TUCHOŁKA: Ci dobrzy Rosjanie, ci drudzy Polacy

Fot. Na zdjęciu Anastazja Krieslina, liderka zespołu IC3PEAK. Domena publiczna.

Anastazja śpiewa o swoim kraju tak, jak ja myślę o swoim – czasem anielsko (nieznającym rosyjskiego może się wydawać, że to wyznanie miłości), a innym razem wybucha rykiem zaszczutego zwierzęcia, pluje bólem, momentami fałszuje. Zdarza się.

***

Ulice Warszawy są zaskakująco puste jak na wieczór Wielkiego Piątku. Łapię za pokrętło regulacji głośności, ściszam, unoszę szyby, przełączam na muzyczny bełkot stacji radiowych. Czasy covidu zburzyły mi mur między paranoją a rozsądkiem. Dopiero gdy wjeżdżam na S8, uchylam szyby i doprawiam jazdę 120/h deathcorowym, antyputinowskim rapem elektronicznym, jadowitością rosyjskiego języka, głosem Anastazji.

Nazwa jej zespołu – IC3PEAK – wzięła się od marki jej torby na laptopa, pierwszej rzeczy, która wpadła wokalistce oraz Nikołajowi Kostylewowi w oczy, gdy zastanawiali się nad wymyśleniem nazwy ich zespołu. Wierząc jednej z narracji, powodem zakazania ich muzyki w Rosji jest to, że w utworze “Смерти Больше Нет” – “Nigdy więcej śmierci” – pojawiają się słowa o krwi będącej czystą heroiną.

Zajeżdżam pod rodzinny dom. Babcia całuje. Przez chore kolana nie dotrze do kościoła, pyta więc, czy mogłabym pójść poświęcić święconkę. Wyrasta między nami mur: jedna cegła to strajk kobiet, druga – czarny piątek, inna – amplituda czasów teraźniejszych i przeszłych. Zagryzam sumienie, połykam dumę, wypluwam godność, obchodzę kamienną ścianę. Całe szczęście nikt nie zamyka drzwi kościoła przed apostatami. W końcu tylko anty-Polak nie kocha swojej babci.

Fani Anastazji są fotografowani przez rosyjskie służby przed wpuszczeniem na koncert, wraz z dokumentami. Oczywiście, o ile wydarzenie nie zostanie odwołane w ostatniej chwili z powodu fałszywego alarmu bombowego. A przede wszystkim, o ile ani Anastazja, ani Nikołaj nie zostaną aresztowani jeszcze na dworcu kolejowym.

Siadamy do wielkanocnego śniadania. Święconka wstydu przed moim talerzem wygania mnie z zakotwiczenia w rzeczywistości w przeszłość, gdy dwadzieścia lat temu moje stopy nawet nie dotykały podłogi, a Wielkanoc to był cukrowy baranek i były puchate kurczaczki kupione za pięćdziesiąt groszy w spożywczaku na górce, jajka w plastikowych kolorowych folijkach. Potwór zamieniający polskie tradycje w polityczne deklaracje wpycha mi do ust ćwierć święconego jajka, nawzajem-nawzajem.

Jednym uchem przysłuchuję się koncertowi puszczanemu w telewizorze, a drugim wsłuchuję się w ciszę przy stole, nie wiedząc, co dudni głośniej. Mój dom stoi murem podzielony w poprzek stołu. Babcię bolą kolana, chowa się do swojego pokoiku. Przez uchylone drzwi dochodzą do nas odgłosy wydobywające się drugiego telewizora – dźwięki nowszej prawdy, konkurencyjnych świąt, lepszego koncertu. Muzyki drażnią dysharmonią, a na to jest tylko jeden sposób: zamknąć drzwi, najlepiej te od samochodu, i trzaśnięciem rozpocząć drogę powrotną.

Sięgam do pokrętła regulacji głośności. Głosem Anastazji tłumię atakującą mnie myśl, że nie głosowałam na takie święta. Śpiewa, że w swojej rodzinie czuje się obcym człowiekiem, ale pozostaje odważna i nie pozwala karmić się kłamstwami. Słowiańsko melodyjne słowa tną do żywego, sypią na rany sól ze święconki.

Anastazja ma dwadzieścia osiem lat. Cztery dekady temu byłybyśmy rodaczkami na tyle, na ile Polce było wolno za taką uznać Rosjankę.

Czekam w kolejce do dystrybutora na stacji paliw, wyciągam telefon, wchodzę na Facebooka. Oglądam filmik nagrany przez Rosjan, gdzie żołnierz oprowadza wirtualnych obserwatorów po zgliszczach rosyjskiego budynku mieszkalnego, a w tle rozlega się rozdzierający, zwierzęcy wrzask kobiety. Zdarza się.

Dzięki błogosławieństwu życia w czasach, w których nie trzeba osiągnąć w życiu nic, aby grzmieć przed milionami niczym głos suwerena, dane jest mi zapoznać się z komentarzami rodaków. Podobno ostracyzm wobec Rosjan jest uzasadniony, bowiem jest to jedyne narzędzie będące w stanie zmusić ich do rewolty, obalenia wierchuszki własną krwią.

Anastazja od 2022 roku nie zagrała żadnego koncertu w obawie o bezpieczeństwo. Upada mur oddzielający mnie od social mediów i cyfrowego świata, jedynego, w którym obecnie wolno jej kontynuować muzyczną i opozycyjną działalność. Zaczynam darzyć go dziwnym szacunkiem.

Oglądam film z protestu w Petersburgu. Kordon policji naprzeciw tłumu mężczyzn w maseczkach, ci ostatni skandują “Аквадискотека” – “Aquadyskoteka” – tak określają armatki wodne. Z obu stron naród. Z głośników dudni jej głos, rozpoznaję “Смерти Больше Нет” – “Nigdy więcej śmierci”. Śpiewa: “zalewam oczy benzyną”. Protestujący łapią się za przedramiona, tworzą mur. “Niechaj wszystko płonie” – wielogłos muru z ludzi powiela śpiew Anastazji, wybucha rozpaczliwie ku nocnemu niebu, rozdziera mi uszy. OMON rusza w ich stronę. Zdarza się.

Kolejka aut posuwa się do przodu. Wchodzę na jej profil na Instagramie, godzinę temu wrzuciła zdjęcie, na którym stoi na łące ubrana w białą sukienczynę, na głowie kwietny ma wianek, w ręku – zielony badylek. Niepokalane blade lico, słowiański mokry sen. Jedną tęczówkę ma niebieską, drugą brązową. W tle napis: “Stop Ukraine War”. Dotykam jej twarzy, pod palcem wybucha serduszko.

Automatyczny tłumacz rosyjsko-polski pomaga mi w zrozumieniu komentarzy pod filmikami. Szukam informacji, czy w Rosji mówienie o patriotyzmie też grozi banicją usuwającą jednostkę z wielkomiasteczkowej narracji. “Rosja wprowadza obowiązkowe zajęcia z patriotyzmu w szkołach” – czytam. Zupełnie jakby polityka interesowała się nawet tymi, którzy nie interesują się nią.

Zdarza się.

ALINA TUCHOŁKA