HEBEL: Zideologizowany przekaz o alkoholizmie

Fot. Magda Hueckel. Scena ze spektaklu “Melodramat” w warszawskim Teatrze Powszechnym. 

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam twórczość Marka Hłaski, autora “Pierwszego kroku w chmurach” czy “Pięknych dwudziestoletnich”. Wybrałem się więc na “Melodramat” – spektakl, który miał powstać z inspiracji “Pętli” Hłaski i być luźno powiązany z tym opowiadaniem. To, co zobaczyłem na scenie, co najmniej bardzo rozczarowuje. Nie spodziewałem się jednak ujrzeć w Teatrze Powszechnym niczego, co byłoby wystawione w zgodzie z klasycznym ujęciem twórczości mojego ukochanego pisarza.

Wielka szkoda, że Powszechny w moim głębokim odczuciu nie jest już tym samym teatrem, w którym bywałem ponad dwadzieścia lat temu i gdzie mogłem podziwiać np. mistrzowską grę Janusza Gajosa w “Swidrygajłowie” na podstawie “Zbrodni i kary” Dostojewskiego. Z pełnym przekonaniem twierdzę, że ten teatr stał się miejscem dla nowego typu widza, dla którego od artystycznego poziomu znacznie bardziej liczą się wpisane w kanon nowej mody takie postępowe wartości, jak np. otwartość, tolerancja, walka z patriarchatem itd. itp. Nie neguję tych wartości, a na pewno nie wszystkich, ale… twierdzę, że akurat nie teatr powinien być jednym z ich głównych przekaźników.

Każdy chyba zgodzi się z tym, że film “Pętla” w reż. Wojciecha Hasa ogląda się z wielkim zaciekawieniem, mimo że od jego powstania minęło ponad sześćdziesiąt lat (sic!). Gustaw Holoubek jako Kuba Kowalski jest w nim genialny, a Fijewski w drugoplanowej roli pijaka Władka z baru Pod Orłem pokazał mistrzowską szkołę aktorstwa. Mógłbym zapytać, kto dzisiaj potrafiłby tak zagrać, jak Holoubek, Fijewski, Śląska czy Szmigielówna? Przede wszystkim jednak, czy mamy jeszcze tak wybitnych reżyserów, jakim był Wojciech Jerzy Has? Dobry teatr bowiem w stolicy by się znalazł, chociaż bardzo żałuję, że tego przymiotnika od ponad dwudziestu lat nie mogę użyć wobec Teatru Powszechnego w Warszawie. To prawda, że nic nie stoi w miejscu. Teatr Powszechny też wykonał milowy krok, chociaż niestety w kierunku ewidentnego regresu. Nie da się bowiem nie zauważyć, że zboczył z wyżyn artystycznej przestrzeni w ideologiczne zaangażowanie, którego miejsce powinno znajdować się niekoniecznie w obszarze życia kulturalnego.

Na stronie Teatru Powszechnego możemy przeczytać, że “»Melodramat« to opowieść o Kubie i Krystynie, parze uwikłanej we współuzależnieniowy cykl wzlotów i upadków. Spektakl pożycza od »Pętli« Marka Hłaski osoby dramatu, jednak swoją uwagę przekierowuje na Krystynę, a także na relacje spoza damsko-męskiego stereotypu”. Mógłbym dodać, że bohaterowie dramatu równie dobrze mogliby się nazywać np. Zuzanna i Tomasz, przy czym Tomasz byłby płci żeńskiej, a Zuzanna męskiej. No bo przecież o to chodzi twórcom tego spektaklu – o dokonanie zideologizowanego przekazu, po zaserwowaniu którego widzowi robi się niedobrze. W tym specjalizuje się Teatr Powszechny, który mieści się w grupie tzw. teatrów zaangażowanych. Na dalszy plan bowiem schodzi w nim to, co w prawdziwym teatrze najbardziej się liczy, jak np. znakomita reżyseria, wspaniała scenografia czy rewelacyjna gra aktorów. W tym teatrze pod płaszczykiem sztuki wtłacza się publiczności przyprawiającą o mdłości postępową ideologię, której często nie da się lekko i bezboleśnie strawić.

Nie wiem, co bym odpowiedział, gdyby ktoś mnie zapytał, o czym jest spektakl “Melodramat”. Jego twórcy zapewne usiłują widzowi przekazać swoją prawdę na temat choroby alkoholowej, która zawsze wpływa w sposób wyniszczający zarówno na jednostkę uzależnioną, jak i na osoby z jej otoczenia. Chcą bardziej zwrócić uwagę na współuzależnionych, cierpiących przez osoby uzależnione – tak w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Nie rozumiem jednak, po co sięgają i szarpią genialne opowiadanie Marka Hłaski “Pętla”? Rzeczywistość bowiem tak wygląda, że nikt przed i po Hłasce nie przekazał nam w literaturze tyle prawdy na temat alkoholizmu. Twórcy “Melodramatu” nie ukrywają, że utwór Marka Hłaski stał się pretekstem do przedstawienia historii o cierpieniu współuzależnionych z perspektywy łamania stereotypu relacji damsko-męskiej. Wypadło to jednak bardzo słabo – w niektórych scenach wręcz nużąco, w innych – komicznie.

Przyznaję, że na “Melodramacie” wynudziłem się śmiertelnie i co chwilę spoglądałem na zegarek. Gdybym mógł, to w trakcie oglądania tego spektaklu chętnie popędziłbym wskazówki czasomierza. Mówiąc krótko, ten spektakl to pomieszanie z istnym poplątaniem! Widzimy cierpiącą Krystynę, z powodu uzależnienia Kuby, który bywa płci męskiej, żeby w innej scenie móc odgrywać rolę kobiety i na odwrót. Jest też wmieszany wątek homoseksualny w relacji Kuby i Krystyny, jak również w trakcie spektaklu widzimy Krystynę odgrywaną przez aktora płci męskiej. Co do szczegółów technicznych – to przedstawienie jest zdecydowanie za długie (170 minut!), przez co staje się potwornie nużące mimo jednej długiej przerwy. Początkowe pląsy i turlanie się przez aktorów po scenie może być mało zrozumiałe, a zakończenie spektaklu przez swoją dosłowność jest zdecydowanie zbyt dydaktyczne. Są sceny, w których dym odgrywa główną rolę. Scenografia – jak zwykle – jest piekielnie uboga, chociaż utrzymana w tonie wymownej symboliki, a muzyka na pewno nie współgra z tematyką przedstawienia.

Czy coś pozytywnego dałoby się napisać o “Melodramacie” wystawianym na deskach Teatru Powszechnego? Najlepsza scena została odegrana przy zapalonym na widowni świetle przez aktorów wcielających się w swoich kolegów po fachu, którzy pracują w teatrze i nie mogą wystawić spektaklu z powodu uzależnienia jednego z nich. Moją pozytywną uwagę w tym fragmencie spektaklu zwrócił znakomity Julian Świeżewski, który bez osłony potrafił pokazać skrajne emocje, czego z kolei bardzo brakowało mi w reszcie tego przedstawienia. To zaś zdecydowanie za mało jak na sztukę teatralną, która trwa prawie trzy godziny (sic!). Zresztą luźno poskładane sceny zupełnie nie kleją się ze sobą, nie układają się w wyraźną całość, w wyniku czego spektakl staje się obrazem porozwalanych puzzli, których nie da się ułożyć. Do tego przywoływanie Hasa i Hłaski nie jest w stanie uratować tej sztuki, która z minuty na minutę zjeżdża po równi pochyłej.

Ciekawe, czy kiedyś doczekam się wystawienia na teatralnej scenie “Pętli” Marka Hłaski w taki sposób, w jaki autor tego opowiadania je napisał? Jest okazja, żeby tego dokonać, bowiem rok 2024 został ustanowiony przez Sejm RP m.in. Rokiem Marka Hłaski.

JAROSŁAW HEBEL

 


Teatr Powszechny w Warszawie (Duża Scena) – “Melodramat”. Scenariusz i reżyseria – Anna Smolar. Występują: Karolina Adamczyk, Michał Czachor, Anna Ilczuk, Andrzej Kłak, Karolina Kraczkowska, Julian Świeżewski.
Spektakl trwa: 170 min. (w tym jedna przerwa).