HEBEL: Słobodzianek w Teatrze Dramatycznym

Fot. Katarzyna Chmura/ Krzysztof Bieliński. Scena ze spektaklu “Nasza klasa” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.

Nie ukrywam, że chciałem obejrzeć spektakl “Nasza klasa” w Teatrze Dramatycznym m.st. Warszawy, gdyż w jednej z ról występuje w nim Leszek Lichota. Gdy oglądałem to przedstawienie, postać kreowaną przez Lichotę zagrał jego zmiennik – Sebastian Skoczeń. Muszę przyznać, że aktor ten wypadł świetnie, zresztą podobnie jak Waldemar Barwiński, fenomenalny wręcz Mariusz Drężek czy znakomita Izabela Dąbrowska. Jestem pod ogromnym wrażeniem rewelacyjnej gry aktorów, chociaż z uwagi na ciężar tego przedstawienia jednak ono mnie znużyło. Co nie znaczy, że nie było w nim wciągających scen, które warto zobaczyć bardziej dla mistrzowskiej wręcz gry aktorskiej niż zachwycania się całościowym obrazem tego spektaklu.

O czym jest sztuka wyreżyserowana przez Ondreja Spišáka? Zacznijmy od tego, że nie jest to komedia, lecz dramat – co nie jest trudne do zauważenia – zainspirowany tragicznymi wydarzeniami w Jedwabnem. Jesteśmy w okresie międzywojennym, widzimy we wschodniej Polsce siedzących w klasie uczniów, którzy są albo wyznania katolickiego, albo judaistycznego. Następnie śledzimy ich losy na tle okupacji sowieckiej, hitlerowskiej oraz możemy ich zobaczyć we wczesnym PRL-u, okresie pierwszej “Solidarności”, aż dochodzimy do czasów prawie nam współczesnych. Jeden z bohaterów – Abram (w tej roli świetny Waldemar Barwiński) jeszcze przed wybuchem wojny wyjechał do Ameryki i od czasu do czasu przysyła do przyjaciół listy. Pozostali zaś zostają w kraju i widzimy, jak w czasie okupacji hitlerowskiej uczniowie wyznania katolickiego zapędzają do stodoły swoich współbraci wyznania mojżeszowego, podpalają ją i mają uciechę z tego, czego dokonali.

Gdy w trakcie spektaklu śledzimy rozwój wypadków, to nie możemy nie zauważyć, że już wcześniej w tej klasie dochodziło do aktów agresji katolików wobec Żydów. Mamy więc scenę brutalnego gwałtu na Żydówce, jak również zostało też ukazane bezceremonialne odbywanie aktów seksualnych. W wyznaczanych uderzeniami dzwonka cyklach, bohaterowie przywołują kolejne wydarzania, śpiewają i recytują. Mogłoby się wydawać, że odtwarzają elementy nabożeństwa. Chociaż życie toczy się dalej, to jednak wszystko jak w przypowieści powraca do tych samych okoliczności przeraźliwego pogromu, który tworzy kontekst, punkt wyjścia i finalnego końca.

Dodajmy, że niektórym Żydom udało się ujść z życiem. Możemy więc zobaczyć, że w PRL-u Rachelka (w tej roli Agata Góral) wyszła za mąż za Waldka, którego zagrał świetny Sebastian Skoczeń. Menachem (Mariusz Drężek) został funkcjonariuszem aparatu bezpieczeństwa, który brutalnie przesłuchiwał swoich kolegów wyznania katolickiego w sprawie podpalenia stodoły. Mówiąc na marginesie – Mariusz Drężek jest bezkonkurencyjnym aktorem w tym przedstawieniu, a przekonująca gra w jego wykonaniu wręcz powala na kolana. Chciałbym zobaczyć go jeszcze w jakiejś z głównych ról w którymś z warszawskich teatrów. Uważam, że jest to niedoceniony aktor o niesamowitych możliwościach i wielkim talencie.

Wielka szkoda, że w sztuce Słobodzianka aż kipi od stereotypów, czyli choćby pokazania Polaków jako skrajnych antysemitów i Żydów, którzy po wojnie w okresie wczesnego PRL-u znakomicie odnajdują się w roli rządzących w nowym ustroju. Mógł nam tego autor “Naszej klasy” oszczędzić, gdyż takie zobrazowanie tej kwestii po prostu trąci banałem. Dodałbym, że gdy patrzymy z poziomu ogólnego, to w tym spektaklu powinniśmy zobaczyć, jak drogi dziesięciorga kolegów krzyżują się i rozchodzą. Jest jednak coś, co ich łączy – przynależność do wspólnoty. Wszyscy bowiem pozostaną jednak do końca więźniami “naszej klasy” i nawet po śmierci z głębi sceny będą przez otwarte wrota śledzić losy kolegów.

Co bym powiedział, gdyby ktoś mnie zapytał, jakie jest przesłanie “Naszej klasy” Słobodzianka? Mam wrażenie, że autor tej sztuki próbuje uchwycić to, gdzie tkwi przyczyna i sens odwrócenia się człowieka przeciwko człowiekowi. Początkowo bowiem uczniowie tej samej klasy byli sobie bliscy, a mimo to z biegiem czasu, pod wpływem ideologii, zaczęli występować przeciwko sobie i dopuszczać się wobec siebie nawet najgorszych bestialstw. Jest to sprawa oczywiście o podłożu moralnym, o czym długo można by dyskutować na płaszczyźnie stricte filozoficznej.

Jest prawdą, że Tadeusz Słobodzianek nie rewolucjonizuje sposobu opowiadania o zbiorowych traumach. Niewątpliwie jednak w formie ten spektakl bardzo przypominał mi “Kiedy umieram” Williama Faulknera, gdzie bohaterowie często poprzez monologi zdawali relację z zaistniałych zdarzeń. Tworzy to oczywiście pożądany nastrój przygnębienia, który wbija w fotel widzów ciekawych, jak potoczą się losy bohaterów.

Nie jest trudno dostrzec, że skrajnie uboga scenografia w Teatrze Dramatycznym w Warszawie to już standard. Jednak w spektaklu o bardzo tragicznej wymowie jest ona w pełni usprawiedliwiona. Na scenie mamy więc ławki i krzesła, a w zależności od zmieniającej się sytuacji politycznej na ścianie zostaje zawieszony krzyż, sierp i młot lub swastyka.

Gdy w sobotni wieczór opuszczałem teatralne mury, czułem się mocno przytłoczony sztuką, którą obejrzałem. Uważam, że z uwagi na wielki ciężar tego przedstawienia, było ono zdecydowanie za długie. Myślę, że można było pokusić się o jego sprawniejszą realizację w przeciągu dziewięćdziesięciu minut. To prawda, że jest to spektakl mocny, raczej dla teatralnych koneserów. W pełni zgadzam się ze stwierdzeniem Anety Kyzioł z “Polityki”, że “[…] zostawia widzów porażonych, w ciszy, ze ściśniętym gardłem”. Jednak od razu dodaję, że nie jest to teatr, za jakim przepadam, ale – powiedzmy to wyraźnie – to już zupełnie inna sprawa.

Czym można wytłumaczyć sukces spektaklu “Nasza klasa”? Chyba tylko tym, że cała uwaga tego przedstawienia jest skierowana na emocjonalną, a nie intelektualną wrażliwość widza. Na widowni (poza dwiema bocznymi lożami) był komplet publiczności, która nagrodziła aktorów brawami na stojąco. Na pewno na to zasłużyli – przeciwnie niż autor tej sztuki, która nie jest pozbawiona przeintelektualizowania i pojawiających wręcz nużących dłużyzn.

JAROSŁAW HEBEL

 


Teatr Dramatyczny w Warszawie (Duża Scena) – Tadeusz Słobodzianek, “Nasza klasa”. Reżyseria – Ondrej Spišák. Scenografia – František Liptak. Występują: Magdalena Czerwińska, Izabela Dąbrowska/ Agnieszka Roszkowska, Anna Gryszkówna/ Aleksandra Bożek/ Agata Góral, Robert T. Majewski, Łukasz Wójcik/ Marcin Stępniak, Mariusz Drężek, Karol Wróblewski, Marcin Sztabiński, Leszek Lichota/ Sebastian Skoczeń, Waldemar Barwiński.
Spektakl trwa: 170 min. (w tym jedna przerwa).