HEBEL: Podróż w czasie z Marianem Opanią

Fot. Bartek Warzecha. Na zdjęciu Marian Opania w spektaklu “W progu, czyli tajemnica zaniechanych spodni” w warszawskim Teatrze Ateneum.

Jeżeli napisałbym, że Marian Opania to wspaniały aktor, uwielbiany przez publiczność, to nie powiem wszystkiego. Mimo podeszłego wieku aktor ten cały czas gra znakomicie, np. w monodramach wystawianych w warszawskim Teatrze Ateneum. Ogląda się go doskonale – także dlatego, że potrafi złapać świetny kontakt z widzami. Mogłem to obserwować, a przy tym podziwiać Mariana Opanię i jego wielki kunszt sztuki aktorskiej w spektaklu “W progu, czyli tajemnica zaniechanych spodni”, w którym wcielił się w bibliotekarza z niewielkiego holenderskiego miasta Hoofddorp.

Dzięki perfekcyjnie skonstruowanej przez Opanię postaci głównego bohatera, niełatwe w odbiorze przedstawienie “W progu” nabiera życia poprzez częste przerzucanie widza w inny zakątek czasoprzestrzeni, a dodatkowo zyskuje na niezwykłości i filozoficznej głębi. Jest to pierwsza polska adaptacja sztuki “Underneath the Lintel” Glena Bergera, która w Stanach Zjednoczonych zyskała rozgłos jako “metafizyczna historia detektywistyczna”. To również teatralny debiut Bartka Konopki, którego polska publiczność zna doskonale jako reżysera filmowego takich obrazów, jak np. fabularny “Lęk wysokości” i dokumentalny “Królik po berlińsku”.

Widzimy, jak pewnego dnia grany przez Opanię bibliotekarz znajduje pośród zwróconych książek stary przewodnik turystyczny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zwróconą książkę ktoś wypożyczył 113 lat temu (sic!). Nasz bohater postanawia zbadać, kto to zrobił i dlaczego właśnie teraz informator został zwrócony. Staje się więc detektywem, historykiem i odkrywcą. Wyrusza na wędrówkę po śladach pozostawionych przez ludzi wplątanych w ekscytującą historię, która rozwija się w najbardziej nieprzewidzianych kierunkach. Ten skromny prowincjonalny bibliotekarz odwiedza bowiem Londyn, Pekin, Rzym, Bonn, a także jedzie do Australii, Grecji i Francji. Dodajmy, że wpada na różnorodne tropy, w wyniku czego przenosi się w różne czasoprzestrzenie, np. do XIX wieku, a nawet i wcześniejszych okresów.

W trakcie spektaklu obserwujemy, jak zmienia się życie naszego bohatera. Widzimy, jak dokonywane przez niego wybory poniekąd dają mu drugą młodość. On sam zaś wpada na szalone pomysły, jednocześnie odkrywając kolejne zagadki. Na przykład kwit z londyńskiej pralni, gdzie nieznany klient oddał przed laty spodnie, których nigdy nie odebrał. Stąd zresztą pochodzi tytuł sztuki “W progu, czyli tajemnica zaniechanych spodni”. Możemy oglądać, jak pracownik biblioteczny rusza w podróż tropami coraz to nowych śladów, a przy tym nie przejmuje się kosztami czy perspektywą utraty pracy.

Zgadzam się z tym, co na stronie “Kultury Liberalnej” na temat spektaklu napisała Urszula Kuczyńska, że jest to “[…] monodram, który oscyluje między barwną anegdotą, a filozoficznym traktatem o egzystencji człowieka, to zatrzymanie na sobie wyłącznej uwagi publiczności udaje się tylko najlepszym – takim jak Marian Opania”. Należałoby podkreślić, że aktor zagrał w sposób wirtuozowski i zahipnotyzował publiczność, którą w tym spektaklu ukierunkował śpiewająco. Nie dziwi to o tyle, że jako mistrz sztuki aktorskiej potrafi sprostać każdemu wyzwaniu na scenie.

Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że Opania bezbłędnie poprowadził widzów przez gęstą atmosferę tego przedstawienia, jakby prowadził wycieczkę nowicjuszy przez górską przełęcz. Jest coś w tym, co o Marianie Opani napisał krytyk teatralny Jacek Wakar, iż “[…[ wystarczy, że wyjdzie na scenę i od razu staje się teatr. Mały, niemal bez dekoracji i bez wielkich słów, za to pulsujący emocjami i gorzkim, a czasem wręcz wisielczym humorem. Marian Opania ma w oczach łobuzerski błysk, uwielbia wodzić za nos publiczność i czuć się przez nią kochany. Zasłużył na to wiernością sobie, potrafi zmienić się w oczach, ale nigdy nikogo nie udaje”.

W jednym z wywiadów Marian Opania m.in. powiedział: “Gdybym urodził się drugi raz, nigdy nie zostałbym aktorem. Byłbym normalnym człowiekiem. Amatorsko uprawiałbym sztukę – rzeźbił, pisał wiersze, malował. Robiłbym różne rzeczy, ale nie byłbym komediantem, nie byłbym człowiekiem na sprzedaż”. Nie mam wątpliwości, że nasza kultura byłaby wtedy uboższa o jednego z wybitnych aktorów. Dobrze więc, szczególnie dla nas jako dla widzów, że stało się inaczej. Mając w pamięci filmowe role Mariana Opani (np. redaktora Winkela w “Człowieku z żelaza”, Bola w “Piłkarskim pokerze” czy Zenona Zambika w “Rozmowach kontrolowanych”), warto oglądać go “na żywo” na scenie Teatru Ateneum.

W monodramach, w których widziałem tego aktora (“Moskwa-Pietuszki”, “Meneliadzie” czy “W progu”), po prostu jest nie do podrobienia. Z jednej strony jest pełną gębą sobą, podczas gdy z drugiej – potrafi posługiwać się bardzo szeroką gamą aktorskich środków wyrazu. To jeden z nielicznych aktorów, który po spektaklu zawsze znajduje dla publiczności jeszcze “pięć minut”, żeby otworzyć się do końca. Mariana Opani nie można nie kochać za jego szczerość i najwyższy kunszt artyzmu aktorskiego. W jednym z wywiadów powiedział: “[…] aktor musi wiedzieć, kiedy widzem wstrząsnąć, a kiedy dać mu odpocząć”.

JAROSŁAW HEBEL


Teatr Ateneum w Warszawie (Scena 61) – Glen Berger, “W progu, czyli tajemnica zaniechanych spodni” (przekł. Hanna Szczerkowska). Reżyseria – Bartek Konopka. Scenografia – Marcin Stajewski. Muzyka – Jerzy Satanowski. Występuje – Marian Opania.
Spektakl trwa: 105 min. (w tym jedna przerwa).