GATNY: Lato

Fot. Pixabay.com

Już po święcie kwiatów, skończyło się oczekiwaniami i nadziejami pomnożonymi przez marzenie o łące. Pozostał martwy asfalt, a słońce zmiękcza go bezlitośnie. Posiwiał na starych osiedlach, dokąd ekipy remontowe docierają rzadko albo wcale. Tylko mieszkańcy blokowisk i to ci starej daty dotarli się wspólnym doświadczeniem miejsc, z których lata temu przybyli, aby zamieszkać w posępnych betonowych bunkrach. Młodzi nie znają się i nie rozpoznają, ale może niewłaściwie się na nich patrzy, nie rozumie kodu, w którym nadają. Może są skonsolidowani jak nikt nigdy przed nimi. Inne fale, inne rytmy…

Beton milczy posępnie. Zagubiona kukułka użala się nad światem. Jej posępne nuty wkradają się w każdy ocieniony zakątek.

Powietrze nad osiedlem pulsuje jak we wnętrzu pieca. Wszędzie panuje ciężki zaduch i leniwa cisza dodatkowo przygnieciona późnym popołudniem wakacyjnej niedzieli. Mieszkańcy bloku, którzy wyszli na balkony, wyglądają jak wielkie gołębie, które przysiadły na chwilę i wręcz czekają, aby je ktoś spłoszył, zmusił do ruchu. Nic z tego. Prawa popołudnia są nieubłagane. Więc patrzą w dal nieruchomo przykuci do miejsc nieustępliwą duchotą. Pewnie tylko oni wiedzą, że najmniejszą przyczyną przykucia do miejsca jest skwar. Balkonowi skazańcy.

Poprzez osiedle wiedzie szeroka, nieskończona, w ostatnich dniach rozżarzona droga. Jest pusta. Po obu jej stronach poszarzała od pyłu pustka po wyciętych drzewach. Jest spragniona wilgoci i cienia. Osowiała jak rycerz wracający z morderczej wyprawy w pełnym rynsztunku. Pył zatyka mu usta, które chciałyby coś powiedzieć, może przekazać skargę na niewdzięczny los. Nagle podmuch wiatru wzbija słup pyłu kształtem przypominający kobietę z dzieckiem na ręku. Reszty dokonuje wyobraźnia rycerza. Kobieta uśmiecha się. Stawia dziecko – chłopczyka, tak, teraz widać wyraźnie, że to około pięcioletni, dziarski chłopczyk, biegnie z otwartymi ramionami w stronę wojownika, który już bez oporów płacze z ojcowskiego wzruszenia. Kurz wpada do oczu mężczyzny. Wir przepada za blokami.

Zaduch tężeje. Gdzieś w oddali wśród bloków wybucha dziewczęcy śmiech i gaśnie tak nagle jak się pojawił.

Zaduch. Nikt już niczego nie oczekuje. Przesyt. W opuszczonym na krańcach osiedla sadzie dojrzewają i przejrzewają owoce. Spadają i gniją.

Ani się obejrzysz rycerzu jak wtargnie jesień – chłodna i powściągliwa. Zatęsknisz za skwarnym latem wstrzymującym myśl o tym, że już po wyprawie. Ale na razie słońce spopiela wszystko to, co możesz sobie jeszcze uświadomić.

RAFAŁ GATNY