Nie da się opisać mnie tylko dwoma słowami – wywiad z poetką i satyryczką Magdaleną Kapuścińską

Fot. Z archiwum M.K. Na zdjęciu Magdalena Kapuścińska.

Jest Pani poetką, satyryczką, pisarką, publicystką, ilustratorką i dodatkowo prowadzi Pani Wydawnictwo Autorskie. Jest Pani kobietą wszechstronną… Jak najtrafniej można byłoby Panią opisać dwoma słowami?

– To kwestia tego, jak ja siebie widzę, a jak postrzegają mnie osoby z boku. Osoby z mojego otoczenia nazywają mnie kobietą-rakietą, kobietą-orkiestrą, chodzącą poezją, itp. itd. Mogę wymieniać tak bardzo długo, bo ich pomysłowość nie zna granic. Nie ukrywam, że bywam także straszną zołzą. Myślę, że każde określenie jest właściwe. Sama siebie postrzegam jako twórczą duszę, ale to pytanie tak mnie rozbawiło i zainspirowało jednocześnie, że zrobiłam małe “rozeznanie społeczne”, by zapytać środowisko wprost. Większość twierdzi, że nie da się opisać mnie tylko dwoma słowami.

Jak zaczęła się Pani przygoda literacka? To był niezależny wybór czy raczej namowa osób trzecich?

– Moja przygoda z literaturą zaczęła się w dzieciństwie. Już jako kilkuletnia dziewczynka sprawnie posługiwałam się programem do edycji tekstu, dzięki mojemu ukochanemu wujowi, który posiadał komputer i wprowadził mnie w świat Worda. Byłam także zapaloną czytelniczką książek, ale dopiero, gdy ukończyłam 30 lat i zrobiłam sobie małe podsumowanie swojego życia, zapragnęłam wrócić do tego, co najbardziej kocham, czyli do pisania. I tak też się stało. Chciałabym tylko zwrócić uwagę na fakt, że większość znanego mi społeczeństwa przykleiło mi łatkę poetki, szufladkując mnie w miłosnym kanonie, a moje pióro słynie też z publicystyki, felietonów, miniatur i sztuk dramatycznych, dialogów oraz literatury dziecięcej. Szczerze mówiąc, to właśnie od prozy zaczęła się moja przygoda z literaturą, od napisania baśni dla dzieci pt. “Santa City” (którą, co prawda wydałam dopiero kilka lat po debiucie poetyckim). Poezja w moim świecie pojawiła się zupełnie przypadkowo.

Czy może Pani wskazać autora mającego szczególny wpływ na Pani twórczość?

– Oczywiście, od dziecka zaczytywałam się w sztukach, więc ubóstwiałam zazwyczaj męskie pióro w tej dziedzinie: Szekspira, hr. Fredrę, Dumasa, Gałczyńskiego, Witkacego czy Głowackiego, ale zachwycałam się także kobiecym pierwiastkiem Magdaleny Samozwaniec, którą uwielbiam (wraz z jej siostrą Marią Pawlikowską-Jasnorzewską). Jeśli chodzi o poezję, to zdecydowanie Skamandryci skradli moje serce, gdy byłam jeszcze nastolatką.

Co Pani myśli na temat roli kobiety w poezji współczesnej?

– Cieszy mnie fakt, że kobiet w literaturze jest coraz więcej, a ich udział jest słuszny i udowodniony wielkością i wybitnością ich dzieł. Kobiety, które nadają ton współczesnej poezji, są bardziej ukierunkowane na uświadamianie odbiorcy. Nie boją się pisać o swoich traumach, dając przykład, jak przepracowywać swoje problemy, dążąc do harmonii i rozwoju duchowego. Niczym zaprawione w boju bohaterki rozprawiają się z dniem wczorajszym, nabijając na pióro demony przeszłości, własne lęki i blokady (te emocjonalne i psychiczne). Jestem pełna podziwu dla nich, mają sporą szansę brawurowo zaorać światowe poletko literatury polską kobiecą twarzą poezji.

Jako autorka kilku zbiorów wierszy czuje się Pani zadowolona z ich odbioru przez czytelników? Wiem, że odbywały się spotkania autorskie. Czy dodały one Pani motywacji do dalszego tworzenia?

– Nigdy nie narzekałam na czytelników… Ich liczebność rośnie, a pozytywny odbiór moich książek wciąż mnie zaskakuje. Ich opinie na temat mojej twórczości działają na mnie bardzo pokrzepiająco, często dodają mi skrzydeł, gdy popadam w bezsens i marazm. Spotkanie z czytelnikami to dla mnie zawsze bardzo przyjemna chwila, zwłaszcza gdy ustawiają się w ogonku po moją książkę, dedykację, czy choćby po to by podziękować mi za to, że jestem, że tworzę, że dzielę się z nimi tym, co mam najlepsze.

Współczesny świat pełen jest konfliktów i sprzeczności. Jaką rolę powinna lub może obecnie pełnić poezja i literatura?

– Poezja sama w sobie jest synonimem piękna, więc od zarania dziejów upiększa nam szarą rzeczywistość i tak jest do dziś. Literatura ogólnie za to pogłębia naszą wrażliwość i wyobraźnię. Czy to poezja, czy proza szczególnie, powinny pełnić rolę dokumentacyjną, gdy czasy tego wymagają. Nie należy zapominać, że to dzięki poetom i pisarzom możemy zajrzeć do historii.

Jakie ma Pani zdanie o rynku literackim w Polsce jako wydawca? Jest Pani usatysfakcjonowana swoją działalnością?

– Nie przyglądam się rynkowi, nie analizuję tego… Skupiam się na tym, co kocham. Bardziej interesują mnie twórcy, którzy są różnorodni pod każdym względem, czy to warsztatowym, czy jako istoty wrażliwe.

Co ma dla Pani większą wartość: komercyjny sukces i duża sprzedaż czy miejsce w sercach wrażliwych czytelników i krytyków?

– Gdybym stawiała na komercyjny sukces, już dawno zwinęłabym żagle. Gdybym opierała się wyłącznie na opiniach krytyków, już dawno utonęłabym w morzu ich frustracji i zacietrzewienia. Zwłaszcza, że niektórzy kreują swój wizerunek krwiożerczymi atakami na debiutujących, a ich ugryzienia nie mają wiele wspólnego z literaturoznawstwem. Oczywiście bywają one przydatne, ale tylko wtedy, gdy są szczere, a nie podyktowane złośliwością. Najbliżej mi do serc czytelników, to oni bowiem są nośnikiem dzieł autorów, dzięki nim zostałam zauważona, to oni kupują i czytają moje książki, wracają po kolejne, to ich komentarze i ciepłe słowa malują uśmiech na mojej twarzy. Bez czytelników żaden autor nie przetrwa!

Dołożę do tego, że w Wieluniu założyła Pani Klub Satyryka “Ja gęgolę!” oraz “Poetariat”. Skąd pomysł? To zachęca ludzi do tworzenia czy przede wszystkim pozwala na obcowanie ze sztuką?

– Klub satyryka “Ja gęgolę” jest aktualnie instytucją w stanie spoczynku. Powołałam go na potrzeby turnieju satyrycznego (2016) “O Gąskę Ziemi Wieluńskiej” oraz spotkania satyryczne. Miał pełnić rolę trupy i zaplecza artystycznego, ale chętnych było tylu, co na lekarstwo, a i turniej z czasem wygasł, więc zawiesiłam działalność klubu. Jeśli znajdą się ochotnicy do czynnego udziału (jako trupa teatralno-kabaretowa), bardzo chętnie wznowię tę działalność, bo przyznam, że bardzo mi jej brakuje.

Jeśli zaś chodzi o “Poetariat”, to stworzyłam go, by promować poezję i jej autorów, ale przede wszystkim, by pokazać ludziom, że każdy może znaleźć coś dla siebie, że poezja nie gryzie, że obcowanie z nią nie szkodzi. Zanim zajęłam się poezją, pracowałam jako kierownik biura w agencji reklamowej, więc pewnego zimowego dnia zamieniłam sekretariat na “Poetariat”.

Czy zgadza się Pani, że osoby piszące raczej nie wychodzą ze swoją twórczością na zewnątrz, obawiając się reakcji otoczenia, szczególnie tego najbliższego?

– Proszę mi uwierzyć, że wcale nie obawiają się opinii. Jeśli się ociągają z publikacją swoich tworów, to wyłącznie dlatego, że sami nie są z nich zadowoleni. A to jest bardzo ważny aspekt, bo jak można spodziewać się, że nasz tekst przypadnie komuś do serca, zapadnie w pamięć lub przyniesie jakikolwiek sukces, jeśli sam autor nie jest pewny swojego warsztatu?

Za prowadzoną działalność otrzymała Pani nagrodę przyznawaną przez Sejmik Województwa Łódzkiego. To duże wyróżnienie. Gratuluję! Czy wpłynęło ono na jeszcze większe Pani zaangażowanie w działanie na polu literatury?

– Moje zaangażowanie zawsze było, jest i będzie ogromne w dziedzinę kultury i literatury niezależnie od nagród i wyróżnień, które otrzymałam, czy które przeszły mi koło nosa. Każde wyróżnienie przynosi jakieś zadowolenie, ulgę, wytchnienie, a czasem nawet zastrzyk gotówki. Najczęściej jednak za nagrodami czai się nasza nieposkromiona próżność i należy uważać, by nie wpaść w sidła swojej pychy. Dlatego warto jest robić swoje, nie oglądając się na wyróżnienia, one przyjdą same z czasem, o ile będziemy ich warci.

Czy ma Pani jakieś rady dla autorów, którzy nie odważyli się jeszcze wyjąć zapisków z tak zwanej szuflady?

– Tak, mam jedną: do odważnych świat należy! Doprawdy, wszechświat (nawet ten iście literacki) jest bardzo elastyczny znajdzie się w nim miejsce dla każdego. Proszę mi wierzyć, wszystko, co płynie prosto z wnętrza, znajdzie właściwych mu odbiorców, a to, ilu ich będzie, zależy od tego, na ile przekonujący będzie autor.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała:
SYLWIA KANICKA