STOJAK: Za późno na wszystko…

Fot. Pixabay.com

A ja łez tak bardzo nie mogłam wydobyć, choć tak bardzo chciałam. Pochowały się gdzieś w kanalikach jak myszki małe, siwe. Jak siwe myszki skryły się gdzieś, gdzie cicho i ciemno. Nie płakałam, choć bardzo chciałam.

I potem też nie płakałam, wiatr rozgonił wszystkie łzy, pod płoty i jabłonki. Nie płakałam, a płakać wypadało. Uklękłam pod drzewem, schyliłam głowę i prosiłam, będąc tak w przykucu. Nie przybyły.

Potem też nie przybyły i nawet już nie prosiłam. Mogę bez łez. Bez łez też można żałować. A ja żałowałam, jak żałuje żałujący człowiek. Mocno żałowałam. I tych jabłonek, i płotów, co to wiatr zawirował. Jabłka postrącał, płot przewrócił jeden i drugi. Dwa płoty przewrócił, tak hulał. Ale ja nie płakałam, chociaż bardzo chciałam. Chciałam zapłakać za światem, co zmizerniał niczym niejadek. Chciałam, przede wszystkim za jabłonkami. A świat, tak, zmizerniał. Zmizerniał bardzo tak, jak dziecko, co nie chce jeść. Zmizerniał bardzo i nie chciał jeść bardzo też. Płacz i tak by tu nie pomógł, ale nie płakałam, bo łez nie przywołałam. Nie czułam łez…

Płacz jest jak deszcz, chciałam go zatrzymać, ale on nie przyszedł. Nie przyszedł wczoraj, dziś też go nie było. Nie było deszczu, nie było płaczu. Znowu nie płaczę i nie pada deszcz znowu. Ciągle nie pada, nie ma deszczu ciągle. Jak mam płakać, kiedy nie pada.

Chciałam zapłakać, chciałam zapłakać w deszczu, ale nie mogłam. Gdyby był deszcz, zmoczyłby moje oczy i usta, by były jak oczy w deszczu i usta w deszczu albo deszczowe oczy, deszczowe usta…

Ludzie dziwią się, że nie płaczę. Nie mogę, a tak bym chciała. Żeby chociaż popadało… Ach! Płacz. Spontaniczny, niezamierzony, płacz dziecka, mój płacz. Dziecko to nie ja, ale płacz prawie ten sam. Płaczę jak dziecko, choć dzieckiem nie jestem. Może gdybym była, byłby to większy albo cięższy płacz. Ciężki płacz w deszczu. Może bym zapłakała nad jego kołyską. Lepiej nie, nie wolno płakać nad kołyską, nie wolno płakać nad dzieckiem.

Chcę zapłakać nad sobą, nad tobą też nie. Zapłakać nad światem, który wart jest, żeby nad nim zapłakać. Świat we łzach, a ja nie mogę zapłakać…

A ja łez nie mogłam wydobyć, choć tak bardzo chciałam. Patrzyłam na nagie drzewa, na nagie drzewa patrzyłam i schorowane były. Schorowane jak chory pies i on też nie płacze. Nie mogę płakać, nie potrafię, choć psa mi żal i drzew mi żal. Powinnam zapłakać, bo drzewa są tego warte i pies też. Pies jest wart najbardziej. Nie mogę zapłakać, a tak bardzo powinnam…

Świat zszedł na psy, a do psów nic nie mam. Wirusy, pasożyty i grzyby zżerają ten świat, zżerają świat, który powinien zapłakać. My powinniśmy płakać razem z nim, bo to nasz świat. Świat i my. Czy zdążymy, czy przywołamy deszcz, co oczyści zło, czy zapłaczemy póki czas. Potem będzie zbyt późno płakać, by zapłakać. Za późno na wszystko. Na łzy, na płacz, na deszcz…

MIROSŁAWA STOJAK