Czas na poezję: SIERGIEJ JESIENIN (przekł. Adam Ochwanowski)
Moskwa karczemna
przekład dedykowany: Krzysztofowi Jasińskiemu
Tak, odchodzę i już nie wrócę
Dom rodzinny zostawiam i pole
Jeszcze raz popatrzę za siebie
Na szumiącą młodości topolę
Dom choć niski jeszcze się zgarbi
Pies miast szczekać w pamięci śpiewa
Widać umrzeć nakazał mi Pan Bóg
Pod gwiazdami moskiewskiego nieba
Jak szalony kocham to miasto
Kiedy wątpi, wierzy i marzy
Gdy pod jasną znaczeń kopułą
Widać Azję o sennej twarzy
Kiedy księżyc wariacko świeci
I nikt o mnie się nie upomni
Zaułkami z zakręconą głową
Do znajomej idę mordowni
Tu zawzięta, bo pijana przyjaźń
Z bandziorami wypitkę mam pewną
Od wieczora tam aż do świtu
Deklamuję wiersze kurewkom
Wspólna żałość ginie w bełkocie
W piersiach młot zamiast serca wali
Ja stracony jestem wraz z wami
Mnie i was już nic nie ocali
Dom choć niski, jeszcze się zgarbi
Pies miast szczekać w pamięci śpiewa
Widać umrzeć nakazał mi Pan Bóg
Pod gwiazdami moskiewskiego nieba
II
Graj gitaro, naciągaj struny
W błotnych pieśniach niech serce ginie
Nim zaleje mnie rzeka zatraty
A ty bracie bądź zawsze przy mnie
Nie patrz na jej chciwe ramiona
Bujne kształty, złudne klejnoty
Chciałem zaszyć się w niej jak sztubak
A doznałem bolesnej sromoty
Teraz wiem, że miłość to klęska
Teraz wiem, że miłość to dżuma
Wystarczyło – błysnęła okiem
I zabrakło we łbie rozumu
Graj mi grajku, graj byle głośno
Niech się dźwięk sam sobą zachwyca
Niech innego miętosi po kątach
Zblazowana, piękna ruchawica
Ale wiesz co? Nie chcę jej ubliżać
Ale wiesz co ? Nie będę jej szargał
Na basowej strunie jedynej
Pieśń knajacką o sobie ci zagram
Noc pijana ze świtem spływa
Sny wkładając w dnia ramę złotą
Wiele dziewczyn obmacywałem
Wiele kobiet brałem z ochotą
Tak, jest prawda co gardło dławi
I młodzieńczy obraz wypacza
Z burej suki na środku drogi
Sok zlizuje sfora sobacza
Nie rozpaczam, bo to nic nie da
Kolej rzeczy już nie przeraża
Nasze życie – zbrukane łóżko
Nasze życie – pocałunek grabarza
Grajże jeszcze pijany grajku
Pieśń straceńców i marzeń niewiernych
Ale wiesz co, pies ich jebał, bracie
Ja i tak będę nieśmiertelny
III
Graj harmonio na przekór nudzie
Klawiaturę pchaj w otchłań ciemną
A ty siadaj obmierzła suko
I pij ze mną
Wypieścili cię, wyruchali
Najgorszy chłam
Co tak siwe ślepia wytrzeszczasz
W mordę ci dam
Tobie teraz na polu stanąć
By płoszyć wrony
Jak trucizna do trzewi wlazłaś
Od każdej strony
Rżnij harmonio, a ty pij ze mną
W samogonie mocz dziób
Ja bym wolał tamtą cycatą
Głupią jak but
Ja nie z jedną – taką jak ty
Trwoniłem czas
Ale z taką jak ty jesteś szmatą
To pierwszy raz
Coraz głośniej, coraz boleśniej
Choć sił mi brak
Ja przez ciebie nie będę wieszał
Sznura na hak
Waszą dziką, pijacką bandę
Porzucić trzeba
Ukochana, widzisz, ja płaczę
Przebacz mi, przebacz…
IV
Znów tu kłócą się, biją i piją
Przeklinają swą dolę sobaczą
Ruś moskiewska za gardła ich trzyma
A wspomnienia wariują i płaczą
I ja też z obolałą głową
Po wypiciu rozbijam stakany
Gdy mi kuso zagląda do oczu
Los przeklęty od dawna pijany
Coś skończyło się i nie wróci
Jak błękitny, wiosenny czerwiec
Durna młodość doszczętnie przepita
W naszym wspólnym nurza się ścierwie
Dziś szaleństwo ogarnęło Ruskich
Wóda płynie jak wezbrana rzeka
Harmonista z ropiejącym nosem
Pieśń o Wołdze – śpiewa, i o Czeka
Złowowróżbne błyskają spojrzenia
Hardość dzika. Podniesione głosy
Żal im tamtych zbłąkanych gówniarzy
Co życiowe potracili losy
Żal im, że październik nieczuły
Samych sobie zostawił w potrzebie
I już sroży się do pchnięć gotowy
Nóż ukryty głęboko w cholewie
Gdzie jest światło czujące wędrowca
Gdzie was szukać dalecy i bliscy
Harmonista topi w wódzie syfilis
Ślad śmiertelny po stepach kirgiskich
Tacy nie rozpieprzą się, nie rozpłyną
Choć dotknięci zuchwałą zgnilizną
Ech ty Rosjo moja, ech Rosjo
Azjatycka moja ojczyzno…
Pieśń o suce
Bladym świtem w zbożowym sąsieku
Przyszło na świat siedem szczeniątek
Rudowłosych, jak księżyc płowych
Chwil radosnych zwiastując początek
Przez dzień cały matka je pieściła
Przytulała do ciepłego ciała
Zlizywała śnieg, karmiła mlekiem
Aby świętość narodzin się stała
A wieczorem, gdy kury w kurniku
I inwentarz w oborze się schował
Przyszedł z workiem bogaty gospodarz
I szczenięta do niego wpakował
Biegła za nim oślepła z rozpaczy
Omijając zaspy i zagrody
Nie zdążyła, a przed jej oczami
Długo jeszcze drgało lustro wody
Gdy wracała ogarnięta bólem
Zaplatana w swój tragiczny wątek
Wydawało jej się, że nad chatą
Widzi jedno ze swoich szczeniątek
Kiedy skomląc skarżyła się światu
W oszalałym od smutku zaśpiewie
Cienki księżyc, miast rozświetlać drogę
Obojętnie wędrował po niebie
Tak jak kamień rzucony do miski
Gdy początek nie godzi się z końcem
W śnieg upadły łzawe oczy sucze
Jak z niebiosów gwiazdy spadające
x x x
Niewolniku rymów. Księżyc w pełni
Wiersz pijany zagląda ci w oczy
Gdy niestałość wchodzi w świt marudny
Miłość karty zaznacza z niemocy
Patrz jak łuna podstępnie się skrada
Nic nie widać, chociaż płoną oczy
Z damą pik mam napić się ochotę
A tu nagle czarny as wyskoczył