BURSKA: Łódzkie murale – cisi opiekunowie miasta

Fot. Katarzyna Burska

Niegdyś miejscowi celebryci, giganci łódzkiej kultury – dziś czasy ich świetności minęły. Mijając murale, większość z nas traktuje je jak przechodnia: zerkamy lub nie i idziemy dalej. Kim są, kim byli lub kim mogliby być tajemniczy bohaterowie tych malowideł? Niekiedy autorzy zdradzają zamysł dzieła lub stojące za nim idee, czasem znany jest jedynie zarys. Potem te prace zaczynają żyć własnym życiem, a postaci na nich uwiecznione zyskują dodatkowe biografie – pisane przez czas lub obserwatorów.

Na parking przy Pomorskiej 22 w Łodzi zapraszają rajsko niebieskie ptaki wlatujące w gęstwinę szarych drzew. W centrum pomarańczowe drzewko i część skrzydlatych bohaterów, którzy jeszcze nie odfrunęli. W 800 m2 malowidła, lesie szarych pionów i stadzie niebieskich plam łatwo coś przeoczyć.

W rogu, wtopiony w tło jednego z drzew, stoi człowiek w habicie. Gdyby komuś brakło czasu lub cierpliwości, może by wcale go nie zauważył. Przywodzi na myśl krajobrazy ze świętym Janem czy miłosiernym Samarytaninem. Tam też niewprawne oko długo szuka tytułowego bohatera w gąszczu drzew lub postaci na bliższych planach. Autorzy tego typu obrazów uświadamiają, że czasem najważniejsze rzeczy dzieją się na peryferiach uwagi.

Tu św. Dominik doznaje wizji. Drzewo pierwotnie oznaczało pewien sierociniec, który w niedługim czasie miał stracić opiekuna. Zakonnik po tym wydarzeniu rozesłał swoich braci po świecie, by pomagali ludziom spotkanym po drodze. To piękna idea: podróż do lasu świata, której jedynym celem jest drugi człowiek. Współtwórca projektu podkreśla, że aby się w nią udać, trzeba nieustannie opuszczać swoje siedziby – w tym też strefę komfortu, która może izolować i odgradzać. Wychodzenie, także z siebie, jest ocalające dla każdego, zarówno dla samego wychodzącego, jak i dla osoby, ku której kieruje się kroki.

***

Minęła dekada, odkąd skończyła rozmowę przez telefon umieszczony po prawej stronie. Z kim i o czym wtedy rozmawiała brunetka z Więckowskiego 9? Najwyraźniej osoba lub sprawa miała istotny wpływ na dalsze losy, bo słuchawka wciąż nie wróciła na uchwyt i zdaje się, że dziewczyna wciąż rozmyśla.

W 2012 roku jej przymknięte oczy sprawiały wrażenie, jakby konwersacja ją znużyła lub zirytowała. Wtedy w jednym oku bohaterki tlił się ognik, drugie zaś uświetniał makijaż. Wydawała się pewna siebie, świadoma swojej siły, dobrze czuła się z asymetrycznym cięciem i szałowym złotym pasmem, wśród soczystych monster i tekstyliów dobranych w myśl zasady “mix and match”.

Dziś czarne oko z białą źrenicą zdradza coś niepokojącego, podobnie jak cienie podkreślające oczodoły, wklęsłe policzki i inne załamania fizjonomii. Może po tamtej rozmowie coś zatruło jej duszę? Może ktoś dzwonił wtedy ostatni raz, więc teraz już nie warto odbierać od nikogo? Może po latach zrozumiała, że popełniła błąd, rozłączając się, i teraz pozostała jej tylko bezsilność na krześle? Przygasł uśmiech Mony Lisy z wizerunku na ścianie, monstery wydają się jakby bardziej dziurawe, a wzór na koszulce przypomina raczej żebra niż paski…

Opiekunka głuchych telefonów patrzy z wysokości na mrowie łodzian. Jej wzrok onieśmiela mnie, zasmuca i zawstydza – do mnie także trudno się dodzwonić.

***

Rozkwitła w maju 2012 roku jako dyplomowy popis artystyczny. Matka Ziemia, Flora czy nimfa – wyrosła z krzewu, na jej palcu usiadł skrzydlaty jegomość z kapelusikiem. Odziała się w kwiaty i szal, a przy uchu zawisł jej łapacz snów z piórkiem. Sztywne pasma włosów upięte w kok (nomen omen) “na cebulkę” ozdobiła ptasia budka. “Omnia mea mecum porto”, zdaje się mówić dziewczyna, “wszystko moje ze sobą noszę – więcej mi nie trzeba”. Czy na pewno?

Patrząc na nią po latach, trudno uwierzyć, że kiedyś jej włosy były równie niebieskie, jak ptaki świętego Dominika. Przypominają o tym kwiaty na bluzie i nadal uroczy uśmiech towarzysza. Hipsterka z Uniwersyteckiej 12 wygląda, jakby osiwiała. Nie jest to jednak szron romantyczny nabyty “w jedną noc bezsenną”. To erozja czasu – odkrywająca osamotnienie lub wyjaławiającą warstwę codzienności. Obserwator dawno nieodwiedzający ukrytej między blokami bogini może zapytać sam siebie: “kiedy to się stało?”. Zamyślona twarz siwej Flory wciąż skrywa tajemnicę. Czy wiedziała od zarania swoich dziejów, że będzie fenomenem jednej dekady, a siwizna – jak czaszka w raju w myśl idei “et in arcadia ego”?

KATARZYNA BURSKA