JASTRZĄB: Osobiste spojrzenie na Fiodora Dostojewskiego

Rys. Wasilij Pierow – “Portret Fiodora Dostojewskiego” (1872).

Żyje krótko, bo zaledwie sześćdziesiąt lat. W roku 1821 pojawia się na świecie, by umrzeć w roku 1881. W 1849 roku, kiedy rodzi się August Strindberg i powstaje “Dawid Copperfield” Dickensa, a w Paryżu kończy swój ziemski żywot Juliusz Słowacki, powstaje nieukończona powieść Dostojewskiego “Nietoczka Niezwanowa”, utwór, od którego rozpoczyna się moja fascynacja tym pisarzem.

Przyznam, że temat zawiłego dzieciństwa i sierocej młodości głównej bohaterki pochłaniał mnie dużo mniej niż naszkicowana z biglem postać jej ojczyma, człowieka wziętego z przypowieści o zmarnowanym talencie.

Dopiero wiele lat później dojrzałem do zrozumienia “Biesów”, ale chyba nie dojrzałem do całkowitego wczucia się w sens tej książki, bo ilekroć wracam do jej lektury, tylekroć znajduję w niej świeżo wypatrzone, ukryte warstwy, których wcześniej nie dostrzegłem.

Zresztą nie tylko Biesy, bo historia powtarza się przy czytaniu “Braci Karamazow”, “Notatek z podziemia” lub “Zbrodni i kary”. Toteż zastanawiam się, ile razy można dojrzewać. Dlaczego, gdy odkrywam je na nowo, czuję się jak wiecznie naiwny książę Myszkin z powieści “Idiota”.


À propos “Idioty”. Dzieło Dostojewskiego powstaje w tym samym czasie (1869), co “Wojna i pokój” Lwa Tołstoja, “Człowiek śmiechu” Wiktora Hugo i “Szkoła uczuć” Gustawa Flauberta. Fakt ten jest o tyle ważny, że, omawiając twórczość określonego autora, warto przedstawić ją na tle innych wydarzeń, umiejscowić w konkretnej epoce, powiązać je z innymi kontekstami i połączyć w całość. Należałoby przybliżyć zachodzące procesy w muzyce, malarstwie, rzeźbie i wszystkich pozostałych dziedzinach artystycznego wyrazu, gdyż tylko poprzez holistyczne patrzenie będziemy w stanie ocenić własny dorobek i punkt, w którym się znajdujemy.

*

Mistrz Fiodor bez przerwy zaskakuje; nie zezwala na myślenie stereotypowe, jednoznaczne, ugruntowane w potocznej psychice, na poruszanie się po wytyczonych trasach szablonowej psychologii. Konsekwentnie podważa je, zachęca do zmiany dotychczasowych przekonań, zmusza do ich weryfikacji, a zatem obala mity o niezmiennie wyrazistych osobowościach.

Charaktery jego bohaterów są względne, uzależnione od kaprysów okoliczności; ich dobre cechy, przemieszane ze złymi, zgodnie i wytrwale wirują po kartach powieści, są obecne w notatkach i dziennikach pisarza. Tam, w “Dzienniku pisarza”, obok publicystycznych artykułów na aktualne tematy, umieszcza fragmenty opowiadań (“Bobok”, “Stuletnia”, “Sen śmiesznego człowieka”), a w 1876 roku całe: “Łagodną” (na marginesie powiedzieć wypada, że w tym samym roku powstaje opowiadanie Henryka Sienkiewicza “Hania”).

*

W recenzjach “Zbrodni i kary” eksponowany jest podstawowy wątek z Rodionem Raskolnikowem i zamordowaną przez niego Aloną Iwanowną, lichwiarką. Skupia się na nim większość krytyków. Kiedy myślę o tej powieści, wydaje mi się, że zawężanie arcydzieła do kryminalnego wątku jest banalizacją jej przesłania.

Nie uchodzi pomijać tematu ojca Soni, jednej z kluczowych postaci utworu. Także niestałego w postanowieniach urzędniczyny Marmieładowa, a zwłaszcza jego alkoholowych perypetii. Tym więcej, że powieść miała nosić tytuł “Pijaniutcy”. Nie sposób zignorować jego żony, Katarzyny Iwanownej, tak wstrząsająco przedstawionej przez pisarza, kobiety o zawyżonych ambicjach, przez nędzę doprowadzonej do galopujących suchot, obłędu i śmierci.


Nie można zlekceważyć roli Piotra Łużyna czy podłego Swidrygajłowa, który ma przebłyski szlachetności i wyrzuty sumienia popychające go do samobójstwa. No a opisanie sylwetki Porfirego Pietrowicza to psychologiczna wirtuozeria! Pyzaty tłuścioch o cynicznej duszy, raz poczciwy i na swój sposób sympatyczny, a raz chłodny, badacz, analizator ludzkich temperamentów, na ogół sprawia wrażenie poczciwca, nieszkodliwego jajcarza, jednak to wrażenie mylące. W rzeczywistości jest drapieżnikiem, a wszystkie jego maski i zmieniające się usposobienia służą mu do prowadzenia śledczej gry, do nękania przypuszczalnych zbrodniarzy, w tym wypadku do zastawiania sideł na Raskolnikowa.


Raskolnikow jest dla Porfirego przeciwnikiem niełatwym, ale że lubi skomplikowane wyzwania, zwłaszcza zaś psychologiczne harce, co rusz wpędza Rodiona w stan emocjonalnego napięcia, w ciągłe trzymanie języka, nerwów i mimiki na wodzy. Żyje w obawie przed zdemaskowaniem, w pogotowiu i nawet, gdy nie jest przez Porfirego atakowany, ma wrażenie, iż musi się przed nim bronić.


Nie ma chwili wytchnienia, odsapki od pajęczej sieci tego mistrza zabawy w kotka i myszkę. To usypia swoją ofiarę, to zakłada jej powróz na szyję za pomocą “niezbitych poszlak”, wątłych szczególików i luźnych sugestyjek. Biedny, osaczony Raskolnikow, miota się i wywija, nic mu to jednak nie pomoże; Porfiry to buldog z trismusem. W kółko poddaje go badaniu, analizuje, rozdrażnia, podpuszcza; to zwalnia uścisk, to wystawia na sztych. Nieprzewidywalny, trudny do rozgryzienia, w rezultacie stawia Raskolnikowa w sytuacji, gdy jedynym rozsądnym wyjściem jest przyznanie się do winy.


Rozgadałem się o “Zbrodni i karze”, a rzec by należało o innych dziełach. Choćby o “Graczu”, powieści napisanej w ciągu miesiąca i o tyle ciekawej, że na wskroś przenikniętej autobiograficznymi elementami i obserwacjami wziętymi z życia.


Dostojewski był hazardzistą. Przez większość swojego życia tonął w karcianych długach i to one mobilizowały go do pisania. Kto wie, czy gdyby nie ten zgubny nałóg, moglibyśmy delektować się jego utworami. Możliwe też, że, jeśli ominąłby go wyrok śmierci odwołany w ostatniej chwili i zamieniony na czteroletnią katorgę, czytalibyśmy dzisiaj jego “Wspomnienia z domu umarłych”.

MAREK JASTRZĄB