HEBEL: Hłasko w Kameralnej

Fot. J.H.

Młody Marek Hłasko bywał częstym gościem w knajpie Kameralna , która w latach 50. minionego wieku należała do kultowych lokali na powojennej mapie Warszawy.  Znajdowała się wtedy przy ul. Foksal 16, gdzie przez jakiś czas później mieścił się m.in. bar sushi Papaya. Legenda Kameralnej była wielka, a na jej tle jawił się obraz Hłaski jako hulaki, który zajmował się jedynie piciem na umór i dawaniem w mordę. Jest to oczywiście obraz mocno przerysowany i przebarwiony, na co uwagę zwrócił m.in. Andrzej Czyżewski w wywiadzie „Samotność króla Kameralnej”, udzielonym Marcie Grzywacz w „Gazecie Wyborczej” [1].

Hłasko bywał w Kameralnej i pił ze znanymi literatami – Jarosławem Iwaszkiewiczem, Igorem Newerlym czy Jerzym Andrzejewskim. Sam zresztą wspominał w „Pięknych dwudziestoletnich”, że przechowywał krawat i „dyżurną marynarkę” w garderobie Kameralnej nocnej [2]. Knajpa ta była restauracją z tzw. górnej półki w czasach PRL-u i nie wpuszczano do niej bez stroju wieczorowego. Spotykali się w niej nie tylko studenci, ale też ludzie szeroko pojętej kultury – twórcy, pisarze czy aktorzy.

O Marku Hłasce krążyło wiele legend, nie zawsze i nie do końca prawdziwych, często przedstawiających pisarza w niekorzystnym dla niego świetle jako alkoholika i zawadiakę. Bywało i tak, że to sam Hłasko rozpowiadał o sobie nieprawdziwe historie i umyślnie wprowadzał ludzi w błąd. Roman Śliwonik w książce „Portrety z bufetem w tle” wspomina o jednej z wielu anegdot, jakie krążyły o pisarzu: „Taki przystojny, a tak przeklina – mówiła o Marku Hłasce pani Helenka, szatniarka i wszechobecna osoba w Domu Literatury na Krakowskim Przedmieściu. – Wczoraj przed południem, gdzieś około jedenastej – relacjonowała mi bardzo głośno – pan Hłasko telefonował z aparatu przy szatni, a ponieważ był trochę tego, wie pan, to osunął się na kolana i rozmawiał klęcząc, a jakiś pan zapytał pana Marka, z kim rozmawia na klęczkach, a pan Marek na to: »Z Panem Bogiem«” [3].

O Marku Hłasce krąży mnóstwo anegdot, w których pisarz jawi się jako nieokrzesany brutal. Na przykład na planie filmu „Ósmy dzień tygodnia”, w którym grała jego przyszła żona Sonia Ziemann, miałby prosić znajomego, żeby przetłumaczył niemieckiej aktorce, że ma ochotę ją „wypierdolić”. Gdy ten zaczął mówić Soni, że bardzo podoba się Markowi, zdenerwowany Hłasko miał go zapytać: „Co ty jej mówisz? Ty jej nie tłumacz! Ty jej powiedz, co ja chcę!” [4]. Na pewno za nieprawdziwy należy uznać „news” Joanny Siedleckiej, która w książce „Biografie odtajnione” wspomina, że autor „Pierwszego kroku w chmurach” miałby mieć dziecko z gosposią Jerzego Andrzejewskiego [5]. Z korespondencji przebywającego na emigracji Marka Hłaski z jego matką wynika, że było to dziecko autora „Popiołu i diamentu” [6]. Ten ostatni, podobnie zresztą jak Mach czy Iwaszkiewicz, czynił homoseksualne zaloty w kierunku Hłaski. List Marka Hłaski do Andrzejewskiego nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości co do heteroseksualnej orientacji autora „Pięknych dwudziestoletnich”, który, odpierając amory Andrzejewskiego, m.in. napisał do niego: „Jesteś człowiekiem, dla którego mogę zmienić wyznanie, religię, no nie wiem co, ale Jerzy – są przecież sprawy, o których nie ja decyduję” [7].

Jerzy Urban w filmie „Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem – Marek Hłasko” (1999) opowiada, że autor „Pięknych dwudziestoletnich” „[…] pozował na Hemingweya, na Bogarta, na Jamesa Deana. Różne miał tego rodzaju modne wówczas postacie za źródło inspiracji i popadał w kabotyństwo. W miarę, jak towarzystwo oczekiwało od niego, że on coś wykona – jakieś przedstawienie da, jakiś monolog wygłosi, jakiś kieliszek zje, jakąś kobietę pobije, nóż sprężynowy przeciw komuś wyciągnie, to on starał się sprostać temu społecznemu zamówieniu, żeby być ostoją towarzystwa” [8]. Nawet jeżeli tak było, jak twierdzi Urban, to mogło to wynikać z chęci przezwyciężania nieśmiałości i zakamuflowania własnej wrażliwości. Jeśli bowiem przeczytamy np. młodzieńcze opowiadanie Marka Hłaski „Pamiętasz, Wanda”, to ujrzymy raczej wrażliwego młodzieńca, stęsknionego za uczuciem miłości do ukochanej kobiety [9]. Absolutnie nie pasuje to do obrazu awanturnika i skandalisty, w jaki Jerzy Urban, redakcyjny kolega Hłaski z pisma „Po Prostu”, usiłuje wbić autora „Pętli”.

Po latach oczywiście trudno jest dociec, w której z anegdot o Hłasce znajduje się chociaż odrobina prawdy. Faktem jest jednak, że Hłasko był żywym człowiekiem z krwi i kości. Często sam o sobie opowiadał nieprawdziwe historie, mając wielką satysfakcję z wprowadzania innych w błąd, czego wiele przykładów możemy znaleźć w jego literackiej autobiografii „Piękni dwudziestoletni”. Zofia Hertz też np. wspominała, jak Marek Hłasko w ośrodku paryskiej „Kultury” czytał jej mężowi Zygmuntowi z zeszytu swoje opowiadanie. Gdy Hłasko skończył i wyszedł, słuchający z ciekawości zajrzał do kajetu, z którego pisarz czytał swój tekst i stwierdził, że zeszyt w ogóle nie jest zapisany [10].

Andrzej Czyżewski we wspomnianym wywiadzie prostuje wiele nieprawdziwych mitów i legend na temat Marka Hłaski. Jedną z wielu nieprawdziwych i jednocześnie utrwalonych legend jest dość rozpowszechniony fakt, jakoby sam Jan Himilsbach miał wykuć napis na nagrobku Marka Hłaski na warszawskich Powązkach. Cioteczny brat pisarza i jego biograf twierdzi też m.in., że „[…] Marek Hłasko nie był brutalem i alkoholikiem, który rozkochiwał w sobie kobiety, ale miłym, wrażliwym, zdolnym chłopakiem, który pił, żeby odreagować życie. I to wcale nie on uwodził kobiety, lecz przeciwnie, to kobiety jego uwodziły”. O Hłasce krążyły jednak legendy niczym o kowboju z westernu, w tym i legenda Kameralnej, która „[…] nie jest w pełni prawdziwa, bo wynika z niej, że (Marek Hłasko – przyp. J.H.) nic innego nie robił, tylko pił, podrywał dziewczyny i dawał w zęby. A to nieprawda. Przez te kilka lat, od debiutu w 1954 r. do wyjazdu z Polski w 1958 r., bardzo dużo pisał i męczył się przy tym okropnie, bo wcale łatwo mu nie szło. […] To w tamtym okresie napisał »Pierwszy krok w chmurach«, »Pętlę«, »Ósmy dzień tygodnia«, trzy scenariusze do filmów opartych na jego opowiadaniach i tworzył teksty publicystyczne dla tygodnika »Po Prostu«” [11].

Obecnie w Warszawie są czynne dwie Kameralne – jedna przy ul. Kopernika 3, utrzymana w gustownym, nawet artystycznym klimacie, no i druga… przy ul. Foksal 11, nawiązująca w wyglądzie do czasów PRL-u. W jednej i w drugiej bez trudu można odnaleźć ślady obecności Marka Hłaski [12]. Leopold Tyrmand w opublikowanym w paryskiej „Kulturze” pośmiertnym wspomnieniu o autorze „Pięknych dwudziestoletnich”, m.in. napisał: „Każdy kto go napotkał – dziewczyna, starzec, dziecko, pies – popadał z nim w miłość nagłą i gwałtowną. Chciał być kochany przez każdego, wdzięczył się, krygował i dopraszał miłości. Chciał ją także dawać, a przynajmniej święcie wierzył, że chce”[13].

JAROSŁAW HEBEL

 


PRZYPISY:

[1] Por. Marta Grzywacz, „Marek Hłasko. Samotność króla Kameralnej” – wywiad z Andrzejem Czyżewskim, http://wyborcza.pl/alehistoria [dostęp z dnia: 24.03.2014].

[2] Por. Marek Hłasko, „Piękni dwudziestoletni”, Agora S.A., Warszawa 2014, s. 44. W kontekście obecności autora „Pierwszego kroku w chmurach” w jednej z legendarnych knajp w Warszawie w okresie PRL-u Marek Nowakowski z kolei napisał, że w „Kameralnej […] kilka razy zamajaczyła wysoka postać Marka Hłaski”. Cyt. za: Marek Nowakowski, „Moja Warszawa. Powidoki”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010, s. 144.

[3] „Anegdoty o: Marek Hłasko”, http://przeczytaneksiazki.pl [dostęp z dnia: 11.12.2016].

[4] Wspomnienie Romana Fristera, [w:] „Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem” – Marek Hłasko (1999) w reż. Jana Sosińskiego, http://yotube.com [dostęp z dnia: 23.04.2012].

[5] Por. Joanna Siedlecka, „Biografie odtajnione”, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Warszawa 2015, s. 265. Historię na temat rzekomego ojcostwa Marka Hłaski rozpowszechniał też Janusz Głowacki w swojej książce, pt. „Z głowy” (Świat Książki, Warszawa 2004). W mieszkaniu Jerzego Andrzejewskiego, kontestującego rzeczywistość PRL-u, spotykali się młodzi pisarze i krytycy. Janusz Głowacki tak to wspomina: <<Wśród tłumu pijanych wielbicieli i wrogów u Jerzego plątał się mały chłopiec – jedyny trzeźwy. Jerzy usprawiedliwiał go, że „ma teraz okres niepicia”. Wszyscy wiedzieliśmy, że to był syn Marka Hłaski i gosposi Andrzejewskiego>>. Cyt za: Andrzej Gass, „Hłasko: Pożeracz kieliszków”, http://historia/focus.pl/swiat [dostęp z dnia: 24.11.2009].

[6] Por. Marek Hłasko, „Listy”, Agora S.A., Warszawa 2014, s. 491-495. Autor „Pięknych dwudziestoletnich” przyznaje, że z gosposią Andrzejewskiego spał zarówno autor „Popiołu i diamentu”, jak i on sam. Nie unika jednak odpowiedzialności i uznałby dziecko, o ile tylko miałby stuprocentową pewność, że jest to jego potomek. Zgadzam się z Andrzejem Czyżewskim, ciotecznym bratem i biografem Hłaski, że usynowienie chłopca przez Andrzejewskiego definitywnie wyjaśnia i kończy sprawę rzekomego ojcostwa Marka Hłaski. Trzeba przyznać, nie mając twardych dowodów, że nie był to syn autora „Pierwszego kroku w chmurach”.

[7] Tamże, s. 105.

[8] Wspomnienie Jerzego Urbana, [w:] „Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem – Marek Hłasko” (1999) w reż. Jana Sosińskiego, dz. cyt.

[9] Por. Marek Hłasko, „Pamiętasz Wanda”, [w:] „Hłasko nieznany”, red. Piotr Wasilewski, Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1991, s. 43-55. W opowiadaniu tym Hłasko m.in. pisze: „Może nawet sama się nie domyślasz, gdy tak idziesz koło mnie w swojej powiewnej sukieneczce, machając zerwaną gałązką. Nie, nie możesz się domyślać, jak bardzo Cię kocham. Ciebie, Twoje włosy, kiść bzu w Twojej ręce. Czuję łagodne ciepło Twojego ramienia, przytulam policzek do Twoich jasnych, miękkich włosów, chłonę nozdrzami ich delikatny, cierpki zapach, w milczeniu ściskam twoją małą, ciepłą dłoń. Kochamy się, jest nas dwoje, a przecież tworzymy jednego człowieka, myślimy razem, czujemy razem: jest nam dobrze”.

[10] Por. wspomnienie Zofii Hertz, [w:] „Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem – Marek Hłasko” (1999) w reż. Jana Sosińskiego, dz. cyt.

[11] Marta Grzywacz, dz. cyt.

[12] W dużej mierze sam Marek Hłasko przyczynił się do tego, że legenda Kameralnej stała się tak „żywa” w jego biografii. W „Pięknych dwudziestoletnich” odnośnie Kameralnej m.in. napisał: „Miałem tam swoje dobre dni i noce; przez wiele lat szukałem takiego lokalu po całym świecie i nie mogłem go znaleźć”. Cyt. za: Marek Hłasko, „Piękni dwudziestoletni”, dz. cyt., s. 46.

[13] Leopold Tyrmand, „Hłasko”, [w:] „Kultura”, nr 9/264, wrzesień 1969, s. 23-24.