HEBEL: “Empuzjon” Olgi Tokarczuk w Teatrze Studio

Fot. Przemysław Jendroska. Na zdjęciu Michał Piotrowski w roli Mieczysława Wojnicza w spektaklu “Empuzjon” w warszawskim Teatrze Studio.

Nikomu nie trzeba przedstawiać Olgi Tokarczuk, naszej pisarki i laureatki nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Przyznaję się, że nigdy nie byłem fanem jej twórczości. Z chęcią jednak, ale i z lękiem, wybrałem się na “Empuzjon” w reż. Roberta Talarczyka do Teatru Studio w Warszawie. Cały czas mam bowiem przed oczami pana Roberta w świetnej roli Roberta Mamoka w “Byku” Szczepana Twardocha. Wiedziałem już jednak, gdy szedłem na “Empuzjon” wg powieści naszej noblistki, że jej książka – bardzo delikatnie mówiąc – nie jest dobrze odbierana przez krytyków i recenzentów. Pomyślałem sobie, że kto wie – może Robertowi Talarczykowi uda się na teatralnych deskach uratować powieść Olgi Tokarczuk.

Przyznaję, że spektakl obejrzałem. Nie wiem, czy to już należałoby uznać za sukces. Nie boję się tego napisać, że sam pomysł “Empuzjonu” wydaje mi się skopiowany z “Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna. Młody bohater – Mieczysław Wojnicz, chory na gruźlicę, udaje się do sanatorium, które mieści się w Görbersdorfie (obecnie Sokołowsko na Dolnym Śląsku). Tam spędza czas pośród mężczyzn, innych kuracjuszy, co jest pretekstem dla autorki do pofilozofowania na temat męskiego postrzegania świata. W spektaklu tym kobiety są słabe, jak Klara Optiz i popełniają samobójstwa. Mężczyźni zaś wpadają w pułapkę przez siebie zastawioną gardzą kobietami, boją się ich i uważają je za istoty nieco gorszego sortu, ale żyjąc bez nich, ostatecznie są skazani na zagładę.

To prawda – bohaterami tego spektaklu są mężczyźni i ich niczym nieuzasadnione lęki przed kobiecym pierwiastkiem. Możemy oglądać, jak próbują oczywiście zwalczyć te obawy ironią, cynizmem, filozofią czy racjonalizmem. Łatwo jest zauważyć, że rozdyskutowani mężczyźni przeczuwają koniec znanego im świata. Tak więc zbliżająca się wielka wojna, o której wciąż mówią, symbolizowana przez “nagrobki mężczyzn w wieku poborowym”, jest metaforą zmian obyczajowych – stopniowego końca patriarchatu. Widzimy przecież, jak świat oparty na obowiązujących podziałach drży w posadach, a mężczyźni narastający strach zapijają nalewką na grzybach (halucynogennych?).

To nie jest łatwy spektakl, wymaga on bowiem od widza skupienia. Pełno w nim różnego rodzaju metafor i aluzji, co widzowi niewyrobionemu literacko nie ułatwia jego odbioru. Postaci są jakby pokraczne, a do tego przesłonięte wpompowaną na scenę nadmierną ilością dymu. Ma to chyba za zadanie stwarzać złudzenie, że opowiadana historia nie dzieje się naprawdę. Nie ukrywam, że postaci są po prostu sztuczne, oderwane od rzeczywistości albo żyjące w nierealnym świecie. Ten spektakl mnie nie wciągnął – nie jestem bowiem zwolennikiem ponadrealizmu na teatralnej scenie. Co chwilę więc zerkałem na zegarek i odetchnąłem z ulgą, kiedy już się skończył. Przedstawienie więc  obejrzałem, ale – mówiąc dość łagodnie – daleki jestem od entuzjazmu czy nawet tylko choćby zachwytu.

Chyba nie przesadzę, jeżeli stwierdzę, że sztuka ta to baśniowy horror. Zamiast uwielbianego przeze mnie twardego realizmu, bije z niej magia w klimacie grozy. Główny bohater sprawia wrażenie zagubionego młodzieńca, który rozmawia z kuracjuszami przebywającymi w tym samym sanatorium, wybiera się z nimi na wycieczki po okolicy czy do znajdującej się w pobliżu restauracji. Muszę powiedzieć, że strasznie seksistowsko wybrzmiały słowa jednego z bohaterów, który zdyskredytował płeć piękną, porównując kobiecy mózg z męskim organem odpowiedzialnym za umiejętność myślenia. Nie ukrywam, że poczułem się jakbym usłyszał jednego z naszych kontrowersyjnych polityków, który otwarcie posługuje się antykobiecą retoryką. Można oczywiście iść dalej – bo to przecież już krok od teorii, jakie głosił np. Goebbels na temat Żydów. Czy więc rzeczywiście wszyscy mężczyźni są tak okropnymi seksistami?

Przedstawienie wyreżyserowane przez Talarczyka na podstawie powieści Olgi Tokarczuk na pewno urzeka swoim rozmachem, no i w zależności od gustów niektórym może się spodobać pod względem wizualnym. Mnie bardzo urzekły wstawki muzyczne Kilara, np. fragmenty walca z filmu “Trędowata”. To nie będzie komplement, bowiem w tym spektaklu warstwą dominującą jest scenografia, kostiumografia, a także reżyseria świateł, co przecież powinno być jedynie tłem. Co zaś dotyczy treści – rozprawianie o krajobrazie, który zabija, też ma znaczenie metaforyczne. Zresztą Olga Tokarczuk nie posługuje się prostym językiem i nie nazywa pewnych zjawisk wprost, licząc na inteligencję widzów, że wyłapią jej intencje. Na pewno nie zaliczy się do nich przeciętny Kowalski, ale nie powinno to nikogo dziwić, bowiem świat jest bardzo zróżnicowany. Jak powiedział Wojniczowi badający go doktor: “Świat postrzegany w barwach czarno-białych nie jest światem prawdziwym”. Co by jednak nie mówić – trzeba przyznać, że spektakl “Empuzjon” ma charakter wybitnie elitarny.

JAROSŁAW HEBEL


Teatr Studio w Warszawie (Scena Główna) – Olga Tokarczuk, “Empuzjon”. Adaptacja i reżyseria – Robert Talarczyk. Muzyka – Wojciech Kilar (w opracowaniu Adama Wesołowskiego). Scenografia, kostiumy, reżyseria światła – Katarzyna Borkowska. Choreografia – Kaya Kołodziejczyk. Występują: Jakub Fret. Grzegorz Przybył/ Marcin Gaweł, Dariusz Maj, Michał Piotrowski, Wiesław Sławik, Mateusz Smoliński, Krzysztof Strużycki, Marcin Szaforz, Artur Święs, Mateusz Znaniecki.
Spektakl trwa: 100 min. (bez przerwy).