennik we dwoje” Jadwigi Stańczakowej, “Miron. Wspomnienia o poecie” Hanny Kirchner, czy mój ukochany “Człowiek Miron” Tadeusza Sobolewskiego (będzie wznowienie!) to tylko nieliczne źródła cennych informacji. To, czego się dowiedziałam, utwierdziło mnie w przekonaniu, że “pompuję swoje zachwyty” w odpowiednią “osobę pisarską”.

Czy mogłabyś powiedzieć, co Cię najbardziej fascynuje w twórczości Białoszewskiego?

Długo mogłabym o tym opowiadać. W “Niesamowitej Słowiańszczyźnie” Marii Janion jest takie zdanie: “Sądzę, że podstawą humanistyki jest opowieść. Nie wystarczy coś zobaczyć, przeżyć lub nawet pojąć. Trzeba to jeszcze umieć opowiedzieć”. To właśnie za tę umiejętność “opowiedzenia” rzeczywistości jestem Mironowi najbardziej wdzięczna. Jako jedyny stworzył swoją prywatną polszczyznę, język, który uwodzi i nieustannie mnie zachwyca. Przykłady? Proszę bardzo: “Raźny Siwak w zieleninie szlafrokowej”, “Kobiety w chustach kakaowych figowych, pod którymi śpią srebrne koki”, Ada, która “majaczeje w pościeli”, “zegar kolebkuje nade mną”, “nocoulica” czy “kwiaty własnego rwu”. U Mirona gęsto od takich perełek. Bezczelnie wyłamywał się z tradycyjnie pojmowanej normy poetyckiej. Jego twórczość, jak on sam, jest fascynująca i jedyna w swoim rodzaju. Moim zdaniem wszystko, bez wyjątku, jest dobre i “smakuje jak kęsy pysznego dania”.

– W “Tajnym dzienniku” Miron Białoszewski napisał: “Mam obrzydzenie do wszelkiej ideologii”. Czy można powiedzieć, że autor “Tajnego dziennika” był pisarzem antyideologicznym?

Czy był twórcą antyideologicznym? Czy na podstawie książek Mirona Białoszewskiego można postawić taką tezę? Gdzieś przeczytałam (przepraszam, nie pamiętam źródła), że był do polityki odwrócony plecami. Chociaż żył w trudnych czasach, nigdy nie angażował się w politykę i nie należał do żadnej formacji. Owszem, opisywał to, co się wokół dzieje (a działo się sporo: wojna, komuna, czasy PRL, Solidarności, stan wojenny), ale robił to z pozycji obserwatora, nie uczestnika. Usłyszałam kiedyś od kolegi, że nie szanuje Mirona – za to, że w powstaniu nie walczył z bronią w ręku, i że nie nosił znaczka Solidarności w klapie. Bardzo mnie to zabolało. No, nie nosił, nie czuł takiej potrzeby. W “Tajnym dzienniku” Miron złożył takie deklaracje: “Mam wiele obcości do ludzi, do społeczeństwa. Żyję na boku, sceptyk. Narzekam na buntowników. Gdyby jednak mieli być sponiewierani, zniszczeni moi krytycy, moi popieracze, czytelnicy, przyjaciele, wtedy bym też chyba wolał z nimi zginąć, niż zostać samemu, jak słup na ruinach” oraz “Mam obrzydzenie do wszelkiej ideologii. Bohaterstwa, męczeństwa, to przeważnie mieszanina namiętności, gry i ambicji”. To wiele mówi o jego postawie i poglądach. Miron nie był wywrotowcem, był outsiderem z wyboru, pisarzem osobnym, żyjącym “w zawiasie społecznym”. Robił to, co lubił najbardziej. Pisał.

W zeszłym roku obchodziliśmy 100. rocznicę urodzin Mirona Białoszewskiego Widać, że jego twórczość jest cały czas wznawiana, chociaż nie należy do łatwych. Czy rzeczywiście jest pisarzem czytanym? Którą książkę Mirona poleciłabyś komuś, kto jeszcze nie zetknął się z jego twórczością?

Miron jest pisarzem czytanym. Zdecydowanie! Jest cały czas na topie, wręcz panuje na niego moda. Młodzież, pytana o najważniejsze dla siebie książki, często wymienia utwory Białoszewskiego. Dlaczego? Może dlatego, że ta literatura się nie zestarzała, jest ciekawa dla współczesnego czytelnika i to z wielu powodów. Miron nigdy nie został zapomniany, przeciwnie, jak zauważyłeś, jest wznawiany, tłumaczony i “dostępny”, choćby w mojej ulubionej (mam różne wydania) piętnastotomowej Białej Serii PIW. Na Mironowej stronie też mamy spory ruch, za co dziękuję wiernym obserwatorom. Nowych zapraszamy serdecznie, u nas drzwi są zawsze otwarte! Czytelnicy, którzy chcieliby rozpocząć przygodę z Białoszewskim, powinni w pierwszej kolejności sięgnąć po książkę Tadeusza Sobolewskiego “Człowiek Miron”. To bardzo ułatwi odbiór, pomoże wyłapać konteksty, odszyfrować skróty, wreszcie, co najważniejsze, poznać autora, innego niż ten z notek biograficznych. Potem to już trzeba po kolei. Od “Obrotów rzeczy” po “Tajny dziennik”. Miron kochał sztukę, teatr, film, muzykę, malarstwo. Tym się żywił, to dawało mu napęd. Po rozpadzie Teatru na Tarczyńskiej, razem z Ludmiłą Murawską i Ludwikiem Heringiem powołali do życia słynny Teatr Osobny (na zdjęciach ze spektakli, dostępnych w Internecie, widzimy mimikę aktorów, scenografię i oryginalne kostiumy – jakie to jest wspaniałe!). Miron miał zdolności aktorskie, parodiował, naśladował, śpiewał…

Co nam najbardziej mówi o tym, jakim człowiekiem był Miron Białoszewski?

O tym, jakim był człowiekiem, najwięcej mówi nam jego stosunek do świata, ludzi, zwierząt, przyrody. Ten fragment “Tajnego dziennika” bardzo mnie rozczula: “Wyłowiłem z kubka z wodą zapomarańczowaną sokiem owadzika małego w żółte kropki. Złakomił się na to, co ja. Ale on to przypłacił dysproporcją, czyli życiem. Żal mi się go zrobiło, bo niedawno w świetle lampki tak chodził, latał, cieszył się”. To jest ta Mironowa czułość wszystkiego…

Czy można powiedzieć, że Miron Białoszewski był dziwakiem? Spotkałem się z relacją jednej z dziennikarek, której wywiadu udzielał, leżąc w pościeli (sic!).

Tak, tego wywiadu udzielił nieżyjącej już Ewie Berberyusz, która z humorem opowiada o tym na YouTube, polecam! Jeśli uznać za dziwactwo to że zaciemniał okna (wielu młodych tak teraz żyje), bo nie lubił słońca, trzymał umowy wydawnicze w szafce w łazience, a książki w piecyku gazowym [miał mało miejsca], udzielał wywiadów i przyjmował gości, leżąc w łóżku – to tak, był dziwakiem [śmiech]. Poczciwym dziwakiem, który kochał czytać kryminały [nie czytał współczesnych pisarzy, ale lubił Lema], interesował się spirytyzmem, UFO i duchami. Lubił ubrania “po kimś” i to nie wynikało z biedy, bo czasy biedy miał już dawno za sobą. Latał po nocach, rwał zielsko, robiąc z niego olbrzymie bukiety, jadł pasztetówkę i gulasz z tuby. Tracił humor, gdy sprzątnięto mu serek sprzed nosa, a za chwilę był szczęśliwy, bo kupił nową płytę lub podsłuchał ciekawą rozmowę, którą mógł zapisać… Tak właśnie chciał, innym nic do tego. Żył według swoich zasad i nikomu tym krzywdy nie robił. Miron to chyba jeden z najsłynniejszych “dziwaków” ze świata literackiego i za to go kochamy.

W otoczeniu Mirona Białoszewskiego pojawiało się wiele osób. Co łączyło go z Jadwigą Stańczakową?

Miron, choć “osobny”, otaczał się wieloma ludźmi, “tworzył sztuczną rodzinę, zgrany kolektyw, gotowy przyjść z pomocą o każdej porze dnia i nocy”. Słynne Mironowe wtorki gromadziły “dwór”. Oczywiście on sam był w centrum zainteresowania, czytał swoje kawałki, a młodzi słuchali z zachwytem. Rozmawiali, śmiali się, jedli… Pewnego dnia na takim wtorku pojawiła się Jadwiga Stańczakowa. “Trafili na siebie w momencie, gdy tego najbardziej potrzebowali. Na progu starości”, pisze Tadeusz Sobolewski w książce “Człowiek Miron”. Byli siebie ciekawi. Szybko stali się najlepszymi przyjaciółmi [gorąco polecam “Dziennik we dwoje” Jadwigi Stańczakowej lub film na jego podstawie – “Parę osób, mały czas” z 2005 roku]. To była przyjaźń prawdziwa, nieraz burzliwa, ale szczera. Jak z Joanny Chmielewskiej, autorki kryminałów: “Przyjaciel to ktoś, kto, gdy pojawimy się w jego drzwiach, niosąc pod pachą zakrwawioną głowę, zapyta tylko: zakopujemy ją w twoim, czy moim ogródku?”. Tak właśnie tę przyjaźń widzę. W dużym skrócie: byli sobie potrzebni; Miron pomagał Jadwidze wyjść z depresji, zalecając pisanie dziennika, Jadwiga, w dowód przyjaźni, prowadziła mu sekretariat i dbała, by wszystkie Mironowe sprawy szły gładko jak po szynach (a była osobą niewidomą!). Myśląc o Jadwidze i Mironie, wizualizuję sobie ich rozmowę telefoniczną, przekrzykiwaną Ani (córce Jadwigi – Annie Sobolewskiej), której motto brzmi: “Trzeba łapać radość za ogon, zawsze się opłaca. Nawet, jak ci się wyrwie, to masz pióra”.

Nie ukrywam, że jestem zachwycony Twoją ogromną wiedzą na temat życia i twórczości Mirona Białoszewskiego. Muszę więc zapytać, kiedy doczekamy się Twojej książki poświęconej temu autorowi?

Niestety, nigdy… Nie ośmieliłabym się! Powstało tak dużo książek poświęconych życiu i twórczości Mirona Białoszewskiego, że kolejna byłaby “powielaniem treści”. Uwierz mi, to nie byłaby dobra książka. Z prostej przyczyny: moja fascynacja Mironem jest tak wielka, że to byłby raczej hymn pochwalny, laurka, laudacja ku czci, subiektywna i emocjonalna. Myślę, że Miron by tego nie zaakceptował, bo cenił uczciwość przekazu, żadnych półprawd! Mój ukochany autor, jak każdy z nas, przecież też miał małości i trzeba by o nich uczciwie napisać. Nie, dwór nie jest od tego! Książki nie napiszę też z tego powodu, że nie czuję takiej potrzeby. Nie umiem, nie nadaję się, wolę po cichutku publikować na Mironowej stronie i właśnie z tego czerpać radość. Córka powiedziała mi kiedyś, że mam z Mironem wiele cech wspólnych, że łączy nas pokrewieństwo dusz. Zgadzam się z tym. Wierzę, że “W jednym człowieku gubi się wieczność, a między dwoma, przez wieki, może zahaczyć się ta sama chwila”.

– Dziękuję za rozmowę… 

Rozmawiał:
JAROSŁAW HEBEL