CHUDZIO: Co nam dziś po “Słówkach” Boya?

Wśród książek w moim domu rodzinnym istniała półka zarezerwowana dla klasyków. Grzbiety tych tomów miały twardsze od innych oprawy, bardziej eleganckie obwoluty, a litery na nich były przeważnie pozłacane. Już jako małe dziecko czułam, że te pozycje są w jakiś sposób inne, specjalne.

Kiedy nauczyłam się czytać zauważyłam, że pośród “Emancypantek” Prusa, najważniejszych dzieł Sienkiewicza, “Nędzników” Victora Hugo i “Pani Bovary” Flauberta, ta nasza specjalna półka zawiera dziwnie brzmiące nazwisko – ni to polskie, ni angielskie i że, o ile do lektury większości książek z tamtego zbioru byłam przez rodziców zachęcana, o tej nie wspominali w ogóle.

Jakież więc było moje rozczarowanie, gdy kilka lat później odkryłam, że “BOY Słówka” to po prostu zbiór nie do końca dla mnie wtedy zrozumiałych wierszyków, o których jedna ciotka na imieninach mamy powiedziała, że są rubaszne. Przypomniałam sobie jej komentarz już jako nastolatka, gdy słowa “rubaszne” i “dla dorosłych” zyskały na znaczeniu i gdy zaczęłam je postrzegać jako zachętę samą w sobie.

Myślę, że nie ma w Polsce zbyt wielu osób, które o “Słówkach” Tadeusza Boya- Żeleńskiego nigdy nie słyszały. Sądzę, że w wielu domach, podobnie jak w moim, miały swoje miejsce na półce z książkami. Być może były omawiane na zajęciach fakultatywnych z języka polskiego w liceum. Ilu z nas jednak dziś, mimo tak dużej powszechności tej pozycji, może z ręką na sercu przyznać, że przeczytało “Słówka” od deski do deski albo że przeczytało je chociaż pobieżnie?

Wszyscy, którzy nie pamiętają lektury zbyt dobrze lub nie znają jej w ogóle, mogą właśnie zaległość nadrobić. Nakładem Wydawnictwa Iskry doczekaliśmy się bowiem na początku tego roku kolejnego wznowienia “Słówek”. Książka ta, z obrazem Stanisława Fabjańskiego oraz rysunkiem Witolda Wojtkiewicza na obwolucie, tworzy swoisty kolaż. Ma bardzo ciekawy format i łatwo ją zmieścić nawet do małej torebki. Najnowsze wydanie jest oparte na ostatniej autoryzowanej przez Boya edycji, z zachowaniem oryginalnej pisowni i ortografii, warto też zwracać uwagę na przypisy autora na końcu książki, pozwalają one bowiem współczesnemu czytelnikowi lepiej lekturę zrozumieć.

Myślę, że dopiero teraz jestem w stanie w pełni dostrzec jak do szpiku krakowska jest ta książka i jak dobrze oddaje ducha epoki. Podobała mi się zwłaszcza część poświęcona piosenkom z “Zielonego Balonika”, pierwszego polskiego kabaretu literackiego z początku dwudziestego wieku. Kartkując utwory z tej części miałam nieodparte wrażenie, że autor pisząc je świetnie się bawił, a wraz z nim wszyscy odbiorcy piosenek “Zielonego Balonika”. Łapałam się na uczuciu zazdrości, że sama nigdy nie doświadczę przyjemności zobaczenia kabaretu na żywo.

Tadeusz Boy-Żeleński we wstępie do tej części tomu stwierdza, że “[…] powstanie krakowskiego “Zielonego Balonika” wydobyło z każdego z nas jakieś ziarenko wesołości, drzemiące przeważnie dość głęboko wobec nie wesoło usposabiających warunków naszego życia…”. Czy i nam dziś nie przydałby się też ten “Zielony Balonik”?

Z pewnością nie można Boy-Żeleńskiemu odmówić inteligentnego poczucia humoru i bardzo celnych obserwacji rzeczywistości, zamkniętych w rymowanych strofach. To, co kiedyś było zarezerwowane dla piosenek kabaretowych i opatrzone plakietką “rubaszne”, dziś mogłoby z powodzeniem stanowić tekst niejednego rapowanego utworu. Niech za przykład mi posłuży jedna strofa piosenki “Dzień p. Esika w Ostendzie”: “Strojna dziewczyna/ Kibić przegina/ LUXUS-kabina/ Rozkoszą tchnie/ Ruchem pantery/ Zrzuca jaegery/ I gdzie hetery/ Tam Esik mknie”.

O “Słówkach” krąży powszechna opinia, że przetrwały próbę czasu, taką też informację znajdziemy na obwolucie najnowszego tomu. Po odświeżeniu sobie lektury mogę się z tą opinią zgodzić, ale tylko w niektórych aspektach. Na pewno przekazuje ona treści uniwersalne jeśli chodzi o naturę człowieka i kondycję świata. Trochę to wręcz smutne, że czytając po stu latach rymowanki Boya wciąż z powodzeniem możemy je odnieść do obecnych realiów społecznych czy politycznych.

Jest też u Boya-Żeleńskiego ujmująca mnie melancholia i smutek w utworach dotyczących przemijania i tych oscylujących wokół egzystencjalizmu. Wiele się mówi o geniuszu poety w kontekście szeroko pojętego erotyzmu, ale mam wrażenie, że przez to giną gdzieś jego celne refleksje o przemijaniu i ulotności życia, a jeśli nawet nie giną to są nimi wyraźnie przyćmione.

Z drugiej strony mam wrażenie, że przemijanie w “Słówkach” Boya jest dostojne i zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Kobiety z kolei z wiekiem brzydną i, tracąc uwagę mężczyzn, zamieniają się w “stare pudła” albo “stare wiedźmy”. Mówi się powszechnie, że Żeleński był feministą, ale zastanawiam się czy jego feminizm nie dotyczył oby tylko kobiet szczupłych, młodych i ładnych. Ze starzejących się kobiet autor w “Słówkach” jawnie drwi i szydzi, nie przebiera w słowach przy ich opisach, i mimo że całość wydaje się być czasem zabawna, w dobie walki z ageizmem i kultem wiecznej młodości część z jego wierszy o starszych kobietach zwyczajnie trąci dla mnie myszką.

W czasach, gdy z listy lektur szkolnych wycina się “W pustyni i w puszczy” ze względu na rasizm, zwrotki takie jak: “Za co stwór podeszły wiekiem/ co kobietom być już przestał/ a nigdy nie był człowiekiem/ windujemy na piedestał” trącą seksizmem i ageizmem, zwłaszcza że w wersie “Wiek dojrzały ma, bez blagi/ tak oczywiste przewagi/ że życzę wam bracia mili/ byście go rychło dożyli”, mowa wyraźnie o płci męskiej. Nie jestem więc pewna, czy wiersze takie jak “Naszym hymengrafomanom” czy nawet “Tetralogia z kajetu pensjonarki” są uniwersalne i czy, mimo ich niezaprzeczalnych walorów literackich, współcześni ojcowie zechcą czytać je córkom, sugerując, że tak będzie wyglądać ich życie.

Nie wiem, czy ponownie sięgnę za kilka lub kilkanaście lat po “Słówka”. Będę już wtedy przecież jedną z matron i wiedźm. Nie jestem przekonana, czy moja córka ten tomik zrozumie i doceni, gdy wkroczy w nastoletniość. Ciągłe jej wznawianie świadczy niewątpliwie o tym, że nadal jest na nią popyt. Autor bez wątpienia zamknął w zgrabnych rymach “Słówek” ducha swojej epoki, w książce jest ponadto mnóstwo kontekstów i odniesień do innych dzieł literackich, będących zapewne nie lada gratką dla miłośników języka polskiego, literatury i dawnego Krakowa. Czy odnajdzie w nich coś dla siebie inny współczesny czytelnik? Sprawdźcie sami.

JOANNA CHUDZIO

 


Tadeusz Boy-Żeleński, “Słówka”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024.