Wszystko zaczęło się od Harlana Cobena – wywiad z Robertem Małeckim, pisarzem, autorem m.in. powieści “Najsłabsze ogniwo”

Fot. Zuza Krajewska/ Warsaw Creative. Na zdjęciu Robert Małecki.

Twoja ostatnia, dziewiąta już książka – “Najsłabsze ogniwo” – miała premierę 29 września. Skąd pomysł na jej fabułę?

Chciałem w jakiś sposób podziękować Harlanowi Cobenowi, wybitnemu amerykańskiemu autorowi thrillerów, za to, że to w zasadzie dzięki niemu rozpocząłem przygodę z pisaniem. Pamiętam, że w 2009 roku przeczytałem pierwszą dla mnie powieść Cobena pt. “Najczarniejszy strach” i odkładając ją na półkę, pomyślałem sobie, że będę pisał powieści kryminalne i – co ważniejsze – będę z ich pisania utrzymywał rodzinę. Udało mi się spełnić oba marzenia. I to właśnie powód, dla którego chciałem podziękować Cobenowi powieścią pt. “Najsłabsze ogniwo”. Napisałem ten tekst w duchu thrillerów tego autora.

To brzmi jak amerykański sen, ale obydwoje wiemy, jaką ciężką pracą okupiłeś sukces. Marzenie z 2009 roku i “Najsłabsze ogniwo” dzieli dwanaście lat. W tym czasie napisałeś dziewięć książek. Która z nich znaczy dla Ciebie najwięcej?

To trudne pytanie. Ilekroć pada, zawsze się zastanawiam, czy wybrać nagradzaną “Skazę”, która przyniosła mi rozpoznawalność, czy jednak drugi tom cyklu z komisarzem Bernardem Grossem, a więc “Wadę”. Stawiam na ten drugi kryminał. Chyba dlatego, że w pewnej chwili, podczas pisania, zwątpiłem w swoje możliwości. Wydawało mi się, że nie uda mi się sensownie zamknąć opisywanej historii. Rozpacz trwała ponad dwa tygodnie, ale w końcu pewnej nocy wpadłem na bardzo proste rozwiązanie, które znakomicie się sprawdziło. I dlatego zawsze bardzo ciepło myślę o tej powieści.

Ja także bardzo lubię “Wadę”. Zresztą cały cykl jest świetny. Przeczytałam wszystkie Twoje książki i jestem bardzo ciekawa, jak pracujesz nad powieścią. Od czego zaczynasz?

Na początku zawsze pojawia się jakiś prosty pomysł, który z każdym kolejnym dniem przestaje mi się podobać. Obrabiam więc tę myśl tak długo, aż w końcu uznaję, że z tego, co powstało w mojej głowie, da się ukręcić wiarygodną intrygę. I wtedy bardzo intensywnie pracuję nad tytułem, a kiedy go wymyślę, czekam, aż przyjdzie do mnie pierwsze zdanie tej historii. To kluczowy moment, który bardzo często określa sposób narracji – trzecioosobowy lub pierwszoosobowy – oraz czas – przeszły lub teraźniejszy.

Twoje pierwsze zdania są elektryzujące, to fakt. Tak samo jak niektóre ze stworzonych przez Ciebie postaci. W jaki sposób nad nimi pracujesz? Czy mają swoje pierwowzory w rzeczywistości? Jak dobierasz im tożsamość (imię, nazwisko, zawód itp.)?

Przykładam wagę do budowy i konstrukcji głównego bohatera, a także do jego imienia i nazwiska. Postaci trzecioplanowe i dalsze powstają w trakcie pisania. Do tej pory rzadko nawiązywałem do konkretnych postaci z rzeczywistości. Bo dobry bohater to taki, który jest wyposażony w cechy umożliwiające mu osiągnięcie celu fabularnego. Każda postać spełnia przecież określoną funkcję. I tego będę się trzymał. Natomiast zdarza mi się wykradać prawdziwym postaciom wygląd i wyposażać w niego moich bohaterów.

Kiedy podjąłeś decyzję o zawodowstwie? Co wpłynęło na tę decyzję? I czy Harlan Coben wie, że jest ojcem chrzestnym jednego z najciekawszych autorów kryminałów w naszym kraju?

To była wspólna, rodzinna decyzja, która zapadła latem 2019 roku. Z wielu powodów był to dla mnie przełomowy rok. W kwietniu odebrałem nagrodę Kryminalnej Piły za “Skazę”, w maju otrzymałem wyróżnienie za ten kryminał podczas Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie, a 1 czerwca odebrałem jeszcze Nagrodę Wielkiego Kalibru. Chwilę później posypały się propozycje spotkań autorskich i ruszyłem w trasę. I nagle się okazało, że w 2019 roku musiałem w mojej etatowej pracy w Toruńskich Wodociągach brać urlop po to, żeby… pracować. Tyle że na szczęście chodziło o pracę marzeń. Natomiast decyzję o przejściu na zawodowstwo przypieczętował fakt podpisania nowej umowy z wydawcą na kolejne powieści.

A jeśli chodzi o Harlana Cobena, to na pewno nie ma on bladego pojęcia, że jakiś tam polski autor kryminałów rozpoczął swoją pisarską przygodę po przeczytaniu “Najczarniejszego strachu”. Coben nic też nie wie o tym, że ten sam autor stara mu się odwdzięczyć powieścią za znakomite pisarskie rady. Wynotowywałem je sobie z wielu dostępnych w sieci wywiadów z Cobenem.

Życzę Ci, by Coben usłyszał o Tobie jak najszybciej. W końcu dzięki niemu zacząłeś pisać. Ale poza pisaniem dużo czytasz. Która książka wywarła na Tobie największe wrażenie?

Zdecydowanie “Hipotermia” Arnaldura Indriðasona. To znakomity islandzki autor, a jego kryminał to w gruncie rzeczy powieść eschatologiczna, którą włożył w gatunkowe ramy kryminału. Omawiam tę lekturę z moimi kursantami na zajęciach w Maszynie do Pisania i staram się im pokazać, jaki kunszt stoi za tą powieścią. Nie wszystkim się ona podoba, ale jeśli o mnie chodzi, to dotąd nie przeczytałem niczego lepszego w tym gatunku.

Piszesz. Uczysz, jak pisać. A teraz jeszcze rozpoczyna się kolejny etap w Twoim zawodowym życiu: wkraczasz w świat seriali. Jak się z tym czujesz?

Jestem zaszczycony tym, że dwa różne domy producenckie zdecydowały się niemal w jednym czasie wykupić tak zwane opcje i rozpocząć pracę nad przygotowaniem scenariuszy do seriali. Do wejścia aktorów na plan droga daleka i nie wiadomo, czy w ogóle padnie pierwszy klaps. Bo po napisaniu scenariuszy producenci będą poszukiwali emitentów, a więc tych, którzy wyłożą pieniądze na produkcję serialu i go wyemitują. Pożyjemy, zobaczymy. Oczywiście bardzo kibicuję tym projektom, ale jednocześnie zamiast marzyć o obsadzie, wybieram pracę nad moją kolejną powieścią. Bo to jest moje podstawowe źródło dochodu.

Rozmawiała:
KATJA TOMCZYK