JASTRZĄB: O rzeczach oczywistych

Fot. Pixabay.com

Wymóg nieupolityczniania literatury jest co najmniej dziwaczny, a przede wszystkim nierealny, bo trzeba zgodzić się z tym, że skoro żyjemy i odczuwamy, to wszyscy, mali, duzi i średni, jesteśmy w nią zaangażowani. Wszyscy, bo jak świat światem, literatura zawsze szła z polityką pod rękę.

W procesie upolityczniania literatury znajdujemy nazwiska nie byle hetek-pętelek: Honoriusz Balzak, Victor Hugo, Emil Zola, Marcel Proust, Thomas Mann, Erich Maria Remarque, George Orwell, Aldous Huxley, Aleksander Sołżenicyn, a u nas: Maria Dąbrowska, Zofia Nałkowska, Gustaw Herling-Grudziński, Tadeusz Borowski, Jerzy Andrzejewski, Witold Gombrowicz, Sławomir Mrożek oraz wielu innych.

Powieść Victora Hugo “Człowiek śmiechu” (najlepsze dzieło obokNędzników”) potępia społeczne dysproporcje pomiędzy szlachtą, arystokracją, nieuzasadnioną wielkopańskością, a plebsem, motłochem, szarakami pozbawionymi błękitnej krwi. To tylko jeden z przykładów na obecność polityki w literaturze.

A gdzie umieścić pacyfistów pokroju Lwa Tołstoja czy Bertranda Russella? Albo co począć z kłopotliwym naturalistą Emilem Zolą i jego namiętną obroną Dreyfusa (“Oskarżam!”)? Co zrobić z Proustem poświęcającym Dreyfusowi niejedną stronicę swoich powieści? Jak zaklasyfikować i docenić ponadczasową wymowę utworów Remarque’a (np. “Na Zachodzie bez zmian” czy “Łuk triumfalny”)? Jak poddać krytycznoliterackiej analizie prozatorski dorobek T. Manna odnoszący się do I wojny światowej?

Opowiadanie hermetyczne „Czarodziejska góra” dzieje się przecież w określonym czasie, dotyczy mentalnościowych zmian bohaterów i jest namiętnym oskarżeniem niemieckiej, ekspansywnej psychiki. Autor i główni bohaterowie tej powieści mówią o polityce bardzo często; Castorp, Naptha i Settembrini, trzech towarzyszy gruźliczej niedoli, toczy na ten temat nieustanne sprzeczki i akademickie dysputy.

Powieści Stefana Kisielewskiego, kryminały i romanse, stanowią swoiste dokumenty opisywanych czasów, były istotnymi elementami politycznymi: osadzone w konkretnym otoczeniu, ilustrowały przemijającą rzeczywistość.

Gdzie miejsce dla naszych literackich dysydentów publikujących poza cenzurą? Na zapleczu oficjalnej historii? W jakiej przegródce ulokować Ernesta Hemingwaya, korespondenta wojennego, uczestnika walk w Hiszpanii oraz dwóch wojen światowych i jegoKomu bije dzwon”? A do jakiej szuflady wcisnąć Ryszarda Kapuścińskiego z mało znanym utworem “Rwący nurt historii” czy Jerzego Pilcha z powieściąMarsz Polonia”? No i pytanie zasadnicze: co to jest polityka kulturalna?

Warto przy tej okazji przypomnieć o działalności paryskiej “Kultury”, o pisarstwie politycznym Cata-Mackiewicza, publicystycznej działalności Daniela Passenta, Jerzego Giedroycia, Juliusza Mieroszewskiego czy Ferdynanda Ossendowskiego.

Nie odmawiajmy im prawa do zabierania głosu. Nie zawężajmy spraw poruszanych przez literaturę do opisów przyrody i miłosnych rozterek. Tak postrzegana twórczość byłaby czymś połowicznym, kadłubkowym, okrojonym o istotny obszar ludzkiego myślenia. Nie czymś, co sprawia, że rysuje się przed naszymi oczami pełen obraz człowieka. Nie całością, a wycinkiem.

MAREK JASTRZĄB