KNAPIK: Świat uczuć w tekstach Kory

Fot. J.H. Mural na cześć Kory przy ul. Nowy Świat 18/20 w Warszawie.

Po śmierci Kory Jackowskiej (właśc. Olgi Aleksandry Sipowicz) pojawiło się sporo tekstów o życiu artystki, ale też podejmujących nurt biograficzny w tekstach piosenek pisanych dla Manaamu. Artystka napisała lwią część tekstów dla tego zespołu, dodając rockowej muzyce ulotności, delikatności oraz kobiecej wrażliwości: “Jeszcze wczoraj nieznany/ Poznany od niechcenia/ Piękniejsza od innych/ Miłość od pierwszego spojrzenia” (“Miłość od pierwszego wejrzenia”).

Jest w tym ujęciu radość z uczucia, które się budzi. Miłość to niezwykły żywioł, dar, który należy chronić i wspólnie pielęgnować: “Przyszłam na świat po to/Aby spotkać ciebie/ Ty jesteś moim słońcem/ A ja twoim niebem/ Po to jesteś na świecie/ By mnie tulić w ramionach/ Cuda cuda opowiadać/ I z miłości konać” (“Po to jesteś na świecie”).

Miłością należy się cieszyć, karmić nią zmysły, być jej wiernym. Troska o trwające uczucie jest niezwykle ważna, z drugim człowiekiem tworzy się wtedy niespotykaną gdziekolwiek indziej bliskość. Świat na poły bajkowy należy wzbogacić w czułe westchnienia, niepowtarzalne gesty oraz wyrazy poświęcenia i gotowości bycia dla drugiej osoby opoką w trudnych chwilach. Jest to stan naturalny, odwieczny, magiczny sposób scalony ze zjawiskami obecnymi w przyrodzie: “Kocham cię kochanie moje/ Kocham cię, a kochanie moje/ To polana w leśnym gąszczu schowana/ Kocham cię kochanie moje/ Kocham cię, a kochanie moje/ To sad wiosenny, rozgrzany i senny/ Kocham cię kochanie moje/ To rozstania i powroty/ I nagle dzwony dzwonią/ I ciało mi płonie” (“Kocham Cię kochanie moje”).

Świat miłości w piosenkach Manaamu to często obraz wykreowany i wyśniony, niezaprzeczalny urok tych tekstów być może ma źródło gdzieś w pogańskich obrzędach, tyle tu magii i instynktownej tęsknoty za pierwotnym życiem w otoczeniu natury. Tekst nie razi małostkowością czy trywialnością, o co nietrudno, gdy pisze się o miłości (wielu bowiem współczesnych wykonawców grzeszy pospolitością i słowotokiem, który wpasowuje się wprost idealnie w ramówkę wielu komercyjnych rozgłośni). Autorce tekstów nie zależało na łatwej popularności, podążaniu za jakimś modnym wówczas nurtem muzycznym. Miłość nie jest przecież złożona tylko z ciągłych westchnień i pocałunków, nie brak w niej samotności, cierpienia, zdrady, kpiny czy nawet szyderstwa: “Róża to twoja wierność/ Zdrada i wniebowstąpienie/ Zadaje cios bezbłędnie/ Kiedy narasta znużenie” (“Róża”).

Są też utwory ukazujące miłość w sposób żartobliwy, przekorny: “Mam swoje drogi kręte,/ Mam krecie korytarze,/ Wiem kiedy o mnie myślisz/ Wiem kiedy o mnie marzysz/ Lecz dziś mnie nie poganiaj/ Bo świat jest cały w brązach/ Świat w złocie i w koronkach/ I rozedrganych w dzwonkach” (“Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech”). W obraz uczuć wzniosłych i szlachetnych wkrada się odcień humorystyczny. Humor z czasem staje się nieco wisielczy, a zamiast lekko uszczypliwej ironii zagląda w oczy smutna rzeczywistość, bajkowe pozory zaczyna przysłaniać śmiech przez łzy – taki jest wydźwięk utworu “Smycz”: “Szczekam to racja bytu/ Służę bo tak jest ładnie/ Milczę kiedy mi każesz/ Leżę pod twym rozkazem/ Czekam patrzę ci w oczy/ Czekam koło się toczy/ Czekam warczę zajadle/ Wściekłość skacze do gardła”.

Przemilczana bezsilność, krzyk, rozpacz, zamieniają się miejscami z rozgoryczeniem, zgorzknieniem, bardzo wymownym przejrzeniem na oczy. Zamiast wołania i troski o uczucie jest zwyczajna niechęć. Być może dość było przemilczanych emocji, pozostało jedynie brzemię, które trudno znieść. Świat uczuć staje się piekłem, nad sercem zaczyna dominować racjonalny umysł. Swoją drogą nie wiadomo, kiedy pasjonujące uczucie przeradza się w  powszedni, nawet grubiański obraz relacji damsko–męskich. Wiemy już, że miłość “idealna”, uczucie zesłane wprost z niebios nie jest możliwe do zrealizowania na ziemskim padole, nieustannie tkwi w marzeniach: “Dzień za dniem pada deszcz/ Słońce śpi  nie ma cię/ Jest mi bardzo bardzo źle/ Zimny kraj zimny maj/ Koty śpią miasto śpi/ Czarodziejskie śnią się sny” (“Wyjątkowo zimny maj”).

Trzeba pogodzić się z tym, że ponura rzeczywistość niespecjalnie skleja się z ulotnością, delikatnością ludzkich wyimaginowanych pragnień. Znużenie, senność – i właśnie ten świat marzeń, który nieustannie obleka monotonię ludzkiego bytowania. Jednak pomimo wielu nieostrożnych potyczek z miłością, zranień i rozczarowań, bańka z wyidealizowanym obrazem tego uczucia nadal kusi. Być może jest to kojący kompres na ludzką zmarzlinę, depresyjną pogodę, kolejną chłodną miejską przystań. I nawet nie chodzi już o ten ekstatyczny świat namiętności, ale o wspólne przebywanie, dzielenie się radościami i troskami: “Jak dziecko unieś mnie wysoko/ Jak dziecko mnie do łóżka kładź/ Rano zjedz ze mną śniadanie/ Rano zjedz ze mną śniadanie/ Po prostu bądź po prostu bądź i patrz/ Po prostu bądź po prostu bądź i patrz” (“Po prostu bądź”).

Jednak można żyć bez miłości w świecie, w którym uczucie to przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu, jest zwyczajnie niewygodne. Czyżby ideały, marzenia, owa “miłość wieczna tęsknota” okazały się niczym więcej niż tylko pięknym szyldem? Miłość jest jednak ważniejsza, to nie tylko znamienne “motyle w brzuchu”, a również ból, cierpienie, rozdzierająca serce “wieczna tęsknota”.

ROBERT KNAPIK