HEBEL: O metafizyce telefonów komórkowych

Fot. Magda Hueckel. Na zdjęciu Agnieszka Pilaszewska w spektaklu “A komórka dzwoni” w warszawskim Teatrze Współczesnym.

Uwielbiam Teatr Współczesny, bo jest to jeden z lepszych teatrów w mojej ukochanej Warszawie. Kto by twierdził, że jest inaczej, może być pewny tego, że go wyzwę na pojedynek. Mówiąc zaś już poważnie – w zasadzie można by wybrać się na każdy jeden spektakl z jego repertuaru i być w pełni usatysfakcjonowanym. Teatr Współczesny pod dyrekcją Macieja Englerta na pewno jest jednym z tych teatrów na mapie Warszawy, do którego zawsze wybieram się z wielką chęcią i ogromną radością.

W pewnym sensie okazjonalnie miałem możliwość obejrzenia w Teatrze Współczesnym sztuki amerykańskiej dramatopisarki Sarah Ruhl. Powiedziałbym, że ten spektakl to wielogatunkowe przedstawienie – to jednocześnie thriller, moralitet, romans i surrealistyczna komedia. O czym jest spektakl “A komórka dzwoni”? Przede wszystkim jest to sztuka, w której zostaje wyartykułowanych kilka prawd życiowych. Jedną z nich jest dość banalny fakt, że w czasach, w których żyjemy, w jakiejś mierze jesteśmy niewolnikami telefonów komórkowych.

Widzimy, jak w spokojnej i pustej kawiarni samotna kobieta dopija swoją kawę. Za chwilę jednak odbiera irytująco dzwoniący telefon komórkowy obcego mężczyzny, który nonszalancko rozsiadł się przy sąsiednim stoliku. Od razu oczywiście każdy z widzów musi zadać sobie pytanie o to, dlaczego to zrobiła? Odpowiedź jest prosta – okazuje się, że ten mężczyzna nie żyje. Fascynacja martwym nieznajomym wkrótce powoduje nieodwracalne zmiany w samotnym życiu Jane. Wkracza ona bowiem w krąg rodziny i znajomych zmarłego Gordona, który w nietypowy sposób powierzył jej swój telefon, a tym samym w pewnym sensie uczynił ją spadkobierczynią swoich niezałatwionych spraw.

Nie ukrywam, że z wielką przyjemnością oglądam spektakle wyreżyserowane przez Macieja Englerta. Tym razem jednak czegoś mi zabrakło, dzięki czemu mógłbym uznać to widowisko za w pełni fascynujące. Nie opuszcza mnie wrażenie, że lament nad utratą spokoju, kameralności i intymności kultury przedcyfrowej nie wybrzmiewa w nim zbyt mocno. Dodatkowo zaś – oczywiste i kategoryczne założenia i konkluzje tracą autentyczność. Zgadzam się z recenzentem, który na stronie teatrdlawszystkich.eu napisał, że “Pierwsza część buduje napięcie, które systematycznie spada, zwłaszcza w drugiej części. Dłużyzny, jałowe rozważania nie budzą już ciekawości”. Przyznaję się bez bicia, że gdy w drugiej części na scenę wkroczył Mateusz Król – przecież tak świetnie grający z Katarzyną Dąbrowską w “Gdybym cię nie poznał” – to czułem się znużony jego monologiem na temat bytu egzystencjalnego i zacząłem nieco przysypiać.

Jest to przedstawienie lepsze od przeciętnego, ale na pewno nie wybitne. Widziałem o wiele bardziej wciągające spektakle w Teatrze Współczesnym, co nie znaczy, że nie warto obejrzeć “A komórka dzwoni” w reż. Macieja Englerta. Wielkie brawa należą się Agnieszce Pilaszewskiej, która wyśmienicie zagrała matkę. Moją uwagę zwróciła również niewielka rola Rafała Zawieruchy w roli Dwighta. Więcej oczekiwałem po umiejętnościach aktorskich Moniki Kwiatkowskiej, która w “Zbrodniach serca” była świetna. Tym razem jakby została przykryta przez rolę Pilaszewskiej. Nie uwiodła mnie gra Barbary Wypych, która wypadła niezbyt przekonująco, a momentami wręcz bardzo infantylnie. Trudno jednak nie zgodzić się z tym, że dzięki reżyserowi mamy w tym spektaklu do czynienia z niebywale dopracowaną technicznie grą zespołową.

Co wyniosłem ze sobą, wychodząc z Teatru Współczesnego? Byłem nieco przytłoczony wielością poruszonych wątków, o których przez jakiś czas rozmyślałem. Miałem poczucie, że chciano mi przekazać coś niesamowicie istotnego, jak np. to, że nie wszystko, co nas spotyka, musi być zapisane w odgórnie określonej logice i mieć swój sens. Czasem bywa tak, że zakochujemy się w kimś, kto na to nie zasługuje. Każdy przeżywa żałobę na swój sposób i nikt nie powinien tego podważać swoimi opiniami. No i w końcu – co bodajże najważniejsze – istnieją na świecie ludzie, których sygnał telefonu komórkowego doprowadza do szewskiej pasji, np. dzwoniącego w najmniej oczekiwanym momencie.

Gdybym miał krótko ocenić ten spektakl, wystawiłbym mu mocną dobrą ocenę. Dodam, że także za świetną, nastrojową scenografię i bezbłędną reżyserię świateł. To nic dziwnego, że dobrze ogląda się sztukę wyreżyserowaną przez Macieja Englerta. Widzimy, jak zwariowany świat nowoczesnych technologii wciąga główną bohaterkę Jean w wir zdarzeń, zmuszając do konfrontacji własnego poczucia moralności i empatii z poglądami innych na odpowiedzialność, miłość, a nawet istnienie tzw. “tamtego świata”. No i – to koniecznie dodajmy – absurd, dziwne zbiegi okoliczności i sporo surrealizmu zapewne intrygują i skłaniają widza do rozważań na temat odczłowieczenia ery cyfrowej, w której żyjemy.

JAROSŁAW HEBEL


Teatr Współczesny w Warszawie – Sarah Ruhl , “A komórka dzwoni” (przekł. Małgorzata Semil). Reżyseria – Maciej Englert. Występują: Mateusz Król, Barbara Wypych, Agnieszka Pilaszewska, Monika Kwiatkowska, Rafał Zawierucha, Natalia Stachyra.
Spektakl trwa: 2 godziny (w tym jedna przerwa).